13,00 - jabłko
15,30 - mała porcja sałatki z łososia wędzonego, ugotowanego jajka, wędzonej piersi i jogurtu naturalnego (smaczne, jak na pomysł mocno spontaniczny)
18.00 - szaszłyk wołowy z cebulką i ogórkiem kiszonym (właściwie to 1/4, bo w tej knajpie robią koszmarnie duże szaszłyki, zamówiłam pół i zjadłam tylko połowę połowy)
21.30 - kilka gotoanych brukselek, sałatka z roszponki, kiełków, pomidorków i avokado (mała porcja)
Tak więc zachowałam układ pięciu posiłków z podziałem 3B + 2W. Niestety, znowu skusiłam się na grzańca i jeszcze na malinówkę i grzane piwo, ale stwierdziłam, że na wyjeździe daję sobie dyspensę, o ile zachowam umiar i rozsądek (nie tak jak wczoraj). Po powrocie abstynencja w pełni. A a razie po prostu jestem na wakacjach.
Świątyna Wang super. Ponadto byliśmy znowu na zjeżdżalni grawitacyjnej, znowu trzy razy - czuję się coraz pewniej i po prostu śmigam po trasie, w efekcie czego zaczynam jak dzieciak chcieć więcej, bo mi za szybko mja, lol. Na Kopę nie pojechaliśmy, bo było za późno. Jeśli jutro wstanę rano (powinnam dać radę), to pojedziemy wcześniejszym autobusem, tym o 8.47. A potem Western City i jak się uda to Sandra SPA jeszcze raz. Zobaczymy...
Wróciliśmy z miasta pieszo, czyli dzisiaj zaliczyliśmy koło 10 kilometrów, wow! I oczywiście jest godzina 21.50, a młody śpi już snem bogów, a ja do niego za minutkę dołączę, lol.
A propos Karpacza, jest tu taka knaja, "Swojskie Jadło" - zalecam ostrożność! Jedzenie jest bardzo smaczne to fakt, obsługa przemiła, ale... No właśnie, 'ale' objawia się na kasie w postaci olbrzymiego rachunku. Dziewczyny są świetnie wyszkolone w swoim fachu i z miłym uśmiechem wciskają Ci wszystko, co tylko się da. Proponują grzane wino z wiśniówką, Ty masz wrażenie, że w cenie grzanego wina jest ta wiśniówka, więc się zgadzasz, a tu niespodzianka, bo za malinówkę trzeba dopłacić. A do grzanego piwa likierek miodowy... Do mięska oczywiście musztarda, keczup, chrzan, każde płatne 2 zł!!!!! Masakra! Najzabawniejsze, że oczywiście ceny tych wszystkich rzeczy są napisane, ale te dziewczyny tak to "sprzedają", że człowiek daje się wkręcić. A przy kasie, no cóż, nie bardzo jest jak się wykręcić, no bo przecież zamówiłaś, no a przecież jest napisane, co ile kosztuje. Dziewczyna stała przy mnie i myślałam, że apopleksji dostanie, jak usłyszała 135 zł za dwa plasterki (!!!!) golonki, porcję smażonych zimemniaczków, porcję bigosu, dwa gzrane piwa z likierkiem, keczupy i całą resztę. Za tę kasę w innej knajpie można się nawpierdzielać smażonych rybek i różnych innych frykasów. Dlatego ogólne nie polecam. Szaszłyki mają ogromne, no ale przecież tylko 7 zł za 100g! Ja się uparłam przy połowie, a i tak kosztował ponad 30 zeta. Zjadłam połowę połowy i byłam najedzona. Ponieważ generalnie nie lubię nabijania ludzi w butelkę, serdecznie odradzam wizytę w tym miejscu, jakkolwiek jest ono klimatyczne i zachęcające.
Jutro 4 B + 1 W (mam przygotowaną sałatkę). Czy rano poćwicę, to ne wiem, bo wymagałoby to pobudki o 6 rano. Fakt, żę idę spać o 22, bo po prostu padam, ale... Pożyjemy, zobaczymy. Dobranocka wszystkim.
savannah1974
30 stycznia 2013, 07:58No, zastanawiałam sie nad Aurorą - wygląda ciekawie, może jeszcze zdążymy tam dzisiaj zajrzeć, bo jutro już przeprowadzka do Szklarskiej Poręby.
Kasmi
29 stycznia 2013, 22:28ooj, swojskie jadło zdecydowanie wielkim łukiem omijamy za każdym razem :) za to polecam wiszące tarasy! :) i taką rosyjską knajpkę aurora, czy jakoś tak :) jest też genialna pizzeria, ale nie wiem czy powinnam ją polecać... :P