Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25544
Komentarzy: 336
Założony: 5 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 13 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
savannah1974

kobieta, 50 lat, Płock

164 cm, 86.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 stycznia 2013 , Komentarze (2)

13,00 - jabłko

15,30 - mała porcja sałatki z łososia wędzonego, ugotowanego jajka, wędzonej piersi i jogurtu naturalnego (smaczne, jak na pomysł mocno spontaniczny)

18.00 - szaszłyk wołowy z cebulką i ogórkiem kiszonym (właściwie to 1/4, bo w tej knajpie robią koszmarnie duże szaszłyki, zamówiłam pół i zjadłam tylko połowę połowy)

21.30 - kilka gotoanych brukselek, sałatka z roszponki, kiełków, pomidorków i avokado (mała porcja)

Tak więc zachowałam układ pięciu posiłków z podziałem 3B + 2W. Niestety, znowu skusiłam się na grzańca i jeszcze na malinówkę i grzane piwo, ale stwierdziłam, że na wyjeździe daję sobie dyspensę, o ile zachowam umiar i rozsądek (nie tak jak wczoraj). Po powrocie abstynencja w pełni. A a razie po prostu jestem na wakacjach.

Świątyna Wang super. Ponadto byliśmy znowu na zjeżdżalni grawitacyjnej, znowu trzy razy - czuję się coraz pewniej i po prostu śmigam po trasie, w efekcie czego zaczynam jak dzieciak chcieć więcej, bo mi za szybko mja, lol. Na Kopę nie pojechaliśmy, bo było za późno. Jeśli jutro wstanę rano (powinnam dać radę), to pojedziemy wcześniejszym autobusem, tym o 8.47. A potem Western City i jak się uda to Sandra SPA jeszcze raz. Zobaczymy...

Wróciliśmy z miasta pieszo, czyli dzisiaj zaliczyliśmy koło 10 kilometrów, wow! I oczywiście jest godzina 21.50, a młody śpi już snem bogów, a ja do niego za minutkę dołączę, lol.

A propos Karpacza, jest tu taka knaja, "Swojskie Jadło" - zalecam ostrożność! Jedzenie jest bardzo smaczne to fakt, obsługa przemiła, ale... No właśnie, 'ale' objawia się na kasie w postaci olbrzymiego rachunku. Dziewczyny są świetnie wyszkolone w swoim fachu i z miłym uśmiechem wciskają Ci wszystko, co tylko się da. Proponują grzane wino z wiśniówką, Ty masz wrażenie, że w cenie grzanego wina jest ta wiśniówka, więc się zgadzasz, a tu niespodzianka, bo za malinówkę trzeba dopłacić. A do grzanego piwa likierek miodowy... Do mięska oczywiście musztarda, keczup, chrzan, każde płatne 2 zł!!!!! Masakra! Najzabawniejsze, że oczywiście ceny tych wszystkich rzeczy są napisane, ale te dziewczyny tak   to "sprzedają", że człowiek daje się wkręcić. A przy kasie, no cóż, nie bardzo jest jak się wykręcić, no bo przecież zamówiłaś, no a przecież jest napisane, co ile kosztuje. Dziewczyna stała przy mnie i myślałam, że apopleksji dostanie, jak usłyszała 135 zł za dwa plasterki (!!!!) golonki, porcję smażonych zimemniaczków, porcję bigosu, dwa gzrane piwa z likierkiem, keczupy i całą resztę. Za tę kasę w innej knajpie można się nawpierdzielać smażonych rybek i różnych innych frykasów. Dlatego ogólne nie polecam. Szaszłyki mają ogromne, no ale przecież tylko 7 zł za 100g! Ja się uparłam przy połowie, a i tak kosztował ponad 30 zeta. Zjadłam połowę połowy i byłam najedzona. Ponieważ generalnie nie lubię nabijania ludzi w butelkę, serdecznie odradzam wizytę w tym miejscu, jakkolwiek jest ono klimatyczne i zachęcające.

Jutro 4 B + 1 W (mam przygotowaną sałatkę). Czy rano poćwicę, to ne wiem, bo wymagałoby to pobudki o 6 rano. Fakt, żę idę spać o 22, bo po prostu padam, ale... Pożyjemy, zobaczymy. Dobranocka wszystkim.

