Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ciężko było się zmotywować. Bo ogólnie jestem szczęśliwa i na ogół zadowolona z tego jaka jestem. Mam przy sobie faceta, któremu w pełni się podobam. Schudnąć próbuję już od pół roku - ze skutkiem zerowym. Przede wszystkim dlatego, że starania były marne. Teraz czuję się zmotywowana. Konkretny powód ciężko określić. Zobaczymy, zobaczymy :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2323
Komentarzy: 13
Założony: 9 lipca 2013
Ostatni wpis: 23 września 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
pozarnica

kobieta, 31 lat, łasin

163 cm, 72.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 września 2013 , Skomentuj

Trzymam się całkiem nieźle. Na pewno lepiej niż zwykle ;) 
Niestety zbliżają mi się 'te dni' i co za tym idzie mam po prostu wilczy apetyt.... Najchętniej jadłabym bez przerwy i to kosmiczne wielkie ilości. Żołądek mam po prostu bez dna... Ale znalazłam małą pomoc. Mianowicie, wcinam WAFLE RYŻOWE. Są naprawdę niskokaloryczne, mają sporo błonnika no i pomagają zapchać czymś usta kiedy mój apetyt sięga zenitu. . Nie jestem tylko pewna czy jedzenie ich w ilościach, których potrzebuję, jest "dozwolone". 
Jaki Wy macie doświadczenia w tym temacie? Czy nadmiar wafli może mi w jakikolwiek sposób zaszkodzić?

19 września 2013 , Komentarze (1)

Ostatni wpis na moim blogu - 7 sierpnia. 
Mówiąc krótko - mniej więcej od tego czasu zaniechałam jakiejkolwiek walki w tłuszczem. Dziś rano wstałam, spojrzałam w lustro i znów sobie uświadomiłam, że TAK BYĆ NIE BĘDZIE.
Ktoś kiedyś powiedział, że nie wypada wracać po porażce. Ja wracam. Póki co bez większej motywacji. Zamierzam ją nabyć oglądać Wasze profile. I jestem pewna, że któryś mnie natchnie. 
Błagam - TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI....

6 sierpnia 2013 , Komentarze (2)

Nie jest źle.
Jest nawet lepiej niż dobrze więc poziom motywacji z każdą chwilą rośnie.
Bardzo pomagają mi Wasze zdjęcia. Szczególnie tych z Was, którym udało się zrzucić nieco ciałka. To pokazuje mi, że faktycznie można. I w gruncie rzeczy nie jest to wcale takie trudne.
Jedynym problemem jest rozpieszczanie... Kilka dni temu siostra mojego chłopaka miała urodziny. Nie wypada odmówić urodzinowego torciku ^^ 
Jakiś czas temu, z racji tego, że baaaaardzo lubię gotować otrzymałam od mojego ukochanego książkę kucharską Gordona Ramzeja ^^ Nie obeszło się bez testowania tych wszystkich pyszności. W tym także deserów, którymi sama się raczyłam :D
Ale nie ma tego złego co nie wyszłoby na dobre. Wartość kaloryczną obiady z dwóch dań i deseru rozpisałam na karteczce i już połowę "zrzuciłam" - będzie dobrze :)
Ponadto dziś dostałam w prezencie (również od ukochanego^^) czekoladki (bo kwiaciarnia była zamknięta) <3 Coś czuję, że bez degustacji się nie obejdzie :D
Ale dam radę. 
Jem więcej niż powinnam ale zamykam się w wartości 2000 kalorii. Czyli nie najgorzej. Zważywszy na to, że kiedyś było to u mnie wartością poniżej normy ;)

Zauważyłam też pewną dziwną tendencję. Mianowicie im więcej zjem tym więcej spala ^^
I to jest dobra wiadomość.

A! Niemal zapomniałam. Dziś ważyłam się po raz kolejny. I na wadze są już niemal równe 72 kilogramy!! Z jednej strony niewiele - w końcu to aż dwa tygodnie... Ale z drugiej strony jestem zadowolona zważywszy na mój kilkudniowy kryzys.

