Spieszę donieść, że koleżanki były, spotkanie się udało, maleńka Madzia, to skarb, cudo po prostu. Tylko się śmieje, macha łapkami... . Jest na etapie raczkowania, a właściwie to jeżdżenia na pupie wszędzie, gdzie się zmieści.
Dobrze, że rano przed ich przyjazdem umyłam wszystkie podłogi. Ugościłam koleżanki "moim obiadem", tzn jadły to co ja i bardzo im smakowało... . Wypiłyśmy kawę, po odrobinie nalewki z moich malin, dosłownie po naparstku, bo jedna z nich to matka karmiąca a druga nie pije słodkich nalewek
. Było też ciasto wcześniej zapowiedziane i przyznaję, jestem z siebie dumna, bo nie zładłam nawet okruszka
i nawet mi nie było żal, że go nie jem. Później z koleżankami i Bellą poszłyśmy na długi spacer. Madzia przespała cały spacer, myślę, że była zmęczona nowymi "ciociami" i jeszcze samym widokiem Belli, która co chwilę, próbowała skraść Madzi buziaka. Uśmiałyśmy się przy tym, że bolały nas policzki, a że śmiech to samo zdrowie, więc tylko na zdrowie nam to wyjdzie. Teraz jestem już sama w domu, cisza, spokój. Za godzinę wsiadam na rowerek, bo żal, żeby waga zaczęła rosnąć.. a rano była znów łaskawa... pokazała o kolejne 200g mniej, byle do piątku
, bo wtedy będzie to ważenie "paskowe".
Menu: śniad. graham, jajko, sałata lodowa, ogórek
II śniad: kawa i dosłownie w kieliszku 20ml nalewki malinowej, może było nawet mniej.
obiad: kasza gryczana, parówka drobiowa, ogórek kiszony, surówki z kiszonej kapusty zabrakło, bardzo smakowała koleżankom, więc ją zjadły.
kol: jogurt 250ml, banan
Przed snem rowerek, wyjeżdże 1000kcal.