No taak -dadan-pełen "maraton" kijkowy n-w zaliczony tj 42 km
w osiem godzin naokoło czterech odnóg Jeziora Wdzydzkiego na Kaszubach w piękny sobotni poranek i to od 5-tej do 14-tej -kurcze nie było łatwo ale można.... i do tego w dzikich odcinkach trasy gdzie trzeba było się przedzierać przez gęstwiny i ...zaliczyć i osunięcia się i upadki czego dowodem jest moja troszkę przybrudzona bluza ale trudno nie będę upiększał tych zmagań -liczył się wynik przekroczenia kolejnego "rubikonu" (a właściwie rzeki Wdy u ujścia do j.Radolne -odnogi j. wdzydzkich) własnej słabości i wiem ze można i.... można to będzie powtarzać by stało się czymś normalnym czego i wam życzę w pokonywaniu Waszych słabości .PS od grillowania pomimo zapowiadanego absmaku z jakim pojechałem na wieś niestety nie udało mnie się do końca wywinąć ale starałem się minimalizować te niezdrowe nawyki naszego społeczeństwa by trud moich ćwiczeń nie poszedł na marne.
Weekend na wsi-oboziku kondycyjnym pozytywnie zaliczony doszły kolejne 84 km na 3 dni eskapady na wiś dało mi w mojej podróży do Fatimy i jest to już w sumie hmm..924 km. Ps na koniec drobny landszawcik który cyknąłem po drodze