Tak bardzo cieszę się, że już piątek. Potrzebowałam tego. Psychicznie czuję się wrakiem, czy weekend mi pomoże dojść do siebie? Nie wiem. Okaże się. Od rana czas leciał mi bardzo szybko, może dlatego, że dziś młoda miała do 12.25....Kawka u rodziców, a przy okazji zrobiłam z mamą wafle przekładane płatkami owsianymi z kakao :) Smak dzieciństwa. Treningu brak, woda ok, kroki spoko ponad 15 tyś już, a posiłkowo dzień wygląda tak:
I posiłek: chleb z ziarnami, serek śmietankowy plus papryka
II posiłek: jogurt plus kawa ( u rodziców)
III posiłek: McWrapp jak wracałam do domu, a w domu śliwki i właśnie te wafle przekładane ;)
1567/2000 kalorii w dniu dzisiejszym wyszło. Gdyby nie wizyta w maku, to pewnie byłoby inaczej, ale bywa i tak. Od czasu do czasu można. Nie można się katować.
Dziś już wrócił M do domku, więc muszę się mieć na baczności ;) Na baczności pod względem posiłków. Bo wiem jak to jest, gdy jest w domu.... Nawet jak wyjdziemy z domu, to muszę, coś mieć awaryjnie w torebce ;) Bo z nim nigdy nic nie wiadomo... gdzie i o której godzinie będziemy.
Ja zabieram się za wymyślenie jadłospisu na jutro, a za Ciebie trzymam kciuki. Korzystaj z weekendu, pamiętaj, że nie samą dietą człowiek żyje ;) Wszystko jest dla ludzi. Powodzenia. Miłego wieczoru i udanego weekendu. Pozdrawiam :) :*
Tak się cieszę, że tydzień dobiega końca. Dzisiejszy dzień też nie należy do najfajniejszych. Ale nie poddaje się, działam dalej. Treningu brak, woda ok, kroki limit zrobiony ;) A posiłkowo?
I posiłek: chleb, kurczak w galarecie, ogórek
II posiłek: jogurt kokos-migdał, chrupki orzechowe
III posiłek: leczo plus chleb z ziarnami, wafelki śmietankowe, winogrono oraz widoczne na zdjęciu 4 kostki snaków ( ostatnie , żal żeby same leżały ;) oraz dużaaaaa kawa :)
1672/2000 kcal dziś wyszło. To 7 dzień liczenia kalorii i całkiem spoko mi idzie. Do wczoraj miałam premium Fitatu, ale zrezygnowałam. Nie potrzebuję póki co. Poczekam ewentualnie na jakąś promkę. Teraz drogo wychodzi, a ja nie wiem ile czasu będę tego używała...znowu. Teraz mam podstawową wersję, a reklamy mi nie przeszkadzają ;) Aaaa wczoraj obyło się bez energetyka na wieczór ;)
Robię dalej swoje. Raz lepiej idzie, raz gorzej... samo życie. Nie poddam się, nie teraz. Chociaż teraz okres i rwa kulszowa trochę mnie wykoleiły... Teraz trzeba czekać, aż wskoczę znowu na tor ;) Ja trzymam za Ciebie kciuki, więc proszę i trzymaj za mnie ;) Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Tak, jak w tytule... to nie mój dzień, nie dziś. Rano niby ok wszystko było, pomijając, że okres dawał się we znaki ;) Szybkie zakupy z mamą, tym razem autem raz, że padało, dwa okres. Potem kawka u rodziców i zaczęło się dziać.. dziwnie... jakieś plamy przed oczami. Myślałam, że to zmęczenie, bo za oknem ponuro, deszcz, brrrrr. Wyszłam na dwór ( akurat przestało padać) przeszłam się, ale to nie mijało. Mówię, może mam coś na oku ( być może jakiś paproszek) Drażniło mnie to. Najgorsze, że przeszkadzało mi to w prowadzeniu samochodu. To, to był tylko wierzchołek góry lodowej... Potem już działo się na całego...ale to nie nadaje się na wpis. W każdym bądź razie, najważniejsze, że dojechałam cała do domu i tu już mogę odsapnąć. Szyki obiad-kolacja, dwa prania ( jedno jeszcze w trakcie) zimna już kawa i mogę usiąść. Nie wiem czy czasem jakiś energetyk nie pójdzie w ruch... jak wiem, to zło, ale od czasu do czasu...
