Kiedyś już pisałam o tym, jednak skoro co roku robię czystki na blogu to pewnie nie został ślad po moich wywodach.
Holandia jest najgęściej zaludnionym krajem w Europie. Takie Indie europy. Mam to szczęście, że mieszkam na końcu świata i tutaj gęstość zaludnienia jest mniejsza - zamiast miejskich aglomeracji mam pola, wały powodziowe i pastwiska dla owiec i krów. Wychowałam się na bardziej zurbanizowanej wsi niż mieszkam. W mojej jakże poPGR-owsiej wsi są bloki, sklepy czy choćby straż pożarna. Tutaj zaś jest sklep z łodziami, komputerowy, korty tenisowe, boiska piłkarskie, do gry z bule, świetlica tzw. dorphius czy park dla psów, a nawet mechanik samochodowy z komisem. Do tego wieś jest malutka, czysta, w miarę cicha [chyba, że o 1 w nocy].
Mam dom z ogrodem - dom jest w zabudowie szeregowej i ma 3 piętra. Kupiliśmy go w 2019 roku i zrobiliśmy niewielki remont przed wprowadzeniem się. Na tamte czasy ten dom był śmiesznie tani i często żartuję, że czekam aż rozpadnie się, bo gdzieś musiał być kruczek ukryty. Po początkowym strachu, kiedy słyszałam chrupanie kornika, okazało się, że domowi zupełnie nic nie dolega, poza tym, że poprzedni właściciele oszczędzali na wszystkim i przy kolejnych renowacjach odnajdowaliśmy coraz więcej cudów architektonicznych. A to spad pod prysznicem idzie od odpływu a nie do, a to drzwi wejściowe docięto, nie wiemy czemu, na dole tak, że nam ślimaki, salamandry i śnieg dostawały się do środka, itp. Cuda. Sukcesywnie jednak eliminujemy buble i dom robi się coraz fajniejszy. Wymieniliśmy wszystkie okna na potrójną szybę, oraz mamy szczelne drzwi. Do tego mąż zaizolował meterkast, z której wiał sztormowy wiatr, oraz skosy w sypialni, gdzie było wyjście wentylacji warstw ścian nośnych - w Holandii widocznie buduje się takie wentylacje, ponieważ jest tutaj bardzo dużo wilgoci. Odciął więc on sypialnie od wentylacji, a tym samym mury nadal są osuszane naturalnie, a nam w sypialni po nogach nie wieje.
W środę mój kolega kupił dom. Taki sam jak mój, wybudowany w tym samym czasie, również w środku szeregowca. Położony na tej samej ulicy, bliźniaczy. Jedyne co to lustrzanie położony, więc ogród ma od północy, a nie od południa jak ja. Za to jest sporo dłuższy niż mój. I teraz coś, co mnie przeraża - zapłacił 100k więcej niż ja za dom. Ceny regularnie idą w górę, ale tak realnie, jak rozmawialiśmy o szczegółach to wiem, że dziś nie kupiłabym swojego domu. Nie byłoby mnie na niego stać.
A jak kolega tego dokonał? Pomijając fakt, że jest dusigroszem i zbierał kasę odkąd przyjechał do Holandii 3 lata temu, dodatkowo ma drugą pracę oraz mniejsze wydatki z tytułu wynajmu domku, gdzie media ma w cenie, a podatki go nie dotyczą. Mimo wszystko, to co osiągnął jest wynikiem ogromnej pracy i skupienia na celu. Znam tutaj Polaków, którzy pieniądze tracą przez palce - na markowe ubrania, iPhony, gadżety, samochody, narkotyki. Mój współpracownik naprawdę odejmował sobie większość zbytków właśnie w tym jednym celu - aby ogarnąć sobie życie tak, by nie musieć się już niczym martwić. A stały adres zamieszkania taką stabilizację zapewnia - wiem po sobie.
Przeraża mnie cena, jaką kolega zapłacił, choć i tak nie jest ona wysoka, jak na obecne czasy. Mediana krajowa wynosi grubo ponad 400k za dom, a nasza okolica akurat należy do tych w miarę drogich. Tanie domy są na wschodzie kraju, gdzie jest mniej pracy niż u nas, zaś najdroższe w obszarze Randstad.
Sprowadzające temat jednak do mnie i mojego punktu widzenia - ciesze się, że koledze się udało. Będzie miał swoje małe huisje, boomtje, beestje. Spokojne, sielskie życie. Co prawda wspominał, że jego narzeczonej już się włączyła chęć na dziecko, podczas gdy on jest bardzo temu obecnie przeciwny, ale może zaznają choć rok spokoju nim baby-wish-terror zapanuje ich życiem. Trochę się martwię o mieszkanie tak blisko siebie. Widujemy się 8 godzin dziennie i póki co padają deklaracje wspólnych grilli i grania w planszówki, ale to raczej tylko fasada. Kolega bardzo oddziela pracę od domu i mówił niejednokrotnie, że za drzwiami firmy on mnie nie zna i woli nie oglądać. Teraz może być niezręcznie. Chyba gdzieś z tyłu głowy boję się po prostu odrzucenia. Ostatnio znów myślę nad zmianą pracy, więc to może by mi pomogło nabrać trochę dystansu.