Ostatni tydzień to była jakaś masakra. Poniosło mnie. Zaczęłam jeść ogromne ilości. I codziennie coś słodkiego, a to lody, a to drożdżówka, kawałek placka, czekolada. Ogłupiałam. I najgorsze jest, że nie mogę przestać. Jakbym była w jakimś ciągu. Na wagę nie wchodzę, ale tyję w oczach. Brzuch mi wystrzelił, spodnie robią się za małe. Wiem, mam to na własne życzenie. Ale kurde. Męczę się, odmawiam sobie tygodniami i z trudem gubię pół kilograma, a tydzień sobie pofolguję i efekt natychmiastowy. Jestem ogromna. Może dzisiaj już się opanuję. Kiedyś częściej miałam takie ataki jedzeniowe i myślałam, że już sobie z tym poradziłam, a tu znowu.
Zjadłam pożywne śniadanie zamiast lodów z polewą : jajecznica z cebulką i pomidorem + chleb żytni razowy. Tym razem policzę nawet kalorie (dane z ilewazy): jajecznica z dwóch jaj na maśle + mała cebulka 216 kcal, pół pomidora 16 kcal, chleb żytni 3 kromki 238 kcal. Razem 470 kcal.
Wniosek? Zaskoczyło mnie, że pomidor ma tak mało kalorii, ale to dobrze. Z kolei chleb dość sporo, ale pocieszam się, że to żytni czyli zdrowiej. Jak na śniadanie jest ok.
Właśnie piję kawę (już bez czekolady!) i za dwie godziny planuję wyjść na rower. W ogóle zauważyłam, że jak się najem słodkiego, to później nie mam w ogóle energii. Jestem śpiąca i nic mi się nie chce, ciągle mogłabym leżeć. Chyba nadmiar cukru źle na mnie działa. Muszę wrócić na dobre tory. Pewnie znowu będzie jakieś 90 kg na wadze.
Nie mogę schudnąć. Jak pilnuję, co jem to waga waha mi się w granicach 85 kg i to jest mój jedyny sukces. Nie mogę zejść niżej. Obstawiam, że za mało ruchu. Czasami dodaję swoje posiłki do fitatu i jadam w granicach 1900 kcal. Badania robiłam, wszystko w normie. Jedyny powód to leniwa dupa. Zmuszam się do aktywności, ale z różnym skutkiem. Czasami mam duże chęci, a czasami to kara boska. Nie mogę się zarazić sportem. Zawsze mnie zadziwia jak te fajterki Chodakowskiej mówią, że już nie mogą żyć bez treningów, że muszą poćwiczyć, że dzień bez treningu to dzień stracony. Albo jak biegacze wstają skoro świt i idą biegać, bo chcą, bo lubią. Zadziwiające. I zazdroszczę tej miłości do aktywności fizycznej.
MARCELAAAA
22 czerwca 2019, 19:09Z Chodakowską pocić się nie będę , dlatego że inni to robią .Biegać nie mam zamiaru bo taka moda .Uwielbiam zwykłe marsze i chodzenie po górach :) Poszukaj aktywności fizycznej takiej która będzie Ci sprawiała przyjemność -inaczej nic z tego nie wyjdzie :):)
mia_versa
22 czerwca 2019, 17:44ehh tez ostatnio miałam napady słodyczowe i dalej mnie się trzymają, dziś 700 kcal z batoników milky way, 2 dni temu pudełko kinder czekolady i grześki. Praktycznie codziennie muszę rezerwować 600 kcal na słodycze. MAm tego dość. Ale bądź dumna z tych małych kroków które ci się udały
YunShi
22 czerwca 2019, 10:41Spróbuj od małych rzeczy i szukaj pomysłu na siebie. Pisałaś, że lubisz rower, to może rowerem do pracy? Chociaż w upały może być ciężko, ale może próbuj tego nie odwlekać i próbuj od razu po pracy wychodzić. Może basen? Może jakieś inne zajęcia sportowe, zorganizowane (może opłata karnetu zmotywuje). Z diety to staraj się małymi krokami. Jeśli podjadasz, to spróbuj może ustawić sobie regularne posiłki, nawet jeśli podjesz coś słodkiego, ale tylko przy danym posiłku. Albo spróbuj jeść dowolne ilości, ale wykluczając słodycze. Trzeba zastanowić się, co na nas działa i co nas motywuje. Jak znajdziesz lubianą aktywność to poczujesz te endorfinki, chociaż z domowego fitnessu to mi się jakoś one nie widzą ;)