Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wracam do formy po urodzeniu synka. Jako weteran odchudzania wierzę, że tym razem, nauczona własnymi błędami, potrafię racjonalnie i mądrze uzyskać wymarzoną wagę i kondycję :-) Jestem typową kurą domową z zacięciem pedagogiczno- filologicznym. Pochłaniam masowo książki, zajmuję się dzieciakami, z kuchni zrobiłam jaskinię alchemika. Nie stronię od robótek ręcznych wszelkiego rodzaju. Lubię zwierzęta, jeśli one mnie lubią. Jestem utalentowana muzycznie, ale to talent zmarnowany. Bywam marzycielką, złośnicą, przykładną żoną lub nieznośną synową. Dla każdego coś innego :-D

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 89300
Komentarzy: 741
Założony: 13 stycznia 2009
Ostatni wpis: 5 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kasiapelasia34

kobieta, 49 lat, Kraków

160 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lutego 2011 , Komentarze (5)


O marchewko! Ty moje warzywo ulubione!
Jeść by cię codziennie
                           dużo
                              zachłannie
duszoną
smażoną
gotowaną

z imbirem
z kardamonem
z miodem
z cynamonem...

A po tobie już tylko....
......brzoskwiniowa cera :-)

i ta błogość smaku....

i to ciepło w brzuszku...

I ten kontrast do śniegu, mrozu i bladości....

21 lutego 2011 , Komentarze (7)


Całe życie gruba byłam :-) A teraz nie jestem. I mam nadzieję, że to nie jest stan chwilowy. Ale zauważyłam, że osoby szczupłe pod wieloma względami cierpią niewygodę. Sporządziłam więc listę:
1. Nie mogę siedzieć na twardych krzesłach, ławkach itp, bo...bolą mnie kości!!
2. Nie mogę zaczerpnąć wody dłonią ze strumienia, bo woda przecieka mi przez palce....
3. Nie mogę zmieść okruszków ze stołu na rękę, bo przesypują się na podłogę....
4. W optymalnych dawniej temperaturach teraz marznę, ubieram cztery warstwy, zamiast dwóch...
5. Biust zmniejszył się o dwa rozmiary. Dawniej biust był ekstra, reszta za duża. Teraz wszystko jest w sam raz, biust za mały...
6. Wszystkie ubrania idą do wyrzucenia/rozdania. Wymiana całej garderoby to horrendalny koszt (sama bielizna to majątek, resztę można od biedy zdobyć na ciuchach).
7. Buty dotychczas pięknie leżące na stopach są jak przechodzone czółna...
8. Wypracowany latami własny styl ubierania i podkreślania/tuszowania własnych kształtów już jest nieprzydatny, trzeba cierpliwie pracować nad nowym stylem metodą prób i błędów.
9. Ubrania w rozmiarze S jest równie trudno dobrać do figury, jak te w rozmiarze XXL. W tych dużych było się jak w workach, w tych małych według powiedzenia " Z tyłu liceum, z przodu muzeum"...
10. Pierścionki, obrączki idą do lamusa. Na nową biżuterię trzeba czekać na kolejną specjalną okazję (a tych jakby nie widać na horyzoncie...).
11. Starzy znajomi albo nie poznają mnie na ulicy, albo nie muszą udawać, że mnie nie znają, bo nie poznają...
12. Nowi znajomi twierdzą, że już mnie gdzieś widzieli/poznali (przylepiają mi cudzą tożsamość!!!).
13. Rodzina się o mnie martwi i wmawia mi choroby (ciała lub duszy, w zależności od sympatii lub jej braku).
14........

.......Tu by jeszcze można dalej wyliczać, ale obowiązki wzywają, dzieci głodne :-)

ZASTANÓWCIE SIĘ, CZY CHCECIE SIĘ ODCHUDZAĆ 

17 lutego 2011 , Komentarze (3)



Kontrola była i poszła sobie :-) Na szczęście moja osoba nie była angażowana bezpośrednio, więc teściowa mi "odpuściła". Gdy za szanownymi kontrolerami zamknęły się drzwi, była tak zadowolona, że już poszli, że zapomniała o mojej niesubordynacji (mam nadzieję, że mi tego nie wypomni po kilku miesiącach).