Trening? Kroki-16007 na chwil obecną i standardowo ładowanie opaski. Woda pilnowana a posiłki ?
I posiłek: chleb pszenny, twaróg wędzony, rzodkiewka
II posiłek: kawa i baton u rodziców plus boczniaki ;) ale zestaw, co? :)
III posiłek: śliwki, chipsy bekonowe
IV posiłek: leczo plus bułka i dużaaaaa kawa ( ewentualnie później może wpadnie energetyk- chociaż wolałabym nie)
Dziś wyszło 1733/2000 kalorii. Teraz myślę już o jutrzejszym menu oraz o tym co będę robiła jutro... aby właśnie tak ułożyć menu.... żeby się udało w nim wytrwać ;) Zobaczymy, co to będzie. Działam dalej, nie poddaje się. Walczę każdego dnia... Już tak niewiele zostało, do końca roku....Jeśli nawet nie uda mi się schudnąć.. to zrobię wszystko, aby nie przytyć ;)
Pamiętaj, aby się nie poddawać. Jesteś silniejsza niż myślisz... Dasz radę. Trzymam kciuki, powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Gdybym nie wiedziała, to powiedziałabym, że dziś jest poniedziałek.... ten dzień był zwariowany. Niekoniecznie miły. Najgorzej jak wszystkie godziny spotkań się nałożą na siebie. Dosłownie. Dziś szybko najpierw młoda do zakładu na okres próbny, potem z M na firmę, następnie ja z młodą do alergologa, potem M do lekarza... Potem M po nas i do domu. M dopadła też rwa kulszowa. Mi trochę przeszła... ale z racji okresu czuję , że wróci. Oj działo się. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że dostałam okres :( i wszystko mnie drażniło, oj drażniło.. to mało powiedziane ;)
Młoda miała testy i wyszło standardowo roztocza, ale dodatkowo na koty ( na szczęście delikatnie, więc nie musimy oddawać) Dostała leki, teraz trzeba zrobić najgorsze... musi pochować książki do zamkniętej szafy, a takiej nie ma w swoim pokoju. Młoda się książkoholiczką... i tu był bunt. Dodatkowo znowu pluszaki idą w odstawkę. Dodatkowo z pokarmami musi trochę przystopować między innymi ostre potrawy i kwaśne. Damy radę. Najważniejsze, że szybko udało nam się dostać. Czekała na wizytę 3 tygodnie :) A gdzie nie dzwoniłam, to termin na przyszły rok na kwietnia lub czerwca. Więc udało nam się ;)
Treningu dziś brak z wiadomych przyczyn. kroki ok ponad 11 tyś na chwilę obecną. Woda pilnowana, nawet teraz popijam zamiast kawy...szok :) Zwyczajnie mnie suszy i nie mam ochoty na wieczorną kawę :) Zaraz zabieram się za ułożenie menu na jutro. Trzeba opróżnić lodówkę ;) Dzisiejsze menu wygląda tak:
I posiłek: bułka dyniowa z serem ( wesołe kanapki, jak to napisała koleżanka....tak ale tylko wesoło było zanim wyszłam z domu )
II posiłek: kanapka kinder ( średnią ta truskawkowa) ziemniaki, filet z piersi kurczaka i dynia w occie, kawa
III posiłek: kisiel ( nie miałam na nic innego ochoty)
1414/2000 kalorii dziś zdecydowanie za mało, ale nie miałam ochoty napychać się na noc, a w ciągu dnia wyszło jak wyszło. Ponad 2 godziny u alergologa.... i zapomniałam wziąc jedzenia ze sobą, tzn miałam przygotowane, ale zapomniałam. Samo życie. Nie ma się co spinać ;) Jutro też jest dzień.
