...to jeszcze Żyrafka. Choróbska i Zarazy mnie lubią - chyba czas, żebym i ja je polubiła, bo wojowanie z nimi kiepsko mi idzie. Sztywnam, jakbym kij połknęła (albo, jakby mi kto go wsadził nie-powiem-gdzie), taki długi i nijak się zgiąć nie chce. Chodzę oblepiona plastrami rozgrzewającymi, śpię na płasko (na plecach!!!) uszywniwszy kark poduszką "do samochodu". Po prostu świetnie :) A czemu Rudolfina? A bo nos mam czerwony, odrapany, zaropiały i krwawy. Nie, nie - nie dostałam w pyszczydło, jakieś zakażenie mi się wdało w wiecznie wycierany katarowo ryjek. Potraktowałam w wigilię nochala spirytusem i na dodatek spaliłam sobie skórę na nosie. Tak więc święta spędziłam z elegancką, pulsującą truskaweczką zamiast nosa, he he :)
Ale za to głos odzyskałam, katar niemal zniknął, kaszlu mam resztki, gorączki nie zanotowałam - idzie ku lepszemu ;)
Imprezę w piątek (ostatnią trzydziestkę) przeżyłam ledwo-ledwo. Jednak jak człowiek chory (a i alku dziabnąć sobie nie może, bo ktoś kierowcą być musi a i łudziłam się, że może w ciąży jestem...), to imprezy nie bawią. Zresztą impreza raczej średnia, bo towarzystwa wymieszane a i rodzice-ciotki-wujki na miejscu. Jedzenie za to przepysznej urody i muza z "lat młodości" (tj. początki liceum, mmmm....). Dziewczynom sie podobał jeszcze striptizer w trzech odsłonach - ja jakaś dziwna jestem, oblukałam tylko kowboja. Policjanta (czy może strażaka?) i marynarza nie zdzierżyłam i zostałam z facetami przy barze. Dziwnie się na mnie patrzyli, ale cóż - dla mnie striptiz jest żenujący i nic na to nie poradzę... Najbardziej głupio było mojemu Chłopu, że tak stałam z nimi zamiast piszczeć z resztą bab i macać obcego gościa po torsie, yyyyyy.....
Święta na maksa rodzinne. U moich Rodziców w Łyśniewie wylądowaliśmy w niedzielę, była już moja Siostra ze Szwagrem i Kaziu (Teściu Siostry). Wigilia obfita (dań 22 :)) - ale się nie przejadłam przesadnie, aż dziwne... - gwiazdor hojny. Wtedy też pierwszy raz w życiu piłam tequilę i mi smakowała :) Zwłaszcza ta limonka po ;) Żeby nie było nieporozumień, tequila była już po Pasterce, więc zgodnie ze zwyczajem :) A tak dla wyjaśnienia - pierwszy raz w ogóle był jakikolwiek alkohol na naszej Wigilii (po Pasterce!! :)) i wywołaliśmy ciężkie oburzenie u Mamy... Piłam "po damsku" (oprócz mnie tequilę konsumowało 4 chłopa), ale i tak mam chyba przechlapane i Mamusi ;)
W pierwszy dzień świąt śniadanie w Łyśniewie, potem szybko-szybko do Gdyni, do kotków, później obiad u Teściuffki, wizyta u jednej babci (i 3 pierożki i obraza, ze nie chcemy jeść...), a na koniec 18 urodziny kuzyna Maćka. Wielka impreza rodzinno-przyjacielska. Ajejej... W domu byliśmy chyba kole 1 albo 2 w nocy, nawet nie wiem :)
W drugi dzień świąt zakopaliśmy się w domu, wstaliśmy o 13, śmierdzieliśmy sobie w wyrku, oglądaliśmy Włatców Móch i Prison Break (yyyyy.... pełna brazyliada :)), Gajol grał w Wiedźmina a ja poszłam sztywno spać i nie odbierałam telefonów...
Wczoraj obiad z przyjaciółmi (dzięki Izuś:):):)), zakupy przedsylwestrowe, urodziny Siostry - więc w domu byliśmy tak naprawdę chwilę. A wróciliśmy po 23.
Dzisiaj też już zdążyłam mnóstwo zrobić (łącznie z wizytą u kosmetyczki, przekazaniem kluczy do domu przyjaciółce, żeby miał się kto koteckami zająć i zakupem butów - być może przydadzą się na Sylwestra :) Sylwester jest przebierany, na razie nie mogę napisać za co się przebieram (btw - jeszcze nie zdecydowałam między dwoma przebraniami), bo jadę z dwoma Viltalijkami i chcę zobaczyć ich miny ;) Chociaz nie wiem, czy jest sens się starać, bo mój Małżonek i tak mnie przebije z przebraniem, umarłam wczoraj, jak go zobaczyłam :):):) Za chwilę pędzimy dalej, bo pilnujemy dzieciaków Szfagierry a później jeszcze Invicta i może pójdziemy jeszcze w gości albo my zostaniemy napadnięci. Ja chyba jednak lubię, jak mam 100 000 spraw na glowie :)
Życzę Wam wszystkim Kochani udanej zabawy sylwestrowej.
I zdrowia. Bo widzę po sobie, że najważniejsze.
I spełnienia marzeń.
I realizacji planów.
I szczęścia, takiego ciepłego uczucia wewnątrz siebie i poczucia, że "jest dobrze".
I kasy, żeby jej nie brakowało. I żeby jeszcze zostało trochę na te szalone drobiazgi, które chodzą Wam po głowach :)
I żeby 2008 r. był co najmniej tak doby, jak 2007. Albo i lepszy :)