Chrypka na rowerze.
Wczoraj wieczorem postanowiłam, że rano w sobotę pojadę na zakupy rowerem, żeby za jednym zamachem załatwić dwie sprawy, przyjemną (trening) i pożyteczną. Niestety gdy odsłoniłam okno okazało się, że jest dość gęsta mgła, a do tego wszystkiego najprawdopodobniej mam zapalenie krtani, więc pomyślałam, że sobie daruję tą poranną przejażdżkę. Jednak po chwili doszłam do wniosku, że trzeba przegonić lenia i wsiąść na rower, tym bardziej, że okazało się iż w domu nie mam, żadnych tabletek na gardło.Nie mogłam jechać zbyt szybko, bo bałam się, że z kimś się zderzę, ale na szczęście w jedną i drugą stronę udało się dojechać bez kolizji. Mam cudowną, seksowną chrypkę. Od czasu do czasu dopada mnie to zapalenie, kiedyś nawet latem. Wszyscy, którzy mnie nie znają zachwycają się moim głosem. Może i fajnie byłoby mieć taki głos tylko, żeby gardło nie bolało. Porządki już zrobione, pranie nastawione, więc właściwie mam już resztę soboty tylko dla siebie. Mimo, że chora znowu mam dużo energii (to chyba przez to słońce) i mam w sercu taką szczególną radość, że jestem na dobrej drodze. Później jeśli będę ogólnie dobrze się czuła to zamierzam jeszcze dzisiaj więcej pojeździć, bo mgła opadła i jest piękna, słoneczna pogoda, więc grzechem byłoby jej nie wykorzystać. Miłego dnia życzę wszystkim odwiedzającym vitalię.
Ach, chociaż zostać tłustym śledzikiem
Najfajniejszy chłopak w mojej rodzinie czyli George skończył wczoraj 10 miesięcy. Ach jak ten czas szybko leci. Jest po prostu przesłodki. Uwielbia piłki, może zostanie drugim Lewandowskim albo Ronaldo.
Faza III jest super, dużo urozmaiconego jedzenia nic tylko chudnąć. Waga niezbyt łaskawie pokazała 133,1 kg, ale to przez okres, więc pocieszam się, że to chwilowe zatrzymanie wody w organizmie i za 3-4 dni wszystko wróci do normy. Zaplanowałam sobie, że dzisiaj przed pracą pojeżdżę na rowerze. Niestety uniemożliwił mi to deszcz. Trudno, może po południu będzie ładniej to na pewno to zrobię, a jeśli nie to popedałuje w domu na stacjonarnym.
Postanowiłam, że w ramach nagrody kupie sobie buty, zamiast torebki. Bardziej mi się przydadzą. Znalazłam wczoraj fajne w Wojasie, co prawda kosztują ponad czterysta złotych, ale warto je kupić. Mam kilka par tej firmy i są na prawdę super nawet po 4-5 latach. Dobre wykonanie i materiał robią swoje, chociaż ceny mogą trochę odstraszać. Postanowione, tym bardziej, że założyłam się z mamą, że jeśli schudnę 20 kg to dołoży mi do tych butów. Kolejna dobra motywacja, nic tylko trzeba działać, żeby wygrać zakład. Jeśli przegram mam jej kupić kilogram najlepszych lodów. Nie martwcie się mamie lody nie zaszkodzą, bo waży połowę tego co ja, a nawet jeszcze trochę mniej. Tylko ja w rodzinie jestem takim odmieńcem, chociaż kiedy się urodziłam to ważyłam tylko 2650 g nie będąc wcześniakiem. Niestety z wiekiem zaczęłam tyć i stałam się wielorybem wśród szprotek, ale teraz chciałabym zrobić wszystko, żeby przestać nim być. Zdaję sobie sprawę, że szprotką to ja raczej nigdy nie będę, ale może chociaż tłustym śledzikiem. Kończąc tym rybnym tematem życzę wszystkim miłego dnia.
