Trzeci tydzień roku minął w lekkiej męce. Czułam się zmęczona codziennie, dopadła mnie miesiączka i skurcze [odkąd mam spiralę to jest gorzej niż kiedy używałam krążków], a do tego w pracy nerwowe latanie. Apogeum stresu w pracy było w piątek. Piątki są najgorsze! Zazwyczaj szefowa przychodzi i robi chaos, ale tym razem została na zdalnym i tylko męczyła mi duszę przez WhatsUpa od bitej 8 rano. Nie wiem, co się z nią dzieje, ale popełniła bardzo dużo błędów. Od nowego roku chodzi nerwowa i mój współpracownik mówi już, że i jemu się udziela. Pracuję z roślinami, ale przede wszystkim pracuję z numerami. Rośliny, które nie mają jeszcze patentu i nie są wprowadzone na rynek, istnieją u nas tylko jako numer. Nierzadko 8-cyfrowy numer, który musimy pamiętać, wiedzieć jak roślina wygląda, gdzie stoi i jakie jest jej przeznaczenie. Mamy na stanie kilka tysięcy takich roślin. Wszystkie ważne, niektóre kluczowe dla istnienia naszego działu. I czasem się zdarzy, że numer się pomyli, ale głównie zdarzało się to nam i ona to wychwytywała i wprowadzaliśmy korekty. Teraz my wyłapujemy błędy, a zdarzało się też i tak, że czegoś nie wyłapaliśmy i błąd został powielony. Wówczas ona go przechwyciła. Ostatnio kolega jej udowodnił, że dostał błędne instrukcje i błąd nie wynikał z jego pracy. Z jednej strony to Holandia i dystans szef-pracownik jest bardzo krótki - jesteśmy ze sobą na TY i rozmawiamy o prywatnych sprawach. Z drugiej strony... no nie można powiedzieć jej "martwimy się, ogarnij się". Ale to już temat do omówienia z Marianne - moją nową behandelarką z poradni zdrowia psychicznego. Kay-a już nie ma i teraz czeka mnie praca z nią. Jestem ciekawa co to za osoba, jeszcze nie umówiłyśmy pierwszego spotkania.
Wracając do wydarzeń tygodnia - wynajęliśmy mieszkanie na długi weekend w maju. Bratowa ma 40-tkę i wybieramy się na kilka dni razem do Pragi. Będziemy zwiedzać muzeum motoryzacji, bank, jeść knedle i kołacze.
W Holandii spadł śnieg. Utrzymał się kilka godzin, ale dzięki temperaturom na minusie - 1cm śniegu wracał to tu to tam w kolejnych dniach. W piątek wydano ostrzeżenie o gołoledzi. Z naszej perspektywy szklarniowej - śnieg oznacza tylko jedno - dach pozostaje zamknięty cały dzień i lecimy na sztucznym - różowym świetle - cała zmianę. Jak wróciliśmy z pracy to śniegu już nie było. Na lodowisko też nie szłam, bo lód się nie utrzymał.
A jak już piszę o pracy. Miałam w tym tygodniu fajną niespodziankę w pracy. Nasze begonie wewnętrzne [pokojowe] dostały jakiegoś stresu i w związku z tym wpadły w szał rozmnażania. Standardowo nie powinny one produkować kwiatów [ich cechą ozdobną są piękne kolorowe liście], ale kwitną. Zamierzamy to wykorzystać, aby szukać nowych ras. Natomiast co jeszcze mniej prawdopodobne - samoistnie zaczęły produkować rozsady. Na liściach różnych odmian znalazłam malutkie pędy nowych roślin. Gdyby taki liść włożyć teraz do zamkniętego pudełka i położyć na wilgotnej ziemi - uzyskałabym kilkanaście nowych begonii. Uwielbiam pracę z roślinami.
Inna z naszych odmian - ma włochate liście i pachnie jak przyprawa do pierników - dostała mutacji, o której nie wiedzieliśmy czy się przyjmie. Obecnie siewki kolejnego pokolenia pokazują utrwaloną cechę mutacji - białe liście. Jeśli uda się taką roślinę utrzymać przy życiu [biały kolor nie produkuje energii dla rośliny] to mielibyśmy niesamowity okaz do wprowadzenia na rynek.
Kolega z pracy eksperymentuje teraz ze zdrowym stylem życia. Rzucił palenie i bierze się za siebie. Ostatnio przyniósł ciasto mandarynkowe. Było smaczne. Bardzo lekkie i mało słodkie. Szczególnie podobała mi się struktura ciasta. Mam nadzieję, że będzie się ono pojawiać regularnie.
Ciasto też pojawiło się w pracy. Tzw. slagroomtaart firma podała, ponieważ nasza koleżanka z działu obok obchodziła jubileusz 25 lat pracy. W Holandii są dwa takie jubileusze - 12,5 roku oraz 25 lat. Za każdym razem pracownik w naszej firmie dostaje kwiaty, kopertę oraz przychodzą wszyscy szefowie i siadają razem do stołu z ciastem. Miałam możliwość pracować ponad 2 lata z ową koleżanką i mam dobre zdanie o jej pracy, a trochę gorsze o manierach jej pracy. Jednak swoje robi i towar wychodzi na czas, więc wszystko na plus. Lepsze relacje mam z nią od czasu, gdy już nie pracujemy razem i nie musimy się spotykać w stresujących sytuacjach, kiedy ona wszystkim rzuca. Postanowiłam więc skorzystać z luźnej i wesołej relacji między nami i poszłam jej pogratulować, dodając na koniec "ouwe trut", co znaczy coś jak "stara ruro". Żart wszedł dobrze, ale postronni byli przerażeni. Zazwyczaj tego ostatniego słowa nie używa się tak luźno i gdyby relacja między nami była mniej przyjazna to byłby powód to złożenia oficjalnej skargi w pracy. Na przyszłośc ustaliłyśmy, że lepiej będzie dla postronnych, jeśli będziemy używać określenia "ouwe taart", czyli "stary placek".
