Dawno nie pisałam bo i nie było o czym. Nie było o czym dobrym, oczywiście.
Święta jedzeniowo, były ok. Trochę za dużo zjadłam, ale po świętach wszystko wróciło do normy.
Niestety przyszła majówka i 5 dniowy wyjazd z rodziną. Ze względu na silną alergię nie mogę stołować się na mieście więc przygotowałam pudełka, na każdy dzień, zgodnie z dietą. No i super.... tylko, że przez 2 pierwsze dni. Potem się zaczęło, rodzinka jadała na mieście, a to obiad, a to lody, a to jakaś przekąska a mi było tak strasznie przykro, że ja tak nie mogę, że muszę patrzeć jak oni jedzą a ja nie, że wracałam do domu i jadłam wszystko co było w zasięgu ręki (oczywiście to co mogę ze względu na alergię).
Po powrocie wcale nie było lepiej. Zaproszenia na grila, na komunię i inne atrakcje są dla mnie stresujące, właśnie ze względu na jedzenie, a skutkują jedzeniem wieczornym. Po części jestem głodna, ale nie umiem zjeść kanapki i zastopować. Muszę jeszcze czymś zakąsić, czymś słodkim oczywiście, no i nie jednym cukiereczkiem, czy kawałkiem czekolady... szkoda gadać. Wiem, że przecież mogę się zając jakim hobby, ale nie mam takiego. Lubię spacery, jazdę na rowerze, ale w tym roku strasznie męczy mnie alergia na pyłki więc wolę nie wychodzić. Trochę też czytam, ale książki nie wciągają mnie tak, żebym zapomniała o jedzeniu.
No nic, mam nadzieję, że uda mi się ogarnąć i zapanować nad emocjami.