Za siebie i za Was wszystkie mocno trzymam kciuki!
I dziękuję tym z Was, które wstawiają te wszystkie zdjęcia odmienionych (odchudzonych) ciał! ;)

1 sierpnia 2013 , Komentarze (2)

Wracam. Bardziej muszę niż chcę. Bo szczerze mówiąc chce mi się średnio :D
Dziś już na pewni lepiej niż przez ostatnie trzy dni choć i tak szału nie ma.
Na śniadanie zjadłam dużą łyżkę gulaszu z chlebem. Niezbyt trafione śniadanie ale nic innego w lodówce nie było :D
Drugiego śniadania zabrakło ponieważ wstałam dość późno.
Na obiad natomiast zjadłam smażoną pierś z kurczaka, ziemniaczki i surówkę (babciny obiadek <3)
Na deser (tak, był deser...) zeżarłam resztę czekolady, która wczoraj mnie dobiła. Stwierdziłam, że muszę wyeliminować wroga (w tym przypadku czekoladę) i walecznie ją pochłonęłam. Teraz przynajmniej nie będzie mnie kusiło. A dzięki Bogu nie mam tendencji to samodzielnego kupowania jakichkolwiek słodyczy. 
Na kolację planuję zjeść ponownie gulasz i chleb.
Z wodą tak średnio natomiast zakochałam się w soku pomarańczowym i piję go hektolitrami co skutkuje ciągłym bulgotaniem mojego żołądka. Ale lepszy sok pomarańczowy niż cudowna czekolada z karmelem i orzechami :D
Ćwiczyłam niewiele. Piętnaście minut na skakance. Więcej nie dałam rady przez beznadziejny ból kolan. 
Ale zamiast ćwiczeń było trochę latania i załatwiania różnych duperelnych spraw - zawsze to kilka kroków więcej w stronę szczuplutkiego ciałka.

A jutro zamierzam wstać z myślą, że będzie lepiej niż do tej pory.
   MUSI BYĆ LEPIEJ!!!

31 lipca 2013 , Komentarze (3)

Poddałam się. 
Myślałam, że tak bardzo poddać się nie można. . . A jednak.
Byłam zmotywowana, pełna entuzjazmu. Ćwiczyłam, jadłam regularnie, rozsądnie, zdrowo i dietetycznie. Piłam sporo wody. I nic.
Nie, nie, nie. Nie chodzi o to, że brak było efektów. Bo w sumie były zadowalające bo dla mnie dwa kilo to już dużo. 
Po jakimś czasie wysiadł mi komputer a co za tym idzie bark dostępu do internetu. I co? No i przestałam się kontrolować. Zabrakło pamiętnika Vitalii, który był moją podporą i z dnia na dzień było co raz gorzej. Bo nie liczyłam już tak dokładnie kalorii. Wydawało mi się, że jest nieźle. Ćwiczyłam. I to całkiem sporo. Jadłam nie najgorzej. Przynajmniej tak mi się wydało.
Weszłam w niedziele na wagę.... I się przeraziłam. Oczekiwałam dwóch kilo mniej. A zobaczyłam pół kilo więcej... Zamiast się zmotywować - poległam....
W poniedziałek zjadłam garść czekoladowych cukierków.
We wtorek odwiedziłam McDonalda...
A dziś zjadłam pół czekolady.
I WRESZCIE dopadły mnie wyrzuty sumienia. Poczułam się jak żałosny grubas.
Dzięki temu wracam. Znów podejmuję próbę. Oby to się nie posypało tak jak tym razem.
Z dzisiejszego jadłospisu spowiadało się nie będę. Był beznadziejnie żałosny gdyż oparł się na czekoladzie...

Póki co
rozpaczliwie szukam motywacji...

15 lipca 2013 , Komentarze (1)

Na niedzielę ustaliłam sobie cotygodniowe mierzenie i ważenie.
I po ostatniej niedzieli jestem naprawdę miło zaskoczona ^^ Łącznie cześć centymetrów i półtora kilograma mniej ^^ To motywuje. I to bardzo! :D
Teraz czuję jakbym mogła góry przenosić. Coś pięknego :) 
Wczoraj w ogóle był całkiem udany dzień. Kalorii trochę aż za mało. Ale to nawet lepiej :) No i ruch, dużo ruchu :) Prawie dwie godziny grania w siatkówkę plażową i do tego pierwsza próba ćwiczeń z Chodakowską. ^^ Nie podołałam całości ale i tak jestem dumna. "Czułam, że żyję" :D
Dziś z kolei byłam na zakupach ^^ To zawsze trochę ruchu. 

Ooooby tak dalej!

