Waga mi nie darowała tej pizzy wczorajszej i oczywiście wzrosła. Nie było kibelka, wiec tu też może leżeć przyczyna. Jest 70,9kg. Nie jest źle, ale będzie gorzej bo dziś mega ciacho. Spóźnione, imieninowe dla męża. Hehe, dla męża… a ja je w większości wszamie. Jemu obojętne czy jest ciacho czy nie ma i obojętne jakie. No ale ja musiałam wybrać to co najlepsze pod moje kubki smakowe. Bita śmietana, krem karpatka, masa krówkowa i banany. No miks mistrzowski dla cukroholika.
Wczoraj cierpiałam wieczorem, bo sama surówka na kolację, okazała się za małym posiłkiem i byłam głodna. Przeczekałam i się nie dałam, choć myśli krążyły wokół bananów, czy jajecznicy. Wygrałam z demonami 👍
Dziś nie wiem jak będzie z kolacją, bo powinnam całkiem odpuścić po ciastowej rozpuście, ale hmm, czy dam radę nic nie zjeść? Na obiad też powinno być lekko. Póki co w planach- pulpety mielone i surówka z pora, ogórka kons.i gruszki, a na śniadanie- banan i pomarańcza, z musli i jogurtem.
Mąż stara się usprawniać ruchowo. Coraz częściej posługuje się kulami, nie wózkiem. Wczoraj wsiadł na rowerek i pedałował, choć noga boli. Zrobiła się siłownia w salonie, bo stoi i bieżnia i teraz rower. Zdaje się , że dziś i ja z tego skorzystam. Powinnam, bo ruchu będzie mało.