Ależ dałam dupy przez ten weekend. W piątek było wszystko pięknie ładnie, ale w sobotę, niedzielę i poniedziałek polecviałam po całości. Było chyba wszytsko co zakazane i niezdrowe: chipsy, orzeszki, czekolada, nutelka, pistacje i inne pierdoły. A do tego oczywiście alkohol.
Ale od początku. W sobotę z samego rana pojechałam do mamy, w końcu obiecałam jej umys te pamiętne okna. I było wszystko w porządku, ale jak to zwykle bywa z mamą jak coś robi i nie jest po jej myśli, bo tata się nie włącza, bo ja robie inaczej niz ona to od razu się denerwuje i jest napięta atmospera. Poźniej do tego doszedł ten sam temat co zwykle, że mieszkamy z facetem przed ślubem, że nawet nie myśle o założeniu rodziny, że w głębokim poweażaniu mam wszystkie wartości, które mi przekazywała przez całe życie. Ogólnie nie było za ciekawie, padły cięzkie słowa i bardzo bardzo głośno. Ja tez już nerwowo nie wytrzymałam, popłyneły łzy. Chciałam wieczorem wszystkie te żale sobie odbić, a w zasadzie utopićw alkoholu, ale jakoś tak mi nie szło. Byli znajomi, ale to mimo wszytsko mi humoru nie poprawiło. Mój P. tez nie był w najlepszym nastroju i tak wyszło że zamiast zanocować, pojechali w nocy do domu. To dopiero się zaczął największy koszmar. Od słowa do słowa i tak wynikła mega wielka kłótnia z P. On mi wywalił swoje żale, ja jemu swoje. Prawie się skończyło na tym że bym się wyprowadziła. W pewnym momencie byłam już w takim stanie ze serce mi waliło jak oszalałe i już sie zabrałam za pakowanie swoich rzeczy. Ale ostatecznie odpuściłam i poszliśmy spać. Czułam się fatalnie, nie wiedziałam co mam zrobić, byłam taka bezradna. Nigdy nie było tak między nami. Zaczeły mi krążyć po głowie różne myśli.
Ale już w niedzielę z rana wyjaśniliśmy sobie wszystko, przeprosiliśmy się i powiedzmy ze wróciło wszystko do normy, bo mimo wszystko jakiś żal pozostał i mocne słowa w pamięci również pozostały. Dla poprawy atmosfery pojechaliśmy na grzyby do lasu. Jak na zbieraczy to trochępóźno było, bo wyjechaliśmy z domu dopiero po 12, ale do 18 spacerowaliśmy po lesie i udało nam się coś tam uzbierać. Jak na moje zdolności grzybiarskie to bym nawet powiedziała że nawet bardzo dużo tych grzybów było. Jak już wracaliśmy do domciu to znajomi nas zaprosili do siebie na lokację i tak wyszło, że po kolacji pojawiła się wódka i tak jakoś kieliszek za kieliszkiem i nawet nie wiem kiedy, ale się upiłam. Powiedziałabym, że wypiłam o 1 kieliszek za dużo, bo jak tylko znaleźliśmy się w samochodzie to poczułam że jest mi niedobrze i w tym stanie zostałam do poniedziałku. Wczoraj przez to nie udało mi się dotrzeć do pracy, cały dzień umierałam. Nie zaliczyłam bym tego weekendu na najlepszych, ale od dziś choć też jeszcze nie najlepiej się czuje, to jakośfunkcjonuje i wracam na dobrą ściężkę życia.
menu na dziś:
1 śniadanie: nóżki
przekąska: kawa 3 w 1, nektarynka
2 śniadanie: kromka chcleba ciemnego z szynką z piersi kurczaka pomidorem i ogórkiem zielonym
przekąska: danio
obiad: karkówka z grzybami i makoronem z mizerią