Ciągle zaczynam. Chcę zdrowo jeść, być aktywna i rzecz jasna schudnąć. Robię postanowienia i startuję z nową energią. Przez kilka dni wszystko gra, a później cały misterny plan się rozłazi i dupa blada. Chyba każdej kobiecie, która walczy z nadwagą, zdarzyło się coś podobnego. Takie błędne koło.
Przez długi czas myślałam zero - jedynkowo. Wszystko, albo nic. Każda wpadka w postaci słodkiego, niedozwolonego posiłku, czy innego grzechu przekreślało moje dotychczasowo starania. Przestawałam się kontrolować i wszystko trafiał szlag. Od jakiegoś czasu zmieniam to podejście i jest inaczej, lepiej.
Jem zdrowo, używam zdrowszych, pełnoziarnistych zamienników, dużo warzyw, ryby i owoce. Raczej nie mam swojej diecie nic do zarzucenia. Ale! Zawsze musi być "ale". Moją największą słabością są słodycze. Uwielbiam ciastka, czekolady, drożdżówki, lody. Do kawy idealnie nadaje się kawałek placka, do oglądania filmu ptasie mleczko itd. Z tym mam problem i cały czas próbuję to rozsądnie ogarnąć. Z różnym skutkiem.
Drugi problem to brak ruchu. Do pracy samochodem, w pracy siedzę, w drodze do domu też wożę tyłek, a potem ciągle na kanapie. No tragedia! Zdaję sobie sprawę, że robię sobie krzywdę, ale lenistwo wygrywa. Miałam różne zrywy: najpierw ćwiczenia z Chodakowską, bo metamorfozy innych dziewczyn, bo są efekty. Poćwiczyłam parę razy i straciłam zapał. Później odkryłam Martę z CodziennieFit - super dziewczyna, bardzo lubię jej podejście do tego fit światka, ale znowu nie ćwiczyłam regularnie. Kolejne odkrycie to Monika Kołakowska - bardzo dynamiczne ćwiczenia, którym nie podołałam. Ale spodobało mi się to i po jakimś czasie znowu się poddałam. Przeklęte lenistwo!
Wczesną wiosną chodziłam o kijach - fajna sprawa, ale nordic walking robiłam tylko w weekendy, czyli dość niewystarczająco. Teraz przez ten upał zupełnie się nie mogę przekonać do tej aktywności. Postawiłam więc na rower. Lubię jeździć rowerem. Samej trudno mi się zmotywować do wyjścia z domu, ale od jakiegoś czasu (ech: od pięciu dni) wieczorem zmuszam się, żeby pojeździć. Najtrudniej to po prostu wyjść. Jak już wsiądę na rower i pojadę, to cieszę się z tego. Mam nadzieję i wierzę, że to coś pomoże!
Jutro się zważę i zobaczę, na czym stoję. Liczę, że jak dodam więcej aktywności fizycznej, to w końcu zacznę chudnąć. Kiedyś, jak jeździłam rowerem, to kilogramy uciekały. Oby była powtórka z rozrywki, bo już nie mam innego pomysłu.