Córa moja dostała od babci banany. Ponieważ w naszym domu od dawna już owoca tego nie uświadczysz, to się panienka ucieszyła i z wielkiej radości banany zjadła. Za 15 minut miała czerwoną opuchniętą twarz. W nocy biegała po domu z krzykiem i płaczem i tak na kilka razy.
Jak wyjaśnić takiej sześciolatce, że jest uczulona, już nie muszę się martwić. Zapamięta tą nauczkę na długo. Ale pytanie, jak wytłumaczyć to babci.... Wiedziała, że nie kupuję, bo mała ma alergię, a nie chciałam, żeby pozostali domownicy się zajadali czymś, czego ona nie może. Żeby jej przykro nie było...

Niewyspana jestem. Przeganiałam córeńki koszmary. Ma ktoś patent na niereformowalne babcie, co to z miłości do wnuków "uszczęśliwiają" je według własnych pomysłów?

16 lutego 2011 , Komentarze (4)



Dzwoniła moja teściowa. Będzie dziś miała kontrolę z Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa. Od kilku lat dostaje rentę z Agencji, ale pola pozbyła się fikcyjnie. W dodatku obrabia jeszcze pola sąsiadów. Więc teraz się przeraziła, bo jak jej oszustwa wyjdą na jaw, to będzie musiała zwrócić wszystkie pieniądze + odsetki (podobno). Ja mam więc zaświadczyć, że ona jest wzorowa babcia, która całymi dniami zajmuje się wnukami i piecze szarlotki, a nie orze w polu.
Odmówiłam. Nie umiem kłamać. Jestem zła synowa. Wyrodna. I podstępna.
Nie mogę spokojnie patrzeć, jak naciągacze i kombinatorzy wyłudzają pieniądze od państwa. My płacimy wszelkie podatki (haracze), nie mamy żadnych taryf ulgowych. Nie dajemy nikomu w łapę i żyjemy na zaciśniętym pasku. Za nasze podatki fundowane są renty ludziom, którzy mają dużo czasu i końskie zdrowie, ale nie mają skrupułów, by wyłudzać pieniądze. A pech chce, że nie tylko mamy takich w sąsiedztwie, ale i w rodzinie....
Teściowa podejrzewa, że doniósł na nią brat (konflikt o mur na drodze). Nie udowodni tego ani nie sprawdzi, ale zły ferment został.
Słońce schowało się za chmury. Wychodzą złości, urazy i pretensje....

Idę zrobić sobie kawę. Zdołowała mnie ta sytuacja. Może imbir z kawie rozproszy złe emocje...

15 lutego 2011 , Skomentuj



Wraca planowanie, ekonomiczne wykorzystanie czasu i unormowany grafik dnia. Przez ferie mi się wszystko "rozpełzło". Rekreację internetową eliminuję, odbieram pocztę, piszę maile, wpis na Vitali i praca. Nie ma zmiłuj. Po południu dzieci, obiad, garnki, prania i co tam się samo jeszcze napatoczy.
Muszę się zdyscyplinować, bo nie wiedzieć kiedy czas zaczął mi przeciekać przez palce.

Waga bez zmian, ale nie wymagam od niej niczego specjalnego :-) Byle nie wzrastała :-) Jest dobrze, błoga stabilizacja bez uwagi i wysiłku z mojej strony. CHWILO TRWAJ!!!

Jeszcze postanowienie wiosenne (bo Chińczycy twierdzą, że to już): wieczorem spacer z psiną, nawet gdyby biło żabami, a błoto było po pachy....

10 lutego 2011 , Komentarze (2)



Idę sobie na słoneczko. Tak delikatnie, na balkon. Bo u nas teraz pora błotna jest i przejść się nigdzie nie da. Łąka cała skopana przez krety i myszy, jak zaorany ugór wygląda.
Więc na balkon...
Bo jak pisze pewna pani ginekolog amerykańska, 20 minut dziennie na słońcu bez okularów i szkieł kontaktowych świetnie wpływa na regulację kobiecych hormonów. Więc idę się regulować, witaminizować (D!!! dla mocnych kości he he) i opalać oczywiście.
Dzieciaczki moje po trzech dniach spędzonych na polu, w słońcu i wietrze, nabrały rumieńców. I to nic, że wygladają, jak błotne bałwany, a pralka płacze zapchana piachem. Szczęśliwi są, a ja mam samą  przyjemność z ogladania prosiątek z bezpiecznej odległości i we względnym spokoju :-)
Wiosną pachnie. I nie ważne, że na weekend powrót zimy. Ona już długo nie pożyje....

