Waga stoi jak zaklęta.
Od tygodnia waga nawet nie drgnie. Nie jest to zbyt motywujący etap. Wiadomo najlepiej, gdyby cały czas spadała, ale nie ma tak dobrze. Każdy nawet najmniejszy spadek by mnie ucieszył. Znowu mam wyjazdowy weekend, więc jest szansa, że w poniedziałek waga będzie mniejsza. Zmiana klimatu może dobrze wpłynie na mój metabolizm. Mimo, że waga nie spada i mróz pokrył szronem ziemię (dobrze, że siedzę w cieplutkim autobusie) nie dokucza mi jakoś
strasznie poczucie niezadowolenia. Przeczekam ten etap, przecież nie może trwać wiecznie. Jeśli tylko będę
miała czas dam znać jak mi idzie i sprawdzę co tam słychać u innych. Na wszelki wypadek życzę wszystkim miłego i spokojnego weekendu.
Bilans tygodniowy na plus
Dzisiaj mijają trzy tygodnie od rozpoczęcia odchudzania. W ciągu tych 21 dni zgubiłam 12 kg. I chociaż od trzech dni waga stoi to ogólnie bilans tygodniowy nie wyszedł najgorzej, bo -2,9 kg w ciągu 7 dni to bardzo dobry wynik. Najbardziej cieszą mnie pomiary wykonane centymetrem. W talii ubyło mi 7 cm, a obwód brzucha zmniejszył się o 5 cm. No i w końcu ruszyły się uda, chociaż tylko o 1 cm, ale to i tak już coś. Naprawdę jestem z siebie zadowolona. Mam nadzieję, że za tydzień też będę mogła pochwalić się swoimi osiągnięciami.
Na dzisiaj wszystko już zaplanowane i dieta, i ćwiczenia oraz plan zadań. Nic tylko brać się do pracy. Energia mnie roznosi, więc może popołudniu wykorzystując piękną pogodę umyję wszystkie okna. No nic trzeba wziąć się do roboty, bo szef będzie niezadowolony, że się obijam. Życzę wszystkim miłego poniedziałku.
Rowerowy weekend
Wczoraj i dzisiaj jeździłam po 1,5 godziny na rowerze. Cudowne uczucie. Fajnie było przypomnieć sobie stare dobre czasy kiedy robiłam około 20 km dziennie. Zwiększona aktywność sprawia, że czuję się o wiele lepiej. Jestem jakaś radośniejsza, mam więcej energii, czuję się też młodsza. Ta radość sprawia, że z większą wiarą patrzę w przyszłość. Zaświeciła się iskierka nadziei, że dam radę. Wiem, że dużo pracy przede mną i czeka mnie jeszcze nie jeden większy lub mniejszy kryzys, ale dostałam kolejną szansę i nie chciałabym jej zmarnować.
Pomysły na zorganizowanie czasu wolnego
Piątek minął bez wpadek. Chociaż wieczorem miałam ochotę zjeść coś nadprogramowego, ale udało mi się nad sobą zapanować. Dzisiaj od rana dopisuje mi dobry humor, bo na wadze 1,4 kg mniej. Mam nadzieję, że uda mi się w weekend nie zaprzepaścić swoich osiągnięć, bo jak wiadomo zbyt dużo wolnego czasu nie sprzyja trzymaniu diety. Trzeba wymyśleć sobie plan działania , żeby nie spędzić zbyt dużo czasu na kanapie przed telewizorem. Może wy macie jakieś pomysły? Chętnie skorzystam.
Poranne wyrzuty
Wczorajszy wieczór okazał się totalną porażką. Wszystko zaczęło się od tego, że zaczęłam myśleć o tym jak będę wyglądać za miesiąc, pół roku i zamiast skupić się na dniu dzisiejszym. Omamiona fantastycznymi wyobrażeniami zapomniałam się i wręcz rzuciłam się na jedzenie. Okazało się jak złudna jest moja siła i motywacja. Wiem, że nie jeszcze jeden taki dołek przede mną, bo przecież nie odchudzam się pierwszy raz. Najgorsze w tym jest to, że stale popełniam ten sam błąd i niczego się nie uczę. Najpierw jest wielka euforia, a później kopniak w brzuch. Czemu tak trudno jest być grubasem? I same powiedzcie jak się nie cieszyć gdy waga leci w dół. Nic trzeba opanować trochę tę radość i wziąć się w garść. Przestać myśleć co będzie i marzenia schować głęboko w mojej głowie, a może się uda nie stracić tego co już mam.