Zamówiłam kilka rzeczy znów do domu, w tym aparat fotograficzny. Sklep, po przypomnieniu im o zamówieniu, napisał mi, że najszybciej aparat będzie za 6-8 tygodni. jestem zawiedziona, ale żaden inny sklep nie ma go na stanie. Jak się okazuje ten pewnie też nie, więc musiał zamówić go od Panasonica z fabryki w Azji. No trudno. Poczekam. Wydaje się warty czekania - jest mały, ma bardzo jasny obiektyw i nie kosztuje tak dużo jak cała reszta. Oglądałam jednego Sony, który ma świetne parametry, ale pomimo ciemniejszego obiektywu - kosztuje dwa razy więcej.
Inne paczki na które czekam, zamawiam albo do punktu odbioru - jak aparat, który wymaga podpisania przy odbiorze - lub do domu, ale wieszam kartkę na drzwiach, aby zanieść do sąsiadów. Anneke czy Stefani nie mają problemu, aby wziąć paczki, ale problem jest potem złapać Stefani czy Toma. Są rano, aby odebrać, ale popołudniu ich nie ma. Czasem paczkę dostaję dzień później i muszę czatować przy oknie czy sąsiadka wróci do domu czy nie. W Holandii można kupić specjalne skrzynki na paczki. Jednak one dobrze wyglądają tylko jak się ma duży ogród przed domem i można te skrzynki wkomponować w projekt ogrodu. Ja mam malutki ogródek przed domem i taka skrzynka by tylko szpeciła. Jednak mogę zrobić coś innego. Są specjalne ławki do ogrodów, gdzie Holendrzy siadają w słoneczne dni z kawką lub winem i dzięki temu wchodzą w small talk z sąsiadami przechodzącymi. Jedna ze składowych holenderskiego GEZELLIG. Niektóre z takich ławek mają skrzynię na poduszki do siedzenia. Kurierzy są tutaj bardzo elastyczni. Chowali mi już paczki za doniczką z kwiatami, opierali o drzwi, wkładali do kontenera na odpad organiczny, a sąsiadka jak miała zawsze otwartą szopę na rowery, to kładli tam. Więc jak zostawię ławkę ze skrzynią to powinny paczki być umieszczane w skrzyni. A przynajmniej na to liczę. Muszę tylko do tej skrzyni dorobić izolację od środka i będzie gites.
Kupiłam więc ławkę. Dziś powinna przyjść. Wybierałam spośród kilku modeli. Były plastikowe i drewniane. Sztuczny ratan i proste skrzynie. Wybrałam antracytową drewnianą ławkę.
Kocyki robią się dalej. Żałuję trochę, że w sklepie nie mieli więcej zbliżonych kolorów do siebie z zakresu niebieskiego i zielonego, to bym nie miała tak pstrokatego kocyka dla siebie. Zobaczymy jednak jak będę przy letnich miesiącach, jak te zimowe wyglądają w całej okazałości. Jak widać po stronie lewej - w mojej wsi temperatura nie spadła za dnia poniżej zera ani razu.
Jak wspomniałam wcześniej - jestem wyczerpana. Źle śpię i nie wysypiam się. Staram się biegać codziennie, ale też i organizm szwankuje. Dzięki temu, że biegam krótkie dystanse, nie czuję bólu w ciele, ale chciałabym coś więcej spać. Garmin daje mi codziennie ostrzeżenia, że nie jest najlepiej. Moje serce ani długość i cykle snu, nie wskazują na poprawną regenerację. Ostatnio pokazał mi dwa razy, że przygotowanie treningowe wynosi 1 pkt na 100.
Jeden raz odpuściłam sobie bieg, ale kolejny raz postanowiłam to zignorować.
Wczoraj też nie chciałam odpuszczać. Jak zrobiłam już kocyki, to poszłam na bieżnię. Końcówkę musiałam przejść do marszu, bo wtedy bieżnia pracuje ciszej a ja mniej tupię. Była już 21-wsza, a mamy umowę z Tomem, że nie będę biegać po 21. Więc przeszłam do marszu i po cichutku dokończyłam trening. Tempo wyszło więc słabe, ale to nic. Liczy się, że trenowałam. Zrobiłam to, choć już byłam pewna, że zaliczę fail.
equsica
20 stycznia 2024, 19:46Jezu kwiat pachnący przyprawa do piernika! Boski! I ciasto mandarynkowe.. i fajny patent z ławka żeby i skrzynka... Gratuluję treningu widziałam też na Instagramie że dzielnie działasz.
Babok.Kukurydz!anka
20 stycznia 2024, 20:30Dziękuję.
Naturalna! (Redaktor)
20 stycznia 2024, 18:27Odpadłam po cieście mandarynkowym, sorry.
kasikkk123
20 stycznia 2024, 11:00Ale super praca przy kwiatach! Nieco zazdroszczę roboty;) ja w ostatnim roku bardzo się wkręciłam w ogrodnictwo i jest to super odprężające a jednocześnie pozwala być aktywnym.
Babok.Kukurydz!anka
20 stycznia 2024, 20:29Tez lubie ogródkować. Robienie tego w pracy nie jest tak odpręża jace jak we własnym zakresie, ale jest miło.
Gramatyka
20 stycznia 2024, 09:38Stara ruro! uśmiałam się, choć wyrażenie faktycznie mogłoby być opacznie zrozumiane.
Babok.Kukurydz!anka
20 stycznia 2024, 09:51W zależności od translatora, potrafi nawet wywalić słowo s u k o.