Od jakiegoś czasu spotykam się z kolegą, którego poznałam 2 lata temu na Woodstocku.
Ogólnie fajnie mi się z nim spędza czas, co weekend do mnie przyjeżdża, zaprasza mnie do siebie :)
Ale jest niestety jedno ale...
Na początku myślałam,że to strach przed związkami, albo pozostałośc w serduchu i głowie po poprzednim z którym "byłam" 3 mc temu... taak na początku to była ta pozostałość, ale teraz mam hmm...nie wiem nawet jak to opisać, wątpliwość albo strach, albo to,że nie podoba mi się,że on w każdy weekend imprezuje.
Nie ma weekendu, w którym by nie pił, w ciagu tygodnia nic, a w piątek się zaczyna.
Powiedziałam mu,że przeszkadza mi to , powiedział,że postara się ograniczyć te imprezy i faktycznie tak jest. Widać,że się stara.
Pewnie nie przeszkadzałoby mi to gdybyśmy spotykali się w ciągu tyg też, ale niestety jak na razie to możemy tylko we weekendy.
Pytałam sie kilku osób, co mam zrobić. Wszystkie doradziły,że mam spóbować, najwyżej wyliżemy rany i pożegnamy sie ze sobą.
Z jednej strony myślę,że to dobry pomysł, ale z drugiej czuje jakis strach. Wiem, wiem...sama jestem w pewnym sensie winna, bo ja na prawdę boje się jakiegokolwiek związku, albo mam takie wymagania, bo te 3 mc temu z J. nia miałam żadnych lęków, tylko motyle w brzuchu :))
Dylemat...Napisałam mu po kilku kieliszkach wina,że chce mu coś powiedzieć , chodziło mi to to,że chce z nim być
( Bo wcześniej on sam powiedział mi,że mu zależy i nie było chwili,żeby o mnie nie myślał i jak ja będę coś chciała więcej to mam mu o tym po prostu powiedzieć, bo on może się nie domyślić )
Zastanawiam się czy mu to powiedzieć, jeżeli już to przyjadę do niego w święta i mu to powiem...
Kurde , nie spodziewałam się,że będę miała taki dylemat w najbliższym czasie...
Poradźcie mi, bo ja nie wiem co mam z tym zrobić...