Faza III - start
Pierwszy dzień trzeciej fazy, a ja odzyskałam dawną energię. Będzie dobrze. Od dzisiaj zwiększyła mi się masa spożywanych produktów, więc nie będę chudła już tak szybko. I dobrze, bo nie ma co przesadzać. Trzecią fazę zaczynam z wagą 132,8 kg (winna okresu, a nie obżarstwa, że waga podskoczyła). Za miesiąc (czyli 17 listopada) z założenia powinno być o ok. 4,5 kg mniej. Zobaczymy jak to mówią co wyjdzie w praniu. Myślę, że do tej pory udało mi się wykonać dość dobrą robotę, więc zasługuję na nagrodę. Chciałabym kupić sobie nową torebkę. Miałam jedną na oku, ale niestety spóźniłam się, bo nie ma jej już w żadnym sklepie, nawet internetowym,. Fatalnie, ale trudno trzeba poszukać czegoś innego. A wracając do przyjemności postanowiłam dzisiaj wieczorem zrobić sobie domowe spa. Trzeba robić wszystko, żeby podnosić się na duchu. Czasami wystarczy niewielki drobiazg, żeby uczynić nas szczęśliwymi.
Wyjaśnienia
Muszę wszystkich uspokoić, że nie głodzę się. Te 15 kg udało mi się zrzucić nie jedząc tylko sałaty, bo na pewno nie wytrzymałabym tak długo na takiej diecie. Moja dieta składa się z trzech faz. Pierwsza ma na celu pobudzenie metabolizmu i trwa od 8 do 10 dni, ale nie jest obowiązkowa, Jeśli w jej trakcie poczujesz się źle to przechodzisz do następnej fazy. Zakłada ubytek wagi od 4,5 do 5 kg. Ja zrzuciłam 9 kg przez 10 dni. Nie zakładałam tak dużego spadku w tak krótkim czasie. Można spożywać chude mięso (indyk, kurczak, wołowina, wieprzowina, cielęcina), ryby, duże ilości warzyw, wszystkie owoce( bez wyjątku nawet winogrona i banany, których spożywania w niektórych dietach się zabrania) i nabiał nie z zerową zawartością tłuszczu. Do przyprawiania można używać wszystkich ziół i przypraw, również soli. Potrawy można przyrządzać na prawie wszystkie sposoby oprócz smażenia na tłuszczu, którego użycie dozwolone jest dopiero w trzeciej fazie. Druga faza trwa od 2 do 3 tygodni (również nie jest obowiązkowa) i zakłada utratę od 3,5 do 4,5 kg. Ja zrzuciłam 6 kg. W fazie tej oprócz produktów, które wymieniłam w fazie pierwszej można jeść pieczywo, makaron, ryż, kasze, masło zwykłe i orzechowe, dżemy, ser żółty, płatki kukurydziane i musli, orzechy. Można też od czasu do czasu wypić mały kieliszek wina w ramach porcji owoców. W fazie trzeciej można schudnąć od 2,5 kg do 4 kg miesięcznie. Fazę tę stosuję się aż do uzyskania wagi właściwej. Wszystkie wyżej wymienione produkty nadal obowiązują tylko zwiększa się ich ilość. Po uzyskaniu wagi właściwej ( w moim przypadku na razie 112 kg) należy przez okres od pół do roku utrzymać ten wynik. Wprowadza się normalne posiłki pamiętając, żeby spożywać niezbyt duże porcje. Jeśli przez ten czas waga będzie się utrzymywać to można zacząć wszystko od nowa aż do momentu kiedy schudniemy tyle, żeby nasze BMI było w granicach normy. Ja powinnam ważyć maksymalnie 69,5 kg. Do diety należy oczywiście dołączyć jakąkolwiek aktywność fizyczną.
Mam nadzieję, że was uspokoiłam. Będę robić swoje, a czas pokaże czy podjęłam słuszną decyzję.
Energia wyciekła ze mnie jak powietrze z
przekłutego balonika.
