Nie miałam zbytnio czasu ani możliwości aby napisać wczoraj cokolwiek. Miałam chrześniaczkę i jakoś tak nie udało się. Dzień należy spisać na stracone pod względem diety.
Od początku trwania diety nie było dnia takiego jak ten. Można się tylko pocieszyć, że to była i tak tylko część z tego co kiedyś potrafiłam zjeść.
Menu z soboty:
Śniadanie - grahamka z pomidorem, serem i salami
II śniadanie - kawałek tarty z owocami - dyrektorka stawiała - była cudowna
Obiad - pierogi u mamy - 7 takich zwykłych średnich i jeden duży. Nie wiem ile ważyło ale to był pierwszy grzech - polane masłem z białej mąki itd..... Jedyny plus, że ja je kocham i chyba warto było. Chwila radości.
Podwieczorek - brak
Kolacja - jedna biała bułka + tatar (kiedyś przed odchudzaniem były trzy bułki więc chyba choć w tej kwestii jest lepiej)
Do tego redds żurawinowy.
Mało tego zasnęłam a filmie i rano jak wstałam to czegoś było mi brak - nie zjadłam grejpfruta. Olśnienie nagłe.
Do pozytywów można zaliczyć zaliczoną Ewkę razem z chrześniaczką ( ona już nie jest mała).
Dzień fajny, udany i przyjemny. We wtorek przekonam się ile mnie kosztował podczas ważenia.