Zapewne doskonale znacie to zalecenie, ale niech formalności stanie się zadość. Chodzi o aktywność fizyczną 3 razy w tygodniu trwającą minimum 30 minut z pulsem 130.
Trochę trzymając się instrukcji (niech pani będzie aktywna, ale się nie przemęcza), a trochę z lenistwa i wygody, najchętniej ćwiczę na rotorze (ciągle będę serdecznie polecać jako narzędzie dla chcących się poruszać, a nie mogących zbyt wiele). Zarówno rotor, jak i spacery utrzymuję z pulsem max 110. Także ten... coś trzeba będzie pokombinować. Kupiłam skakankę, jeszcze trochę krępuje się użyć 😅 rozważam też youtubowy power walking, wchodzenie po schodach i inne dziwne bzdurki. Jak już wdrożę regularnie z pewnością się pochwalę. Na pewno będę chciała, żeby to była codzienna aktywność, a nie kilka razy w tygodniu. Łatwiej tak zachować zdrową głowę w sytuacji gdy coś pójdzie nie tak i trzeba będzie odpuścić. No i umówmy się - pół godziny, czas znajdzie się zawsze.
Ostatnio trafiłam też na niusa, że podobno można pokombinować nawet z ciężarami, ale to do przegadania ze specjalistą. Postanowiłam, że jak już będę miała diagnozę to pójdę do fizjoterapeuty. Niech mi nakreśli optymalny poziom życia 😆
A tak poza tym to od kilku dniu nie podjadam i ograniczyłam porcje. Czuję zdecydowany niedosyt po posiłku i jak mam ochotę się dopchać myślę sobie "czujesz jak chudniesz, nie psuj tego" 🤣 powiedziane z lekką przekorą, ale czyż nie prawda? 😄
Po powrocie z wyjazdu będę oddana sprawie na milion procent. Ta codzienna aktywność mam nadzieję, że już wejdzie mi w krew, z jadłospisu wyleci pszenica i ograniczy się cukier, i zacznę odliczać do wizyty kontrolnej - będzie jakiś cel inny, niż wesele, czy coś tam (chociaż w październiku będzie grany ślub, także się załapie na wyliczankę 😂).