13 lipca 2013 , Komentarze (1)

Im dalej diety tym gorzej...
To prawda wszystkim dobrze znana... Aż się fioletowa z wysiłku robię żeby czegoś nie przekąsić.... A zaczęło się nieźle.
Na śniadanie ćwierć bułki z szynką i rzodkiewką,
Na drugie śniadanie ćwierć bułki z metką
A już na obiad cały wielki talerz ziemniaczanych klusek. A ja tak je lubię... Cudem udało mi się uniknąć dokładki... Ale na kolację zjadłam drugą, tylko nieco mniejszą porcję...:/
Łącznie same kluski to około 1000 kcal... Do tego 100 kcal na dwa śniadania... A ja stale jestem głodna!! 
Ćwiczyć tez nic nie ćwiczyłam. Pogoda u mnie zniechęca do czegokolwiek. A po za tym wolę ćwiczyć na świeżym powietrzu a deszcz temu nie sprzyja...

Jutro ważenie i mierzenie... Boję się bo chyba brak zmian. . .
No, ale zobaczymy co będzie ;)

"Wszystkiemu mogę się oprzeć.... oprócz pokusy"
(Oscar Wild)

12 lipca 2013 , Komentarze (1)

Za sobą mam już parę dni odchudzania lecz niewątpliwie dzień wczorajszy był moim najbardziej udanym ^^ Zjadłam cudowne, zalecane pięć porcji warzyw/owoców, łącznie spożyłam 1300 kalorii i, co najważniejsze, udało mi się sporo poćwiczyć. Pograłam w piłkę, dokładniej we wszystkie możliwe piłki (siatkową, nożną, ręczną itd... itp...) a ponadto popracowałam nad wątłymi mięśniami ramion i nóg. Do tego gratis tradycyjnie wieczorem kilka brzuszków. Jestem zadowolona :)

Dziś nie było dużo gorzej. Bardzo ładne posiłki:
na śniadanie kilka plastrów żółtego sera (od tygodnia za mną chodziła ochota na żółty ser więc musiałam się uraczyć ;d)
na obiad pyszna botwinka, mała łyżka kartofli i kotlet schabowy + surówka z rzodkiewki
w między czasie trzy rzodkiewki
a na kolację chlebek z rzodkiewką ^^
Czyli łącznie zamknęłam się w 1400 kalorii i to nawet ze sporą rezerwą. 
Do chwili obecnej wypiłam niecały litr wody. Planuję wlać w siebie jeszcze pół litra i gitarka ;)
Niestety co do ćwiczeń to kiepsko bo przy wczorajszej grze w piłkę się poobijałam i gdziekolwiek się położę, cokolwiek nie dotknę to mnie boli :D
Jutro to nadrobię. Jeśli pogoda pozwoli wybiorę się na rowerek. 
Tak więc trzymam kciuki za dobrą pogodę i z moje postępy ^^

10 lipca 2013 , Skomentuj

Dziś zauważyłam, że mam duży problem z szacowaniem ilość spożytych kalorii. Wydawało mi się, że do chwili obecnej było ich około 1400. Po ogólnym podliczeniu wyszło, że jest ich duuużo, dużo mnie a na "dojedzenie" kilku kalorii jest już za późno. Będę musiała sobie rozsądnie rozpisać plan posiłków na cały dzień, może to coś pomoże.
Generalnie rzecz ujmując: udało mi się zjeść cztery przyzwoite posiłki.
1. na śniadanie kromka (niestety białego) chleba z rzodkiewką,
2. na obiadek udko z kurczaka bez skóry, małą łyżkę ziemniaków i dwie rzodkiewki,
3. później ponownie dwie rzodkiewki i małą buteleczkę soku pomarańczowego,
4. na kolację kromka chleba (ponownie białego) z jakąś szyneczką + plus szklanka soku pomarańczowego.

Z wodą też idzie mi nieźle. Zdaje mi się, że był już przynajmniej litr.

Z ruchem niestety gorzej ^^ Nie ćwiczyłam nic. To znaczy nic konkretnego. Ale na szczęście miała bardzo ruchliwy dzień. Zakupy, sprzątanie, ponowne zakupy, przygotowanie obiadu, ponowne sprzątanie. Do tego godzinkę w bilard pograłam (to też z pewnością jakiś rodzaj sportu) :D

Dla mnie najważniejsze jest to, że jestem pełna motywacji i pozytywnego nastawienia. Oby mi nie minęło ^^

9 lipca 2013 , Komentarze (2)

Zaczynam.
Dokładniej mówiąc zaczęłam już jakiś tydzień temu. Wyniki są póki co zadowalające. z 75 kg na 73,7. Konkretnie ciężko opisać mi moją dietę, zestaw ćwiczeń i tak dalej. Dopiero pracuję nad usystematyzowaniem tego wszystkiego a ten pamiętnik ma mnie do tego w jakiś sposób natchnąć. 
Zaczynam. Na dobre. I sama za siebie trzymam kciuki ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.