Jednak dziś nigdzie jechać nie mogę, bo jest wyścig kolarski i mają być utrudnienia komunikacyjne. Autobusy nie będa więc jeździć normalnie. Pojadę jutro lub w środę. Wyruszę rano koło 9,30. Zależy kiedy będzie chłodniej. Wczoraj zadzwoniła do mnie koleżanka z informacją, że ktoś podrzucił jej małego kota. Jej mąż kotów nie znosi i zapowiedział, że wypuści z kojca Atosa czyli psa, który koty prawdopodobnie morduje. Zaproponowałam jej, żeby odwiozła malucha do schroniska, ale mąż się nie chciał zgodzić. Wtedy podjęłam decyzję, że kota wezmę do siebie do komórki tylko muszą go złapać i przynieść, bo jest dziki, a ja sobie z tym nie poradzę. Krzysiek się wściekł i zapowiedział, że koło kota robić nic nie będzie. Mama też się wściekła, bo się boi o swoje gołębie. Ja szczęśliwa nie byłam, ale doszłam do wniosku, że jedzenia mu nie zabraknie i niech sobie żyje jako kot wolnożyjący. Jak długo pożyje o już inna sprawa, bo droga obok mojego domu jest niebezpieczna. No chyba, że się oswoi to będę mu szukać domu, albo ostatecznie wezmę do siebie. Na chwilę obecną kociak złapać się nie dał. Uciekł do sąsiada gdzie też są małe koty. Może tam zostanie. Problem jednak rozwiązany nie jest, bo ten sąsiad koty rozmnaża, ale słabo je karmi i pewnie nie leczy...
Wczoraj podziałałam robótkowo. Powstał talerzyk, zaczęłam drugi, a także zrobiłam wreszcie te świeczniki z gliny samoutwardzalnej do których zabierałam się od dawna. Zobaczymy czy glina stwardnie, bo jeszcze ani nie myśli. Dziś podziałam dalej z talerzykami. Mam jeszcze kilka. Może też skończę świeczniki...