29 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Trochę mnie jednak wkurza brak -wagi, bo t trochę jak brak kontroli, ech... ALE! Zrobiłam sobie dzisiaj pomiary i, biorąc pod uwagę okoliczności, nie jest źle:

talia - 105 cm (- 2 cm)
brzuch - 116 cm (bez zmian, niestety)
biodra - 112 cm (-6 cm)
biust - 98 cm (-4 cm)
udo - 63 cm (- 3 cm)
łydka - 41 cm (bez zmian)
biceps - 33 cm (bez zmian)
szyja - 37 cm (bez zmian)

Łącznie to utrata 15 cm od ostatniego pomiaru w dniu 22 stycznia (czyli w 7 dni), szkoda tylko, żę ten brzuch nie maleje, ale przyjdzie i na niego pora. Niestety nie mam tu specjalnie warunków do ćwiczenia na podłodze, ale może się ogarnę i zrobię sobie coś z HIP HOP ABS (dużo ćwiczeń na mięśnie brzucha w staniu - trudne, ale fajne)

Bardzo jestem ciekawa, co waga pokaże po powrocie, bo jak znam życie może być różnie, ale obiecałam sobie być już grzeczna, a na grzane wino skusić się najwcześniej w Szklarskiej (zresztą czekam na przelew i mam ograniczone mocno finanse, więc wczorajsze szaleństwo było jedynyn, na jakie mogłam sobie pozwolić - pewno lepiej byłoby sobie tę przyjemność rozłożyć na kilka dni, ale może i lepiej, że wyszło jak wyszło). Owszem, mam wyrzuty sumienia, chociaż nie czuję się źle - zapomniałam, że w górach trudniej o kaca, lol, ale jeszcze nie wiadomo, jak mi się będzie ćwiczyło. Ale obiecałam sobie, że sobie dzisiaj dokopię i taki mam zamiar, lol.

Także zrobię sobie teraz śniadanko, czyli placuszki duknaowskie z tuńczykiem. Bo dzisiaj zrobię 3 B + 2 W, mimo że wczoraj nie wyszło to zbyt idealnie (było 2B + 1W, ale wino i piwo można ostatecznie zaliczyć jako dodatkowe 2W, hehe).

Na dzisiaj planujemy wyprawę do Karpacza Górnego, stamtąd do Kościółka Wang, potem wracamy do Białego Jaru, zaliczamy Dziki Wodospad i wjazd na Kopę, połazimy tam i zjeżdżamy na dół, bo wędrowanie po górach przy tej pogodzie jest zbyt niebezpieczne. Trzeba się ciepło ubrać!

EDIT:

10.00 - placuszki dukanowskie z tuńczykiem

30 min HIP HOP ABS cardio (czyli ćwiczenia na mięśnie brucha i aerobik w jednym, uwielbiam programy z tej serii, chociaż ostatnie poty ze mnie wywlekają, lol, przynajmniej mam mniejsze poczucie winy za wczoraj).

W drogę!

28 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Oj, mam wyrzuty sumienia .

Nie oszukujmy się, wyjazd na ferie to jednak nie jest okoliczność sprzyjająca diecie...

Dzisiaj dałam sobie carte blanche i nawet nie wiem kiedy. I jestem na siebie wściekła, że tak wyszło,a z drugiej strony tak sobie myślę, że to całkiem normalna reakcja, hehe. Reasumując, jaieś sześć grzanych winek i dwa piwka plus teraz jeszcze Radlerek (x4, I guess, tyle kupiłam w każdym razie). Ogólnie jestem w stosunku do siebie wyrozumiała i nie zamierzam się upadlać ani nc, ale że odwaliłam to niestety prawda i nie wiem, jak mam to wytłumaczyć. Ech...

14.00 - dwie kasznki z grilla (hm, nawet nie wiem, jak to liczyć, B czy W?! cholera jedna ją wie, ech)

21.00 - pół wędzonej piersi kurczaka + jogurt naturalny z otrębami

I raczej już nic, ewentualnie tylko kalorie z Radlera... Teraz to już mi trochę gance gall, czy wypiję 1 czy 2 czy 4... Ale jutro postaram się samej sobie nakopać w cztery litery, lol.

Głupota moja własna mnie przeraża, najgorzej będzie jak się okaże, że nie umiem wrócić tylko znowu się zapętlę. Jak pomyślę o czymkolwiek więcej, to normalne sama sobie w pysk napluję...To już nie są żarty, cholera... A tyle wytrzymałam... I od momentu przyjazd moja mocna fasada zaczęła się chwiać: pozwlę sobie na grzane winko, no przeciez jedno mi nie zaszkodzi, a potem kilka kieliszków wina, i znowu grzane następnego dnia.... Wrrr.... Wściekła jestem i rozczarowana. Ale trochę mam nadzieję, że moje jutrzejsze samopoczucie w porównaniu z tym z ostatnich kilkunastu dni, da mi do wiwatu....

