...i jakoś straciłam z oczu pozytywne strony życia.
Dziadek Maćka jest w szpitalu od ponad tygodnia i wciąż nie wiadomo, co mu jest. A jest niefajnie. Mocno niefajnie. Nie chcę o tym pisać.
W pracy zawirowania. Nie dość, że roboty od ch_ _a z zamknięciem roku (3 spółki...), to jeszcze szykują się przekształcenia - powstały znów nowe spółki, które mają się w przyszłości połączyć z innymi (zgadnijcie, kto ma prowadzić księgi?). W wyniku tych działań ma nastąpić zmiana formy prawnej na coś o czym nie mam zielonego pojęcia. Trzeba się zacząć uczyć, bo jeszcze chwila i przestanę być odpowiednią osobą na swoim stanowisku. No oczywiście, że się boję!! Nie lubię zmian, a tu zostanie wszystko wywrócone do gór nogami. Patrząc od strony szklanki w połowie pełnej - będę robić rzeczy nowe. Czyli będę się rozwijać. Czyli moja wartość na rynku pracy wzrośnie. Czyli pozytyw. I takiej wersji chyba muszę się trzymać... BTW - wyodrębnienia zorganizowanej części przedsiębiorstwa i wniesienia jej aportem do innej spółki też się bałam a dałam radę. Dwa razy :)
Jeżeli chodzi o wagę / wygląd / odbieranie siebie od strony fizycznej to jest dołek z tendencją pogłębiającą się. Nieco przytyłam i od razu jest pełen dramat. Obiektywnie rzecz biorąc jestem głupia strasznie, bo moja waga jest w dolnej granicy normy i wyglądam naprawdę dobrze. Ale jak ma się taki burdel w głowie, jak ja... Natomiast niezaprzeczalnym faktem jest pojawiający się nieśmiało trzeci miszelin, który irytuje nieznośnie i powoduje umocnienie się postanowienia przejścia A6W. W końcu zacznę...
Trudno się dziwić, że lekko przybrałam. Zestaw WiećMac połączony z cytrusowym Reds'em na kolację o 21 (o tej godzinie dotarłam w środę z pracy do domu) nie jest usprawiedliwiony przez NIC. Jak jestem durna, to później mnie wkurza trzeci miszelin...
Na temat moich nierosnących pęcherzyków, mikrych jajeczek i najprawdopodobniej niepłodnych cykli oraz tego, że w przyszłym cyklu zaczynam brać hormony (a tego się najbardziej bałam!) nie chce mi się nawet myśleć. Więc tylko sygnalizuję, że w tym temacie jestem wyjątkowo drażliwa i jak sama nie zaczynam gadać, to proszę nie pytać.
Zdołowanam mocno. Fakt niezaprzeczalny. Potrzebuję "kiwaczka", który mi przytaknie i powie "nic się nie martw stara, będzie dobrze!!" Za wszelkiego typu rady i pouczenia w tonie moralizatorskim z góry dziękuję i bardzo proszę zatrzymajcie je dla siebie... Następnym razem przyjmę na twarz wszystko, ale nie teraz!
Buziaki
PS. Zdjęcia z Sylwestra z moim nowym czarnym image zamieszczone poniżej.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
grzywaczka
13 stycznia 2008, 23:52spoko luzik - dawałaś sobie radę w gorszych sytuacjach i wiem, że tym razem tez sobie poradzisz - jakby co - wal jak w dym!
grzywaczka
13 stycznia 2008, 23:50dasz radę:)
ako5
13 stycznia 2008, 19:16Jesli chodzi o sprawy zawodowe, to jestem pewna , ze sobie poradzisz!!! My kobiety nie z takimi drobiażdzkami sobie radzimy!!!Co do przytycia, to mysle ,ze waga 55, a nawet 57 ie zrobi z Ciebie grubrj kobitki,.,..Mamy podobny wzrost, więc wiem co mówie! Jezeli wyczuwasz oponke to poćwicz na brzuszek! Widzisz, jak ja w ferworze walki szybko rozwiazuje problemy???? Buźka i nie martw sie , na pewno bedzie OK:)))
7051953
13 stycznia 2008, 00:14co jakis czas zaglądam co u Ciebie słychac ? Jesteś bardzo atrakcyjną babką ale tak naprawdę dobrze to wiesz, prawda ? Staram się ruszac bo od siedzenia na d... to raczej nikt jeszcze nie schudł i częściowo przez to latanie do klubu wciąż nie mam czasu ...sama nie wiem co ja robię... Dużo szczęścia życzę, cokolwiek ono dla Ciebie znaczy ..Pozdrawiam ciepło - Basia
gudelowa
12 stycznia 2008, 17:42ig