Dziś ostatni dzień drugiej fazy. Powinnam się cieszyć, że kolejny etap już prawie za mną, ale energia jaką do tej pory odczuwałam, gdzieś uleciała. Od trzech dni wciąż zastanawiam się czy dieta, którą stosuję jest właściwa. A wszystko spowodował komentarz jednej z dziewczyn. Broń Boże nie mam do niej pretensji, bo wyraziła tylko swoją opinię w trosce o moje zdrowie, ale wciąż myślę o jej słowach. Czasami już tak mam, że nawet zdrowa krytyka podcina mi skrzydła. Muszę dać sobie trochę czasu, a wszystko powinno wrócić do normy. Na pewno nie zrezygnuję z odchudzania. Dobrze jest się wygadać przed kimś kto zrozumie moje problemy.
Problem ze skórą.
Opłacało się szaleć przez weekend. Na wadze jest 132 kg. Bardzo cieszy mnie ten spadek, ale martwię się, że skóra nie nadąży się uelastyczniać. I co z tego, że schudnę jeśli skóra będzie mi się zwieszać. Rozciągałam ją przez wiele lat do granic możliwości, więc teraz martwi mnie ten problem. Smaruję ją balsamami ujędrniającymi, ale mam wrażenie, że to nie wystarczy. Nie chciałabym, a nawet na pewno nie chcę poddawać się operacjom plastycznym. Może macie jakiś dobry sposób?
Prawie 15 kg w 34 dni?
Zadowolona jestem, bo waga rano pokazała 132,6 kg, ale na razie nie będę zmieniać pomiaru na pasku, bo jak wiadomo co waga to inny pomiar. Jak wrócę do domu to zważę się na swojej i wtedy się okaże co tak naprawdę udało się osiągnąć. Mam nadzieję, że jednak opłacało się wczoraj przez 1,5 godziny prowadzać Georga za rączki (ma dopiero 10 miesięcy i uczy się chodzić - sam robi od wczoraj dopiero 4 kroki) i robić tańce-wygibańce z jego siostrami. Jeśli dzisiaj i jutro będzie powtórka z niemowlęcych i dziecięcych ćwiczeń to do poniedziałku może będzie 131 kg na wadze. No chyba, że waga brata kłamie?
Spalam kalorie dzięki trójce bratanków
Spędzam weekend u mojego brata. Strasznie dawno się nie widzieliśmy. Dietę udaje mi się trzymać wzorowo. Za trening muszą mi wystarczyć spacery z Georgem i wygibusy z bratanicami Kalą i Jagą. Mam nadzieję, że dzięki takiej dawce ruchu w poniedziałek będzie jakaś zmiana na pasku. Pozdrawiam i życzę pięknej i miłej soboty i niedzieli.
Po miesiącu 13kg mniej.
Minął miesiąc odkąd zaczęłam kolejny raz się odchudzać. Wynik jest niezły. Wiem, że w kolejnych miesiącach nie będzie tak spektakularnych wyników, ale mam nadzieję, że waga będzie spadać regularnie. Po prawie dwutygodniowym zastoju waga w końcu drgnęła. Trochę jej w tym pomogłam wracając do pierwszej fazy na dwa dni. Następnym razem nie będę czekać tak długo tylko jeśli przez 3-4 dni waga będzie stała to od razu wprowadzę zestawy z pierwszej fazy. No dobra czas szykować się do pracy jeszcze tylko ćwiczenia na brzuch. Miłego dnia wszystkim. Ciekawe gdzie jest to słońce, które wczoraj w prognozie obiecali?
Nie ma się z czego cieszyć.
Wracam po weekendzie w niezbyt dobrym humorze. Waga nadal stoi. Jedyną pociechą jest ubytek 3 cm w brzuchu. I to tyle jeśli chodzi o tygodniowy bilans. Dietę w weekend trzymałam. Dużo się ruszałam. Jedynie na minus muszę zapisać to, że mało piłam, więc dzisiaj czuję się jakaś odwodniona. Od środy, żeby pobudzić metabolizm wracam na 2 dni do pierwszej fazy. Zobaczymy jaki będzie tego efekt. W piątek znowu wyjeżdżam, ale tym razem będzie spokojniej, więc nie martwię się aż tak bardzo. Biorę się do pracy, a wszystkim życzę miłego dnia.