Dobra, nie będę się dalej samobiczować, bo to raczej do niczego nie prowadzi.

Dzisiaj byiśmy trzy razy na zjeżdżalni grawitacyjnej - za free, bo w sobotę czekając na autobus do Karpacza poznaliśmy babeczkę, która pracuje na kasie, hehe. I za każdym razem bardziej mi się podobało, hehe. Na tych cholernych zakrętach trzeba trzymać prędkość, a nie hamować, bo przy prędkości nie ma tego okropnego wrażenia zakłócenia równowagi, tory są tak wyprofilowane, że sanki lecą niemal idealnie, a przy małej prędkości robi się właśnie niefajnie. Zabawne, ja, taka panikara, a na torze przyspieszam, hehe, ale jazda jest wyrąbista. Ale tyłek boli. No i mięśnie rąk pracują, że hej, jak się steruje tym tałatjstwem...

Baseny w Sandra SPA to kolejny czad. W żadnym z polskich aqua parków, a widzielismy już kilka, nie było takiego nastawienia na dzieciaki, jak tu. większa część olbrzymiego komplekrsu basenowego jest dla dzieci. Mają basen z falą - super sprawa. Jaccuzzi rewelacyjne. I te wszystkie atrakcje dla dzieciaków, lol...

W każdym razie spędziliśmy tam 2,5 godziny i było super. Chcemy to powtórzyć w środę. Jutro w planach wyprawa na Kopę, wyciągiem oczywiście i zjazd tą samą drogą. Bez pośpiechu, na luzie...

Młody dzisiaj trochę rozczarowany, Piętro wyżej mieszka chłopiec w jego wieku Poznali się, jak się meldowali. Wczoraj tamten przyszedł do nas, grali na komputerze, bawili się  zabawkami młodego i było ok, dzisiaj po powrocie z basenu młody poszedł z wizytą, bo byli umówieni, ale wrócił chyba po 15 minutach, bo nie chcieli z nim grać (znaczy kolega i jego tata, chyba). Cóż, kolejna życiowa lekcja, że ludzie ne zawsze są fajni. Tych lekcji to on ma przed sobą dużo, bo naiwniutki jest strasznie i chyba muszę powoli zacząć mu tłumaczyć, że ludzie częśćiej są niefajni niż fajni. bo to się może źle dla niego skończyć.

Młodego zmogło przed 22-ą. Sporo się dzisiaj działo, więc dobrze, że zmęczony, bo zbytnio nie przeżywał rozczarowania kolegą. O ile dziecko rozumiem, bo to tylko dziecko, o tyle tatus pozostawia wiele do życzenia, ale cóż robić... Niekoniecznie dorosły znaczy dorosły, prawda?! Nic to, pozostaje mi tylko trzymać teraz młodego z dala od newraligicznego tematu, ech...

Ja chyba też już się poddam (pozostawiając niespożyte 2 Radlery!), bo nie chcę jutro zdychać, żadna frajda...

I. siedziała wczoraj u kotów do 2.30  nocy i zrobiła mi porządek w kuchni. Niesamowita babka. Co prawda wyrzucanie przeterminowanych herbat mogła sobie odpuścić, no bo bez przesady, tak?! ale generalnie to i tak w szoku jestem. A ma jeszcze tydzień do dyspozycji, aż się boję, co ja tam zastanę: koty we frakach serwujące śniadanko?! Wszystko możliwe, hehe.

28 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Ku mojemu własnemu zaskoczeniu, zmobilizowałam się do zrobienia 3 mil z Leslie co więcej minęło mi jak z bicza trzasnął, nawet nie zauważyłam kiedy, hehe.

9.30 - kromka chleba pełnoziarnistego w avokado, roszponką i kiełkami + 1/2 grejpfruta

Przygotowałam sobie dwa posiłki na wyjście, B i W. Muszę coś wymyśleć na B na wieczór i jakoś chwilowo brak mi koncepcji, ale może jajka kupię i tuńczyka w puszce na placki (ale to raczej chyba na jutro na śniadanie), hm, ryba w knajpie wychodzi drogo (a wczorajasza wcale nie była taka mega smaczna). Co tam, najwyżej skończy się na szprotkach z puszki, hehe - tanio i wygodnie.