Powoli, ale działam, odliczam do końca roku. Nie poddaje się, pomimo gorszych dni, gorszych chwil. Trzymam za Ciebie kciuki. Walcz o lepszą siebie dla siebie :) Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Poniedziałek na wysokich obrotach...czy taki będzie cały tydzień? Oby nie :) Rano załatwianie spraw, potem odbiór młodej ze szkoły i do domku.... obiad na szybko i znowu do miasta. Ajjjj mam dosyć tego dnia :) A jutro nie zapowiada się lepiej hmmmmm czeka mnie wizyta u alegrogola z młodą. No nic, dam radę i z tym. Bo jak nie ja to kto hahahha ;)
Treningu brak, poza krokami. Na chwilę obecną 17006 i standardowo ładuje się ;) Woda pilnowana, a posiłki dzisiejsze wyglądają tak:
I posiłek: chleb ze schabem ( tak jeszcze jemy schabik, który robiłam ) plus pomidor
II posiłek: omlet z szynką, serem, szczypiorkiem, pomidor
III posiłek: chrupki o smaku pizzy, baton nestle, kawa
IV posiłek: sokoliki, papryczki nadziewane, grzanki, śliwki, mandarynki i kawa
Łącznie dziś wyszło 1453/2000 kcal Dobrze czy nie... Jestem najedzona, więc luz. Czyli jest ok ;) Przyznam, że powrót do liczenia kalorii nawet dobrze mi idzie. Jestem w szoku, bo byłam pewna, że nie dam rady nawet jednego dnia wytrzymać, a tu zaskoczenie. Póki jakoś mi idzie, to będę liczyła.
Pamiętaj, aby się nie poddawać. Działamy. Trzymam za Ciebie kciuki w nowym tygodniu. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Szybkie podsumowanie dnia wczorajszego. Sobota minęła szybko, a końcówka nawet lekko burzliwie ;) Woda pilnowana, kroki też ok. Jedzenie?
I posiłek: chleb z polędwicą i szynką bez wędzenia plus pomidor
II posiłek: kisiel plus winogrono
III posiłek: zupa jarzynowa plus mięso z piersi kurczaka
IV posiłek: chrupki o smaku pizzy, wafelek knoperss, przekąska ala zupka chińska
V posiłek: grzanki pomidorowe, ogórek, rzodkiewka, kiełbasa biesiadna podsmażona
Łącznie wyszło 1491/2000 kalorii
Niedziela, nawet nie wiem kiedy minęła. Zdecydowanie za szybko.A jak minęła? Nudno. Dosłownie. Dzien bez treningu, bo rwa dalej trwa. Bywa moment, że jest lżej, ale jak chwyci... to na całego. Liczę, że jeszcze niejeden trening będzie w październiku. Posiłkowo niedziela wygląda tak:
I posiłek: bułka kukurydziana, ogórek kiszony, jajko na twardo, majonez, szczypiorek, kawa
II posiłek: ziemniaki, filet z piersi kurczaka, sałata masłowa z jogurtem greckim
III posiłek: śliwka, mandarynka ( o dziwo pyszna) czekolada z nadzieniem truskawkowym z Dino ( jestem w szoku, bo to najtańsza czekolada z Dino i jest pyszna) plus kawa
1521 kalorii/2000 dziś wyszło. Późno jadłam śniadanie, więc i reszta posiłków też późno. Dlatego też tylko 3 posiłki i kaloryka, taka jaka jest. Nie będę dobijała na siłę. Woda pita, kroki też ok. Ogólnie dzień nawet na plus. Gdyby nie to, że treningu brak. Jednak nie przejmuje się, idę i robię swoje. Nie narzucam sobie sztywno. Robię to, co mogę w danej chwili i na ile mogę sobie pozwolić. Myślę, że to jest właśnie złoty środek i nie poddaje się wtedy tak szybko.
Trzymam za Ciebie kciuki. Nie poddawaj się. Rób swoje, w swoim tempie. Powodzenia. Udanego nowego tygodnia dla Ciebie. Pozdrawiam :) :*
Piątek od samego rana hmmm byłam wystawiona na próbę nerwów... Najpierw z młodą dentysta. Miała na 8.30 a weszła o 9.30 :( Takie opóźnienie mieli, masakra. Do tego krzyczące dzieci, co chwilę chodzący ludzie... dziś to nie był mój dzień, nie był to dzień na wizytę ;) Ale młoda dzielna ( dalej ma kanałowe) jeszcze jedna lub dwie wizyty i będzie miała cud ząbki ;)
Po dentyście poszłyśmy na galerię w oczekiwaniu na M... przyjechał, zabrał nas i znowu.... w ostatniej chwili dowiaduję się, że jedziemy po jakieś auto... nosz.... kurczaki. Wkurzył mnie, bo już byłam głodna a była godzina 11.30. Głowa już mnie bolała, słabo. Dojechaliśmy do domu i znowu kierunek auto. Na szczęście udało się w miarę szybko to załatwić. W domku obiad, potem porządki. Położyłam się po wszystkim na chwilę, ale długo nie poleżałam ;)
Wykorzystałam moment, kiedy rwa nie dokuczała i wskoczyłam na orbitreka. Dobre te 30 minut. Plank nie wchodził w grę. Poczekam na lepszy moment. Woda pilnowana, kroki też ok. Na chwilę obecną ponad 12 tyś i jak zwykle opaska się ładuje. A posiłkowo dzien wygląda tak:
I posiłek: bułka wieloziarnista ze schabem i ogórkiem
II posiłek: sałatka ( miks sałat, polędwiczki, pomidor, ogórek, grzanki czosnkowe, majonez)
III posiłek: śliwki, wafelki truskawkowe góralki ( średnie) plus kawa
IV posiłek: schab ,papryczki nadziewane, sokoliki kiełbaski, grzanki czosnkowe i mała kawa
Tak wygląda wszystko kalorycznie. Jakoś mnie naszło, aby policzyć kalorie. Ustawiłam sobie kaloryczność 2000. Nie wiem czy będę kontynuowała. Czas pokaże, sytuacja domowa.... zweryfikuje czy się uda ;) Nic na siłę, ale dziś nawet na luzie mi to poszło. A już myślałam, że rzucę się na jedzenie, po powrocie z miasta. Udało się jednak zapanować. Jak będzie dalej? Zobaczymy.
