Myślałam, że tak bardzo poddać się nie można. . . A jednak.
Byłam zmotywowana, pełna entuzjazmu. Ćwiczyłam, jadłam regularnie, rozsądnie, zdrowo i dietetycznie. Piłam sporo wody. I nic.
Nie, nie, nie. Nie chodzi o to, że brak było efektów. Bo w sumie były zadowalające bo dla mnie dwa kilo to już dużo.
Po jakimś czasie wysiadł mi komputer a co za tym idzie bark dostępu do internetu. I co? No i przestałam się kontrolować. Zabrakło pamiętnika Vitalii, który był moją podporą i z dnia na dzień było co raz gorzej. Bo nie liczyłam już tak dokładnie kalorii. Wydawało mi się, że jest nieźle. Ćwiczyłam. I to całkiem sporo. Jadłam nie najgorzej. Przynajmniej tak mi się wydało.
Weszłam w niedziele na wagę.... I się przeraziłam. Oczekiwałam dwóch kilo mniej. A zobaczyłam pół kilo więcej... Zamiast się zmotywować - poległam....
W poniedziałek zjadłam garść czekoladowych cukierków.
We wtorek odwiedziłam McDonalda...
A dziś zjadłam pół czekolady.
I WRESZCIE dopadły mnie wyrzuty sumienia. Poczułam się jak żałosny grubas.
Dzięki temu wracam. Znów podejmuję próbę. Oby to się nie posypało tak jak tym razem.
Z dzisiejszego jadłospisu spowiadało się nie będę. Był beznadziejnie żałosny gdyż oparł się na czekoladzie...
Póki co
rozpaczliwie szukam motywacji...
northfork
1 sierpnia 2013, 16:52Wracaj wracaj! I melduj się tu codziennie, spowiadaj z tego, co robiłaś- będzie Ci łatwiej :D
Asiadm
31 lipca 2013, 18:17Jak szukasz motywacji to zapraszam do mnie odechce Ci się batoników. Warto spiąć dupę i ćwiczyć naprawdę.
Jaspis1
31 lipca 2013, 18:17Niestety czasami dieta nam się zawala przez takie właśnie rzeczy... Mi ostatnio wysiadł prąd przez awarie i nie miałam jak gotować w ciemnościach, bez miksera, czajnika etc... Waga też wzrosła, bo jadłam gotowe żarcie... Ale 0,5kg to naprawdę nie jest dużo. ;)