Dzisiejszy plan turystyczny obejmuje jak zwykle spacer do centrum (czyli 3-4 km), przejażdżkę zwariowaną zjeżdżalnią grawitacyjną (bo tak się toto fachowo nazywa, lol) oraz wizytę w kompleksie basenowym Sandra SPA. Swoją drogą, nieźle wszystkie te atrakcje kosztują. Polecam osobom wybierającym się do Karpacza czy Szklarskiej zaopatrzenie się w czeską Karkonoską Kartę Rabatową, którą można kupić onine - spore zniżki na muzea i inne atrakcje oraz na niektóre restauracje.

Kurczę kupiłam wczoraj 5-litrowy baniak niegazowanej, przekonana, że mi starczy, że hej. Ostatecznie w sobotę i wczoraj mało wody piłam, więc jak się dossałam wieczorem i dzisiaj, to zostało pół baniaka, lol. No, napełniłam też dwie mała butelki na drogę, ale generalnie poszło w tempie ekspresowym.

Dobra, komu w drogę temu czas. Miłego dnia wszystkim życzę.

27 stycznia 2013 , Komentarze (5)

Nie wybraliśmy się na basen, bo skończyły się finanse przeznaczone na dzisiaj, a poza tym wróciliśmy po 18 i byłam zbyt padnięta, żeby mi się chciało jeszcze raz wychodzić na ten mróz i iść 3 kilometry na basen. I tak się sporo nachodziliśmy, jak sądzę. W każdym razie padam...

Fajnie było, zwiedziliśmy Muzeum Sportu i Turystyki oraz Karkonoskie Tajemnice (to polecam! multimedialne i bardzo ciekawe, a miejscami także trochę straszne), byliśmy też na torze saneczkowym na Kolorowej. To taki tor na zasadzie rollercoastera i na zakrętach jest hard-corowo (uczucie jakby się wisiało w powietrzu i to na boku, lol). Poza tym, niestety, skusiłam się na 4 grzane wina. Wiem, wiem, za dużo i poza tym teraz mnie przymula, ale smaczne było. Nadal jednak jestem twarda i nie pozwalam sobie na piwo, ani na nabycie alkoholu na wieczór. Jutro chyba jednak postaram się powstrzymać, bo potem człowiek robi się jednak senny.

14.00 - pstrąg pieczony + jogurt z otrębami + 2 kromki chlebka dukanowskiego z serkiem Almette

18.00 - kotleciki (5 z kalafiora i 3 z kaszy gryczanej)

Dietowo ok, tylko za duże przerwy między posiłkami, ale na wyjazdach to zwykle tradycja, ech... Po powrocie postaram się unormować, a na razie będę po prostu robić co możliwe, żeby nie odbiegać od diety zanadto. Kupiłam sobie brukselkę i roszponkę, pomidorki i cebulę, no i truskawki na dzisiejszy wieczór, lol.

NO i jednak mam trochę wyrzutów sumienia z powodu tego grzanego wina. To co prawda taki integralny element wyjazdów wszelakich, ale chyba należy go jednak ograniczyć, bo się niebezpiecnie rozbisurmaniłam.

Na ćwiczeni na razie brak mi energii, więc póki co nie mówię ani tak, ani nie... Może trochę później...

 

EDIT: 21.00 - sałatka z roszponki, szpinaku, kiełków i pomidorków cherry + małe opakowanie truskawek

W sumie 3W + 1 B to niemal to samo co 4 W + 1 B, hehe.

Plan na jutro niezbyt konkretny, ale na pewno 3W + 2 B, zero winka, unikanie knajp w ogóle, a jeśli już to tylko kawa lub herbata na rozgrzanie. Dobranocka, moje vitalijki.

27 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Niestety musialam troche odespac, bo jednak noc spedzona w autobusie dala mi sie we znaki, wiec wstalam o 9.00. Z drugiej strony to przeciez ferie, hehe, ale mlody wstal nieco przede mna. 

10.00 - kromka chleba pelnoziarnstego posmarowanego avokado i z kilkoma liscmi szpinaku + kawalek porcji pieczeni warzywnej

Na dzisiaj plan zaklada 4 W + 1 B i mam nadzieje, ze sie go uda zrealizowac bez takich drobnych podkniec jak wczorajsze. Na cwiczenia jakos nie mam na razie checi. Jesli po powrocie nie bede calkowicie padnieta, to moze sie zmobilizuje. No chyba ze wrocimy na tyle wczesnie, zeby po odpoczynku wybrac sie na basen i kregle, ktore tez nie sa w sumie bardzo daleko, to pewno juz czasu na cwiczenia nie bedzie. Ale nic to, mam nadzieje, ze chodzenie mi to rekompensuje.