Ogólnie jestem zadowolona z dnia dzisiejszego. Samopoczucie już teraz, nawet ok. Zaraz zabieram się za kilka spraw, za które biorę się ot tygodni. Trochę zaległości na yt, a to na maila trzeba zajrzeć, nadrobić zaległości. Aaaaa trochę tego mam. Chciałabym napisać o kilka współprac, ale czy się uda dziś to ogarnąć , nie wiem.
Trzymam za Ciebie kciuki. Weekend przed nami. Niech to będzie dobry czas dla Ciebie. Nawet jeśli zbłądzisz, idź dalej, rób swoje. Powodzenia. Udanego weekendu. Pozdrawiam :) :*
Tak jak w tytule... rwa trwa niestety. Dziś jeszcze bardziej się nasiliła, bo... bo cały dzień spędziłam w samochodzie. Cały dzień załatwiania, biegania. Dlatego teraz dopije kawę i spać. Padnę, jak wczoraj. Treningu nie było, kroków ledwo ponad 11 tyś i dobrze mi z tym. Woda pilnowana a jedzenie?
I posiłek: chleb z metką bawarską, ogórkiem
II posiłek w drodze: zapiekanka z Biedronki
III posiłek: kluski ziemniaczane z kapustą kiszoną
IV posiłek: wafelek, śliwki i kawa którą teraz dopijam ;)
Na wieczór wpadła maseczka, musiałam, czułam, że tego potrzebuję. Dobrze mi to zrobiło. Swoją droga polecam, maseczka nr jeden u mnie. Świetnie oczyszcza skórę twarzy, skóra jest gładka. To mój top wśród maseczek ;)
Nie poddaje się, walczę dalej, dalej odliczam. A do treningu wrócę, jak rwa sobie pójdzie ;) Ty również walcz, nie poddawaj się. Pamiętaj, że po burzy, zawsze wychodzi słońce ;) Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Wczorajszy brak wpisu spowodowany złym samopoczuciem, złością, ściekłością... Rano dzień zapowiadał się spokojnie, miała być wizyta u rodziców, potem wizyta u lekarza wad postawy z córką M, a na końcu zakupy... Co się udało? Wizyta u rodziców... wizyta w poradni, masakra. Weszłyśmy półtorej godzinnym opóźnieniem :( Także nie trudno się domyśleć, jakie emocje mną targały ;) Potem jeszcze ponad pół godziny w gabinecie... I do domu z buta tzn z buta do rodziców, bo koło nich zostawiłam auto. Mówię sobie, przejdziemy się,ładna pogoda hmmm dobrze nam to zrobi ;) młoda się dotleni, bo tylko w domu z telefonem i yt. Tak też zrobiłyśmy. No alw powrót do domu to już w biegu, bo druga kończyła lekcje, a tu trzeba było jeszcze auto wziąć. Na styk dojechałam po córkę i już jechałyśmy do domu. Także zakupów nie było. Byłam wściekła, zła.... rozzłoszczona... jak dojechałam do domu, bo nawet obiadu nie miałam, bo myślałam, że ogarnę zakupy właśnie na obiad :) Coś tak zjadłam na szybko.. aaaaa zapiekanka z Dino a na śniadanie kanapki i to całe menu wczorajszego dnia. Tragedia. Tak... wiem..... No nic jeszcze kawkę zrobiłam i padłam z dupką.