Na słoneczko, na słoneczko!!!

9 lutego 2011 , Komentarze (5)



Pewnie to, co napisałam, brzmi jak artykuł marketingowy. Nie o to mi chodzi, żeby promować czyjeś książki. Bardziej zależy mi na tym, żeby podzielić się swoim doświadczeniem.

Czytam Wasze pamiętniki i widzę siebie sprzed dwóch lat. Pewnie, że nie mam gwarancji, że mój "stan obecny" będzie tym na zawsze. Ale widzę, że ten styl życia nie wymaga ode mnie wielkiego wysiłku, jakichś wyrzeczeń. Nie zmuszam się do jedzenia czegoś, czego nie lubię, nie torturuję swojego ciała wymyślnymi ćwiczeniami, nie żyję pod presją odchudzania. Żyję normalnie i nie płaczę na widok pączków, czekoladek, lodów itd. One dla mnie nie istnieją (poza miodem i gorzką czekoladą, ale te akurat są wskazane w rozsądnych ilościach :-)).

Piszę to, bo może to komuś pomoże. Ale nie zapominam, że każda z nas ma własną ścieżkę....

9 lutego 2011 , Komentarze (3)

Kiedyś martwiłam się, że nie chudnę. Jak większość z Was.
I nic nie pomagało, nie mogłam chodzić (kręgosłup, stawy), o bieganiu nie wspomnę. Miałam fatalne wyniki z cholesterolu i początek cukrzycy II.  Zaliczałam turnusy rehabilitacyjne i komorę krio (- 150 st. C), nie jadłam, albo jadłam same surówki, albo inne cudeńka. I zero efektów.
A po co to piszę? Bo odkryłam, że zacząć trzeba nie od odchudzania, żeby schudnąć :-)
 Im bardziej się odchudzałam, tym większy miałam pęd na jedzenie. A jak myślałam o jedzeniu, to się w końcu łamałam i zjadałam coś zakazanego, lub nierozsądną ilość, albo o głupiej porze.
Wtedy moja samoocena spadała w dół. Bo znów się okazywało, że mam słaba wolę, jestem do niczego. W dodatku brzydka, gruba i zmęczona, i beznadziejna....
I tak kopałam siebie...leżącą już, upadłą po grzechu jedzenia. Efekt takiego braku miłości do siebie przychodził natychmiast: pocieszenie przynosiło tylko jedzenie....

W końcu podeszłam do problemu inaczej. Najpierw postanowiłam zatroszczyć się o siebie :-)

Przeczytałam książki A.Ciesielskiej. To był punkt zwrotny. Ta pani stawia współczesną dietetykę na głowie. Czytałam i pukałam się w czoło. A potem pomyślałam, że nie mam nic do stracenia :-)
Zaczęłam jeść do woli, często, dużo i smacznie. Nie myślałam o odchudzaniu. Myślałam o zdrowiu. Ale jadłam inaczej: wszystko gotowane, mnóstwo warzyw, trochę mięsa, kasze, ziemniaki i wiadra przypraw. W odstawkę poszły owoce, nabiał. Do picia tylko ziółka, zero zimnej wody. I owsianka :-)
Zauważyłam, że jest mi ciepło, coraz cieplej. Mam coraz więcej energii, już nie śpię, jak niedźwiadek zimą :-) Wystarcza mi 7 godzin snu (wcześniej 10-12, a jak było mniej, to byłam nieprzytomna), mogę "zasuwać jak motorek" przez cały dzionek. Jestem spokojniejsza, mam pozytywne nastawienie do swiata (nawet teściową zaczynam lubić :-)).
Przy tym wszystkim waga zaczęła spadać nie wiedzieć kiedy. Pewnie, że karmienie malucha przy tym pomogło, ale od dwóch miesięcy karmimy się 1-2 razy na dobę, a waga nadal ma tendencję w dół.

