Ciężki dzień. Nawet nie wiem co pisać. No nic nie schudłam, waga stoi. A byłam pewna, że zobaczę 70 przecinek coś. Ale nie. Dalej 71,2 jak było... Jedyna zmiana to że procent tkanki tłuszczowej zmalał o 0,1% ale marne pocieszenie.
I nie chce mi się tym razem rozważać co zrobiłam nie tak itd. Bo jestem w tej cholernej drugiej połowie cyklu, gdzie waga rośnie, bo tak. Wiem, że to nie wina jedzenia ani braku ruchu. Liczę kalorie i ćwiczę. Dziś ćwiczyłam godzinę, ale nie poprawiło mi to humoru. Ćwiczyłam z bólem cholernych jamników, bo miałam USG i wiem, że są zdrowe. To dlaczego tak bolą??? Jakby ktoś mi dźgał w sam nerw.
I wiem, że schudnę w przeciągu tygodnia, bo zaczął się ten stan, że jest mi niedobrze. Mogłabym zjeść dziś jeszcze z 600 kcal i pozostać w deficycie, ale na samą myśl o jedzeniu mi się chce rzygać.
Zwierzę się wam z czegoś. Nie piszę wszystkiego o sobie. Mam PMDD, to jest ciężką postać PMS - zespołu napięcia przedmiesiączkowego. Niestety w tym kraju jak wiele rzadkich chorób jest to nieznane, nierozpoznawane, jedynie z Internetu można się coś dowiedzieć. Nie będę się rozpisywać czym się to u mnie objawia, bo listę objawów można znaleźć w necie. U mnie jest to prawie wszystko. I trwa cholernie długo, bo 2 tygodnie. I zachowam dla siebie, co mnie przez to spotkało i jak bardzo zaburza to moje codzienne życie. Napiszę tylko tyle, że leczę to tak, jak to się leczy - leki przeciwdepresyjne i tabletki antykoncepcyjne dwuskładnikowe. Niestety to u mnie nie działa. Moja ginekolog powiedziała, że nie ma na to nic innego, ale jeszcze sprawdzi i w razie czego się odezwie. Nie odezwała się, więc albo nie miała czasu, albo zapomniała, albo nic nie znalazła. Wiem, że za granicą ostatecznie usuwa się macicę w najcięższych przypadkach. W tym kraju oczywiście nie mogę na to liczyć, chociaż w najgorszych momentach sama bym sobie ją wydłubała, żeby to straszne uczucie przeszło. Na takie momenty mam Xanax. Staram się nie brać go za często, żeby się nie uzależnić. Tylko jak mi jest wszystko jedno.
I dziś znowu dopadł mnie ten znienawidzony stan. W pewnym momencie rozpaczy, że znowu tylko leżę pod kocem, wpisałam na yt PMDD. Wyskoczył mi krótki filmik z jakimś doktorem (?), który twierdzi, że można to pokonać bardzo łatwo, wystarczy nie jeść nabiału, jeść warzywa krzyżowe, brać witaminę D 10 000 -20 000 j i brać kelp. Nie przekonał mnie, ale postanowiłam, że wypróbuję, bo wiem że najgorsze jeszcze przede mną. Super, że kolejna rzecz do odstawienia - nie jem już pszenicy i słodyczy, teraz kolej na produkty mleczne. Matka się załamie, bo już nawet sernika mi nie będzie mogła upiec. Ale mam to gdzieś, jeśli ma to pomóc, to mogę nie pić mleka krowiego (dodaję codziennie do kawy) ani nie jeść twarogów i skyrów. Ten nabiał jednak jest codziennie w moim jadłospisie. Teraz go wywalam. Po tym filmiku od razu pojechaliśmy z mężem do apteki, gdzie z tych rzeczy mieli tylko witaminę D. Następnie do sklepu, gdzie kupiłam mleko owsiane, brokuły i brukselki. Od jutra będę to brać i sprawdzę, co się stanie. Tej witaminy D nie zamierzam brać w tak wielkich dawkach jak on kazał, tylko 10 000 jednostek, i tylko przez 2 tygodnie w miesiącu. Mam za sobą już epizod, że mi jeden lekarz kazał brać wit D w wysokiej dawce przez pół roku, a inny mnie skrzyczał, że przedawkowałam i mam przez to początki kamicy nerkowej. Jednak kto mi pomoże, jak lekarze rozkładają ręce i mają do zaoferowania tylko coś, co na mnie nie działa. Został mi tylko doktor (?) z jutuba.