Moje spadki spowolnily.. pms i @ nadeszły .. ale robię swoje i zobaczymy. Zeszły tydzień sobota-poniedzialek były ciężkie z napadami glodzilli. We wtorek wstałam, otrzepałam się po tym "potknięciu" i dalej robiłam swoje. Staram się nie patrzeć wstecz.
Waga mi w końcu znów ruszyła.. wprawdzie przez 2 tygodnie (przed-i-w-trakcie-okresowe) spadł mi jedynie 1kg.. no ale spadł.
Nawet jakbym pół kilo na miesiąc miała chudnąć to w 2 lata uzbierałoby się że 25kg. ;) Także pierwszy raz w życiu chyba nie spieszę się w tym odchudzaniu.
Teraz po @ wypadałoby wprowadzić jakieś ćwiczenia... Muszę pomyśleć nad czymś prostym w domu na początek.
Minęły 2 miesiące. Z początku spadło kilka kilo, ale w połowie stycznia poleciałam do PL i się posypało. Problemy rodzinne mnie pokonały, waga wróciła, dół i tona mułu.
Parę tygodni temu uznałam, że czas odżyć..tzn. w ogóle żyć!
Zaczęłam starać się wstawać wcześniej i zaliczać krótki spacer z futrem przed pracą (tak to luby chodzi o rano). Zaczęłam brać witaminę D3 z K2. No i ponad tydzień temu odstawiłam pszenicę. Strzał w dziesiątkę! Po kilku dniach przeszedł mi chroniczny ból brzucha. Co za ulga.... Już dawno przeczuwałam, że to pszenica mi szkodzi (niekoniecznie gluten), ale nie mogłam się zmotywować do odstawienia ukochanej mąki (chleba, makaronu.. już nie mówię o ciastach i pizzy. Haha). Zaczęłam też starać się zdrowo jeść i pomalutku znowu chudnę. Pasek wagi uaktualnilam i zobaczymy. Bez planów tym razem.
Zdrowiej najażniejsze... Również to psychiczne!
Miłego weekendu
P.s. ja właśnie po cudownym spacerze i kąpieli rozkoszuje się czarna (de)kawka. Co mam w planie? O, np pomalowanie paznokci. Weekendzik.
To, ze nowy rok to akurat przypadek.. ale dobrze.. do lata daleko.. a na Vitalii wiele swiezo zmotywowanych osob do wspolnej walki. ;)
Wczoraj po 11 dniach wolnych od pracy w koncu po raz pierwszy wstalam wyspana. Pogoda byla cudowna, zaliczylismy spacer z futrem po sniadaniu, a po powrocie ciachnelam sobie z pomoca lubego wlosy. Ciach ciach i mam pieknie wycieniowane wlosy (dzieki Creaclip - polecam). Nowa ja. Na nowy rok - choc to naprawde przypadek. Spontan. Pozytywny start w sumie.
Ponad rok temu obiecalam Wam napisac co takiego sie wydarzylo w moim zyciu i do dzis nie potrafilam tego zrobic. Milczalam tak dlugo. I tylam.
Odeszla moja Mama, moja najlepsza przyjaciolka, ostoja, moj glos rozsadku, moj najwiekszy zyciowy doping. Swiat runal. I tak jestem tu znowu. Juz rok i 7 miesiecy od tej okrutnej tragedii.
Kilogramy wrocily.
W tym roku koncze 35 lat. Za 8 miesiecy. Chce w ten wiek bedac w dolnej granicy nadwagi (ktora u mnie wypada miedzy 75-85kg jakos chyba).
I tyle.
Ach! Bym zapomniala... Szczesliwego Nowego Roku, Gwiazdeczki. Oby spelnily sie Wasze cele i marzenia...
Przez ostatnie 2 miesiace moje zycie przewrocilo sie do gory nogami. Musialam latac do Polski, nic nie jadlam ze stresu, a nastepnie to wszystko zajadlam. Niestety nie jestem gotowa, by tu o wszystkim napisac..co sie wydarzylo.. jeszcze nie jestem gotowa sie z tym zmierzyc.
Wiem, ze musze zyc dalej i walczyc dalej... dla zdrowia, dla lubego, dla rodziny, ktora chcemy kiedys wspolnie zalozyc.
Przez ostatnie 2 miesiace waga mi wzrosla z tamtych 96 do ponad 98.. od 2 tygodni walcze od nowa. Waga na dzis 95.1
Od tygodnia znow cwicze. Bylismy 3x na silce i wczoraj zaliczylam ramiona i posladki z Mel B. Ma energia laska i jakos mnie to motywuje..
To taki wpis po przerwie.. na start.. krecha pod tym co bylo. Postaram sie znow tu pisac choc ten raz na tydzien.
Minal kolejny tydzien.. zaniedbalam V.. ale sporo sie
dzialo. Poza tym jakos jak nie mam nastroju to ciezko mi sie pisze..
najbarsziej mam ochote pisac po slice.. ale chodzimy TAK na 20..wiec potem juz
tylko prysznic I neidlugo potem spac..
Na silke chodzimy tak co drugi dzien, a planujemy czesciej. W niedziele za to w ramach akcji charytatywnej (liczyly sie
przejchane/przebiegniete/przeplyniete km). W 70 min przepedalowalismy z lubym
24km kazdy. Pedalowalibysmy dalej, ale czasu juz braklo i glod bral (po koktajlu rano zwyczajnie zaczelo mnie juz mdlic z glodu).
