Głowa przestała boleć, ale zmęczenie mnie dopadło. W ogóle od paru dni mam jakieś dziwne objawy, jakby przeziębienia. Rano boli mnie gardło, a w ciągu dnia odksztuszam dużo flegmy. I łamie mnie w kościach. Nie wiem, czy to grypa przedmiesiączkowa (którą często mam) czy jakieś oznaki oczyszczania organizmu po odstawieniu nabiału. Bo pamiętam, że jak przeszłam na dietę i obcięłam nagle kalorie i usunęłam słodycze z menu, to miałam podobnie a 3 dnia też bolała mnie głowa. Ale to może po prostu ten okres.
Ciężko mi się dziś wstawało, a po obiedzie musiałam iść na godzinną drzemkę. Nie chciało mi się za bardzo ruszać, ale trzeba. Na siłowe w ogóle nie miałam ochoty, włączyłam więc Kanapowczynie i 70 minut chodziłam na orbitreku. Spaliłam 300 kcal. Jakoś mi się dobrze chodziło i nawet nie sprawdzałam czasu. Zwykle chodzę po 30 minut i ciągle zerkam, ile jeszcze muszę się męczyć...
Apetyt nie zmalał, fantazje o nażarciu się prześladują mnie. Przed obiadem to byłam wręcz agresywnie głodna. Może to wina tego, że od jakiegoś czasu jem tylko 3 posiłki a nie 4. Co ciekawe, od razu jak zaczęłam jeść obiad, poczułam się najedzona. I nie zjadłam wszystkiego, co sobie zaplanowałam. Kończę dzień na 1900.
Miesiąc do lata! A ja jak co roku. Niegotowa. Obawiam się upałów bo zawsze wtedy puchnę i wyglądam na +5 kg. Gdybym mniej ważyła, nie byłoby to tak dotkliwe.