26 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Cwiczenie woli =ujdzie w tlumie.

21.00 - kotlet mielony, marchewka z groszkiem, odrobina puree ziemniczanego + 3 lampki czerwoneg wina

Dzisiejsza dieta troche nie halo pod wzgledem podzialu na W i B, ale poza tym kalorycznie w normie, wiec suma sumarum nie moge narzekac. A co do wina, hm, chyba powinnam od teraz pic tylko czerwone wino z alkoholi. Czemu? Bo u mnie na czerwone wino dziala przedziwny ogranicznik, ja go po prostu nie moge zbyt wiele wypic - przy innych trunkach tego nie mam, przy czerwonym winie jak najbardziej. Lepiej byloby wcale, dlatego tez od jutra staram sie wrocic na sciezke poprawy, ale poniewaz moje nowe zycie nie ma byc umartwianiem sie, nie twierdzilam, ze zostane calkowita abstynentka do konca zycia, Notabene, uwazam, ze skoro po 11 dniach abstynencji wypilam troche czerwonego wina i nie pojechalam w drodze powrotnej do sklepu po cos wiecej, ani nie zamowilam w restauracji piwa, to jestem na bardzo dobrej drodze. Sprawdzilam, moge poprzestac na niewielkiej ilosci, to tylko kwestia nastawienia i wyboru. Ta swiadomosc poprawia mi samopoczucie, bo to znaczy, ze nie est ze mna jeszcze tak zle. Poza tym troche potanczylam. A teraz juz padam na rylo, wiec zmykam spac. Pozdrowienia z pieknego Karpacza.







26 stycznia 2013 , Komentarze (3)

Pieknie, zimowo, bialo, mroznie... A mieszkamy praktycznie na koncu miasta, w bardzo cichej okolicy. Troche tylko mnie muli, bo srednio wyspana jestem... O 20 jest bal karnawalowy PRL we Dworze Liczyrzepy, to nawet niedaleko, chyba przejdziemy sie na chwile, ale jeszcze nie wiem.

Poki co:
9.00 - 2 chlebki dukanowe  z lososiem, 3 kotleciki kalafiorowe z serkiem borowikowym Almette, mala fiiizanka goracej czekolady
13.00 - 6 kotlecikow z kaszy gryczanej + lampka grzanego wina 
15.00 - 1 oscypek z grilla z zurawina
17.00 - kawalek pieczeni warzywnej + salatka z roszponki, szpinaku, kielkow, pomidora i ogorek

To by bylo na tyle. Co prawda skusilam sie na winko, ale chyba nie jest zle, bo jakos nie chce mi sie kontynuowac. Dlatego zasanawiam sie nad tym balem. Bo to ryzyko, a nie chce wszystkiego zaprzepascic. Ale jesli uda mi sie wypic kieliszek wina czy dwa i na tym skonczyc, to z drugiej strony bede mogla byc z siebie dumna...

Dobra, godzinka drzemki powinna mi pomc w podjeciu decyzji.




25 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Pisze w autobusie na komorce. Jak na razie podroz niemal zgodnie z planem. Bylo tyle ludzi,ze ladowanie bagazy zajelo 30.minut,wiec mamy 30 minut opoznienia. Dobrze,ze mnie tknelo i kupilam bilety na autobus w necie, bo inaczej bylaby masakra. W kazdym razie juz jedziemy. Kierunek: Jelenia Gora. Stamtad do Karpacza. 19.00 - peczek rzodkiewek i kalarepka 21.00 - 1 sajgonka + surowka z kapusty. Glupio zrobilam, bo mi teraz cos jezdzi po zoladku, a kibelek w autokarze... oczywiscie nieczynny. I tak oto plan jedzeniowy troche zostal skopany, ale mowi sie trudno i dietuje dalej. No,chyba trzeba sie sprobowac przespac.papa

25 stycznia 2013 , Komentarze (2)

17.00 - 3 kotleciki z kalafiora + duszona cukinia z pieczarkami i cebulą

A teraz już siedzę poddenerwowana i czekam na I, która się spóźnia...

Życzcie nam szczęśliwej i bezpiecznej podróży.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.