A.Ciesielska wyjaśnia ten mechanizm tak: organizm człowieka otyłego jest wychłodzony, jego narządy wewnętrzne nie pracują prawidłowo. Zaburzony jest proces trawienia i przyswajania pokarmu. Stosując obecne zalecenia dietetyczne wychładzamy organizm jeszcze bardziej (zimne jedzenie, surowe, kwaśne). Psychicznie też jest z nami źle :-) I nie mamy siły na nic... totalny brak energii.
Żeby to zmienić, trzeba zacząć jeść energetycznie (ciepło i lekkostrawnie). Najpierw organizm głupieje i nie wie, co robić, albo nawet tyje. Nie zwracajmy na to uwagi :-) Po pewnym czasie "machina rusza " i jest już tylko lepiej. Ale powoli, w naturalnym tempie.
I jeszcze ruch... Ruszać się!! Ale to już wiadomo nie od dziś :-)

8 lutego 2011 , Komentarze (5)


Pytam retorycznie :-)
Bo ostatnio przyjaciółka spytała mnie, co robię, że nie mam w ogóle cellulitu
. Hmm.... Dziwne pytanie, bo ja z cellulitem walczyłam wiele lat i miałam wielkie opory, żeby strój kąpielowy założyć, bo... no wiecie, jak cellulit na udach wygląda... Potem o tym przestałam myśleć, bo zajęłam się ważniejszymi sprawami. Ale jak już przyjaciółka spytała...Odkryłam ze zdumieniem, że MÓJ CELLULIT ZNIKNĄŁ!!! Śladu nie ma :-)
Nie powiem, że to jakiś mój sukces. To raczej skutek uboczny mojej diety. I niech mnie teraz ktoś przekona, że cellulit jest nieuleczalny, a zmniejszyć go można tylko serią drogich zabiegów :-)
Otóż drogie kobiety DA SIĘ!!! Bez kosmetyków, cudownych kremów, masaży, wygibasów i zimnych pryszniców (Brrr). Tylko porządna dieta i odrobinka ćwiczeń ogólnokondycyjnych :-)


A teraz pójdę do łazienki, potraktuję się woda z mydłem i z dumą spojrzę w lustro na swoję piękne nogi :-) A producenci kosmetyków niech się pod kafelki skryją, szarlatani  :-)

3 lutego 2011 , Komentarze (3)

Mamy ferie. Nuda. Tzn. w domu dużo się dzieje, ale jakoś mnie nie porywa wewnętrznie...

Samochody obydwa na zmianę w warsztacie. Jednym mąż jedzie do pracy, drugi u mechanika, potem zmiana. Nazbierało się dużo "grubszych" spraw, bo samochodziki w wieku dojrzałym zdecydowanie. Za czerwoną biedronkę mąż się nie zabiera z naprawami, bo nie ma czasu drążyć teorii, ale przy polonezie lubi czasem pokręcić i postukać. Teraz jednak trzeba zrobić transplantację "serca", a do tego trzeba mieć specjalistyczne narzędzia.
Efekt taki, że nie mam samochodu do swojej dyspozycji. Więc... siedzimy w domu.

Waga moja nieznana. Tzn. nie ważyłam się, ale chyba coś mi ubyło, bo wczoraj zgubiłam obrączkę. Nawet nie wiem, kiedy mi się zsunęła z palca. Znalazła się dziś. Przyniósł mi ją sąsiad, bo.... Piekłam wczoraj chleb na zakwasie. Jeden bochenek zaniosłam sąsiadom. A oni dziś przy śniadaniu wysupłali z kanapki moją obrączkę hi hi. Teraz muszę pamiętać, że do wyrabiania ciasta obrączka musi bezwzględnie z palca być zdjęta.

Mój Synek malutki zaczął zauważać naszą Psinę. Są w tej chwili równego wzrostu i patrzą sobie w oczy. Psina wystawia jęzor i liże moje dziecię po twarzy, a dziecię.... wystawia swój języczek na maksymalna długość i ... liże psinę po nosie. Psina się cieszy, a jakże, ale mamusia już nie bardzo....

Moja najlepsza przyjaciółka urodziła córeczkę, śliczną małą dziewczynkę. Teraz muszę przyjąć to do wiadomości. Sam fakt, że ona ma swoje dziecko, w subtelny sposób zmienia naszą relację. Jeszcze nie wiem, na czym to polega, ale jest jakoś inaczej... Napiszę o tym, jak uchwycę to i ubiorę w słowa.... Ale jest cudnie :-) I zazdroszczę jej! Chyba w swoim babskim sercu mam zakodowane, że niemowlak to najcudowniejsza istota na świecie i chciałabym mieć ją dla siebie...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.