Witam.
No to znowu jestem.
Po zebraniu w przedszkolu - w miarę krótko i na temat.
Dostałam olśnienia - może jednak mój przestój związany jest z próbą rzucenia palenia.
Nazywam to próbą bo jakoś dziwnie mi idzie. Zaczęłam niecały tydzień temu chyba w środę o ile dobrze pamiętam. Normalnie paczuszka starczała mi na około 2 dni z różnymi wahaniami. Nie mogę powiedzieć, że nie palę bo jakoś nie mogę pożegnać się z tym nałogiem. Co to znaczy - zapalam jednego, góra dwa papierosy dziennie.
Co mi to daje - kompletnie nie wiem.
Chyba nic - ale tak mi jakoś lepiej.
Myślę, że już całkiem nie długo przyjdzie dzień, gdy nie sięgnę po nie wcale.
Nie wiem czy to dobry pomysł - każdy ze znajomych mówi, że niezbyt przy odchudzaniu.
Ja jednak mam swoja filozofię.
Teraz trzymam dietę, nie zamieniam papierosa na słodycze bo jest dieta.
Nie podjadam bo jest dieta.
Nie muszę trzymać paluszka w ręce jako imitację bo jest dieta.
Dzięki temu mam nadzieję, że nie przytyję z tego powodu.
Później to mogłoby być różnie.
Generalnie to sama nie wiem - jestem bardziej drażliwa, bardziej głodna. Najbardziej brakuje mi go w towarzystwie - czasami to było jak rytuał.
Mija prawie tydzień a ja nie kupuję fajek (tą jedną sępię od męża) i jest mi z tym dobrze. Nie myślę o tym w pracy, ani po niej. Nie myślę o tym teraz.
Zastanawiam się tylko czy warto łapać dwie sroki za jeden ogon - odchudzanie i rzucanie fajek.
Pozdrawiam.