Nie było mnie tutaj kawał czasu. Podejrzewam, że już pewnie żadna z Was mnie nie pamięta. Sprawy jednak potoczyły się tak a nie inaczej. Czasu na vitalię było coraz mniej, aż w końcu zupełnie przestałam tutaj zaglądać. I to był mój podstawowy błąd. Okazało się, że ja bez tego nie potrafię samodzielnie się motywować, trzymać diety i zagrzewać do ćwiczeń. Rodziny i przyjaciół w moje "odchudzanie" już nawet nie mieszam. Wstyd mi że tyle razy próbowałam i ciągle wracam do punktu wyjścia. Dlatego nawet im się do tego nie przyznaję. Tutaj jest inaczej. Czuję że mogę być zrozumiana, bo są tutaj ludzie z podobnymi problemami do moich i wiedzą jak to ciężko kolejny raz się przełamać i podjąć próbę.
W trakcie mojej nieobecności na vitalii przeżywałam istną wagową huśtawkę.Chwilami waga spadała w dół, by za moment poszybować w górę niczym rakieta. Potem znów mozolnie kilka kilogramów w dół, żeby nadrobić je skrupulatnie w pięć razy krótszym czasie. I aktualnie jestem mniej więcej w tym miejscu. W tej rakiecie wystrzelonej w kosmos. Muszę wrócić spokojnie na ziemię bo od tych podróży aż kręci się w głowie.
Największy problem będzie z tym, żeby odstawić słodkie. Nie wolno mi. Kategorycznie. Ale nie potrafię sobie odmówić. I tu już nie chodzi o samą wagę, ale mam problemy z cukrem. To jeszcze nie cukrzyca, ale nietolerancja glukozy. Prawdopodobnie, bo do diabetologa mam dopiero termin na końcówkę lutego. Mój lekarz rodzinny profilaktycznie zlecił mi kilka badań i wyszło to całkiem przypadkiem. Na początku się wystraszyłam i przez jakiś czas nawet się pilnowałam, żeby jeść regularnie i mierzyć poziom cukru, ale w połączeniu z pracą i innymi obowiązkami było to dla mnie dość uciążliwe. Ostatecznie porzuciłam mierzenie cukru 5 razy dziennie i wróciłam do starych nawyków żywieniowych. Czemu? Bo oszukuję samą siebie, bo skoro nie mierzę cukru, nie widzę problemu.
Mogę się troszczyć o wszystko i o wszystkich, ale o siebie samą jest mi strasznie trudno zadbać i zawalczyć. Wracam tutaj bo potrzebuję motywacji i wsparcia. I o to proszę.
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotarli aż do końca moich wynurzeń. Trzymajcie kciuki, żebym w końcu poszła po rozum do głowy.
Asia.