Mam coraz więcej energii.
Od rana rozsadzał mnie entuzjazm. Pogoda piękna, więc grzechem byłoby jej nie wykorzystać, dlatego wyciągnęłam rower i wybrałam się na przejażdżkę. Chcąc rozładować ten nadmiar energii wyszorowałam w podłodze fugi, bo jakiś dowcipniś zrobił je białe, więc po dłuższym czasie wyglądają strasznie. Dodatkowa porcja ruchu nigdy nie zaszkodzi. Dieta przebiega dobrze. Waga codziennie powoli się obniża. Wczoraj wieczorem miałam ochotę skusić się na coś z poza diety. Stałam już przed
otwartą lodówką, ale pomyślałam, że nie ulegnę i ją zatrzasnęłam. A żebym nie zmieniła decyzji zamknęłam drzwi do kuchni i poszłam włączyć alarm. Jest to dość dobra metoda na oszukanie głodu.
Nowa faza - dzień 1 i 2
Wczoraj zaczęłam nową fazę swojej diety, która będzie trwała do trzech tygodni, chyba, że na niej nie wytrzymam to mam przejść do kolejnej fazy. Waga spada wczoraj było 138,3kg (przez weekend udało się zrzucić 1,2kg), a dzisiaj jest już 137,7kg. Dieta i dużo zdrowego ruchu przynoszą efekty. Nawet w domu staram wynajdywać sobie jak najwięcej zajęć, żeby bezczynnie nie leżeć przed telewizorem. Najlepszym posunięciem było usunięcie go z sypialni i teraz oglądam jedynie to co mnie naprawdę interesuje. Wolę iść wcześniej spać to dla mojego organizmu lepsze niż odnowa biologiczna.
Pracowity weekend
w końcu minął. Dietę przestrzegałam wzorowo. Wogóle nie chciało mi się jeść. Jestem potwornie zmęczona, bo miałam strasznie dużo pracy i jeszcze ten pieciogodzinny powrót dają się we znaki. Okropnie bolą mnie wszystkie mięśnie i nie czuję się już taka lekka jak w piątek. Nieźle się sforsowałam. Mam nadzieję, że nie wpłynie to na jutrzejszy pomiar wagi. Jutro wracam do swojej diety, czyli czas zacząć kolejny etap, który ma trwać trzy tygodnie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Kończę, bo już prawie zasypiam.
Ale numer!
Waga dzisiaj wcześnie rano pokazała 139,5kg. Wspaniałe zakończenie pierwszej fazy, która zakładała ubytek maksymalnie 5kg w 10 dni. I jak tu się nie cieszyć. Właśnie siedzę w autobusie, chociaż ledwie żywa, bo spałam całe 30 minut, ale bardzo zadowolona. Jak wspominałam wcześniej mam wyjazdowy weekend. Wracam dopiero w niedzielę wieczorem. Mam nadzieję, że przez te trzy dni uda mi się trzymać i w poniedziałek będę mogła pochwalić się kolejnym spadkiem. Życzę wszystkim miłego i spokojnego weekendu. Jak będę miała czas to dam znać co u mnie,a jeśli nie to do usłyszenia w poniedziałek
Dzień 10
mija całkiem udanie, gdyby nie przeziębienie, które mnie chyba rozbiera. Nie mogę się rozłożyć. Nie ma takiej opcji. Mam nadzieję, że jutro poczuję się lepiej. Z tego względu odpuściłam sobie dzisiaj ćwiczenia, bo boję się, że nadmierny wysiłek nie wpłynie dobrze na mój stan zdrowia. Jak tylko wrócę do formy to ostro biorę się za siebie. Jutro ostatni dzień pierwszej fazy. W piątek powinnam zacząć kolejną fazę, ale nie wiem jak to będzie, gdyż wyjeżdżam na cały weekend. Postaram się przez te trzy dni nie przeginać, a fazę Bistro zacznę od poniedziałku. Pomiar wagi w poniedziałek, więc zobaczymy co pokaże waga po weekendzie.