Nie, treningu wczoraj nie miałam bo zrobiłam wczoraj 23078 kroków i to był mój trening ;) Wieczorem nie czułam nóg i strasznie bolała mnie głowa.
A dziś ??? Dziś nie jest lepiej. Tzn z rana wiedziałam co będę miała robić. W planach wyjazd na cmentarz z mamą i to się udało. Dostałam niezły wycisk
Zresztą widać po relacji, oj czuję to wszędzie. Ręce, nogi.... masakra. I rwa kulszowa mnie złapała po powrocie do domu. Bo jak byłam w ruchu, nie czułam, ale jak dojechałam do domu hmmm to się zaczęło. Mamie strzeliło coś w krzyżu jak byłyśmy na cmentarzu :( Oj działo się tam... starałam uwijać się jak mrówka, aby szybko skończyć, bo u dziadków na cmentarzu zawsze strasznie wieje. Ciekawe czy jutro moje gardło da o sobie znać.
Po cmentarzu miałam jechać do rodziców, potem zakupy bo młoda do 16 w szkole... i wtedy dopiero do domu.... ale nie.. nie... u nas zawsze musi się coś zmienić, nagle :( Tak też było tym razem. Zamiast swoich planów, M wtrącił swoje...a i tak nie wyszło tak jak ustaliliśmy.... co jeszcze bardziej mnie wkurzyło, bo śmiało mogłam wykonać swoje plany :) Ajjjjj faceci ;) heheh. M po drodze z pracy odebrał moją córką, dałam im obiad a potem pojechaliśmy po samochód. I tak oto dzisiejszym treningiem jest właśnie wizyta na cmentarzu. Zła jestem, bo drugi dzień, kiedy padam. Ale rwa daje o sobie znać, nie chcę przeciążać bo będzie tylko gorzej. Poczekam, może jutro będzie lepiej.
Posiłkowo dzień wygląda tak:
I posiłek: chleb ze schabem domowej roboty ( wczoraj piekłam) plus ogórek i herbata
II posiłek: makaron ( gotowiec z Biedronki) z polędwiczkami
III posiłek: chleb ze schabem, chrzanem, sokoliki i ogórek plus dużaaa kawka ( musiałam inaczej padłabym szybciej)
Woda pilnowana, a kroki dzisiejsze? Na chwilę obecną 18569 i ładuję opaskę, więc dużo więcej nie dobiję ;)
Cieszę się, że dzień dobiega końca. Nie poddaje się, jutro będzie lepiej. Trzymam kciuki za Ciebie. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
Wpis na szybko, bo nawet nie zauważyłam, że już 19.30. Za pół godzinki mam spotkanie on-line z firmą z którą mam współpracę. A jak mija poniedziałek? Pozytywnie. Dziś byłyśmy wszystkie w domu. Trening zrobiony
Orbitrek podczas oglądania filmu, świetnie się sprawdza ;) Na dobicie plank i kolejna 5 wpadła do skarbonki ;) Robi się coraz cięższa ;) ciekawe ile będzie tym razem... Woda pilnowanana, kroki też ok już ponad 11 tyś .A jedzonko?
I posiłek: bułka dyniowa, miks sałat, sokoliki, papryczki nadziewane
II posiłek: domowy kebab ( wychodziła data) ( z tego chleba co na zdjęciu) z kurczakiem, pomidorem, ogórkiem, miksem sałat, prażoną cebulką plus sos ketchup-majonez)
III posiłek: makaroniki ( data wyszła) winogrono ( też żywotność się kończyła ) plus kawa
IV posiłek: tosty z serem i kurczakiem i herbatka
Swoją drogą polecam te przyprawy do kawy. Jeśli miałabym powiedzieć, która jest nr 1 to na pewno chai latte, druga to orange twist a na końcu ginger lemon. Nie mniej jednak wszystko smaczne.
A jak prezentuje się mój październik do tej pory? A no tak
Całkiem ładnie, muszę przyznać. To chyba mój miesiąc .Najgorzej było zacząć.. od nowa wdrażać aktywność, ale powiem Wam, że teraz staram się najpierw pomyśleć o sobie tzn. najpierw trening, potem mycie garów czy sprzątanie albo pranie ;) Domownicy to wiedzą, choć czasami kręcą nosem ;)
Pamiętaj, aby się nie poddawać. Działamy dalej. Udanego nowego tygodnia dla Ciebie. Trzymam kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*