Wspomnialam tu, ze utrzymuje puls powyzej 160… I ktos mi
napisal, ze na spalanie tluszczu to za wysoko. I mial racje. Przyznaje.
Sprawdzilam – na takim bajeranckim rowerku co to WSZYSTKO mierzy (na tej slice
w ktorej odbywala sie ta akcja). Wychodzi na to, ze cwiczenia jakie robilismy
do tej pory – po 10-15 min intesywego pedalowania, marszu, wioslowania przez
godzine z pprzerwami daje mniejsze efekty (jesli chodzi o spalanie kalorii, niz
jednostajnyruch z pulsem ok 130-140). Dzieki pierwszemu palilam ok 350kcal na
godzine (w tym oczywiscie przerwy). Dzieki drugiemu w 70min spalilam
ponad 500kcal na rowerku na srednim obciazeniu.
Waga stoi jak zakleta. 97..96..95.. I teraz znow jest 96. I tak w 3 tygodnie spadl kilogram.. moze to przez owu ten wzrost teraz. Dietowo OK Jemy zdrowo, duzo wody tez sie pije. W weekend mialam maly ‘cheat’ – w sobote frytki, a w niedziele pol kawalka (maly) pizzy I ciastko po obiado-kolacji. Choci to w ‘balans’ moglabym sobie wliczyc.. jakym liczyla kalorie. ;) Takze dietowo moze nie jest idealnie, co widac na wadze (musze sie spiac z tym jednak), ale staram sie, gotuje, duzo pije, nie przezeram sie, czesto pijemy kokajle (w tym rowniez sporo z warzywami), jednak to wciaz, widac, za malo..
W piatek jedziemy do Londynu na spotkani esluzbowe, a w niedziele musze znow na tydzien poleciec do PL niestety. Takze dietowo ogarne sie dopiero po swietach. Nie bede sie przezerac,. postam sie pilnowac co jem.. i zobacvzymy, oby waga nie rosla!
Hejo, no I mamy poniedzialek.. do tego okradziono nas z
godziny snu!!
Taka wlasnie mam wymowke na te kawe, ktora dzis wypilam.
Mysle, ze raz na jakis czas rano I z mlekiem nie zaszkodzi.. jedyny problem to,
ze chce WIECEJ!!
Czy, jak zapowiadalam w piatek, pocwiczylam po pracy? Nie.
Lebek mnie bolal od 14:00 jakos.. zawzielam sie, ze nie wezme tabletki, bede
twardziel. To byl blad. Ok 21:00 chyba dopiero uleglam I wzielam przeciwbolowy.
Nastepnym razem wezme od razu. Szkoda tych X godzin bolu..
W sobote luby jeszcze leczyl zakwasy po czwartku, a ja
wybralam sie z futrem na cudny spacer. Pieknie bylo, wiosennie, cieplo,
slonecznie.. CUDOWNIE!!
Futro szybko wymieklo, do domu wloklo sie za mna niechetnie.
I padlo.
Wieczorem zaliczylismy kololejny dluzszy spacer – juz we
trojke tym razem.
Wczoraj za to wybralismy sie na silownie. Spedzilismy tam z
poltorej godziny. Zaliczylam bieznie, wiosla, rowerek, takie cus na rece I znow
bieznia. W koncu pot sie ze mnie polal jak przystalo I buzka poczerwieniala. Nie
pozwalalam, by tetno spadalo ponizej
160. Jest moc!
Dzis leciutko czuje ramiona I plecy. Nog nie czuje (w sensie zadnych zakwasow), ale tez nie
cwicze ich ‘od dzis’. Tak, moglabym przycisnac, poszalec, zdyszec sie do bolu,
dorobic zakwasow… I miec dosc na tydzien albo 10… ale karnet mamy na razie
wykupiony, silownia nigdzie nei nie. Bedziemy chodzic 3-4 razy w tygodniu tak co drugi dzien poki co), pomalu do przodu. Nie chce sie zarznac I zniechecic.
Nie wszystko na raz. Poki co zmieniamy diete, staramy sie rozruszac… zwiekszamy
stopniowo intensywnosc treningow, a jak waga stanie, zwiekszymy intensywnosc I
czestotliwosc cwiczen. Nie wszystko na raz, bo znajac siebie szybko bym sie
zniechecila. Juz po frekwencji na slice (wczoraj bylo pusciutko!!) widac jak
latwo o slomiany zapal w cwiczeniach. ;)
Mialam sie waga pochwalic.. w piatek bylo 95,1 (czyli lacznie 2kg by spadlo w 2 tygodnie), ale po kolacji zawierajacej ogorki konserwowe i marynowane pieczarki... i ogolniej takie zapychajacej (tak,przejadlam sie.. glownie twarogiem
) waga w sobote pokazala 96,1 (!) i nadwyzka dopiero spada.. dzis znow 95,5. hehe. O tak se chudne wlasnie. hahaha.
Dzis za to zaliczylam juz z kolega z pracy 35min szybki marsz przed lunchem. Na trawienie. ;) A Wy jak tam, grzecznie zywieniowo i aktywnie troszke? ;)