Wpis będzie aktualizowany
Jestem po śniadaniowej kawie z cukrem (+ cynamon).
Waga dzisiaj pokazała... 69,5 ! Nie wiem czy to wciąż woda, czy już tkanka tłuszczowa, ale liczba cieszy. Zwłaszcza, że to dopiero 4 dzień (mała dygresja - mogę przysiąc, że wczoraj, gdy leżałam już w łóżku coś mi bulgotało w brzuchu i szczypało na tyłku - to pewnie tłuszcz się spalał ). Chyba powinnam się znów zmierzyć.
Czuję się całkiem dobrze. Chyba przyzwyczajam się do towarzyszącego mi często lekkiego uczucia głodu. Na razie nie czuję się osłabiona, nie mam żadnych mroczków, z włosami ok, ze skórą ok.
Powinnam chyba dodać, że do tej pory (i prawdopodobnie przez resztę diety) mam dni prawie całkowicie wolne od wysiłku fizycznego. Tzn. przez większość czasu jestem w stanie siedzieć w domu. Przed rozpoczęciem diety kopenhaskiej takie zaplanowanie czasu na jak najwięcej wolnego jest wręcz zalecane - możliwe, że między innymi dlatego nie czuję się osłabiona - potrzebuję aktualnie dużo mniej energii do funkcjonowania niż normalnie, w aktywne dni.
Dzisiaj jest zdaje się najgorszy pod względem jedzenia dzień. Śniadanie standard, ale obiad to tylko jajko, twaróg i marchew.
Będzie ciężko, ale teraz na pewno tego nie zaprzepaszczę, nie ma mowy. Szczerze - już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła ćwiczyć.
To są ostatnie miesiące, w których jestem gruba.
Aktualizacja
Pomiary się wiele nie zmieniły - jeśli już to spadłam z bioder + tyłka (zawsze to coś). Ale nie od razu Rzym zbudowano, a ja na razie jestem po 3 pełnych dniach diety + zero ćwiczeń, więc lepiej być nie mogło.
Podczas przeglądania się w lustrze zauważyłam jedną znaczącą zmianę w wyglądzie - mam dość mocno podkrążone oczy - nie wiem jednak czy to ma związek z dietą.
Aktualizacja
I już po obiedzie - o dziwo był sycący. Sałatka z twarogu, jajka na twardo+ marchewka gotowana na parze, do tego sporo pieprzu, natki pietruszki i koperku - całkiem dobre! Co prawda wzięłam trochę więcej twarogu, niż w jadłospisie, ale mam nadzieję, że nie będzie miało to większego znaczenia - szczerze mówiąc spokojnie wystarczyłaby mi ilość z jadłospisu.
Całkiem możliwe, że wezmę się dziś za ćwiczenia - czuję się dobrze, więc nie widzę przeszkód.
Aktualizacja
Ćwiczyłam! Zaczęłam zestaw ćwiczeń 30 day shred. Mam nadzieję, że dam radę to kontynuować, mimo, że wg. prognoz w kolejnym tygodniu diety będę zbyt słaba. ALE wg. prognoz dzisiaj powinnam zdychać z głodu, mdleć, nie mieć nawet dość siły by wstać z łóżka, włosy powinny mi lecieć garściami i nie wiadomo co jeszcze, a tymczasem czuję się dobrze, a po ćwiczeniach nic się w tym względzie nie zmieniło Oprócz kilku chwil większego głodu i lekkiego uczucia osłabienia (którego wcale nie jestem pewna, czy naprawdę istnieje, czy to tylko siła sugestii, że przecież powinnam się czuć słabiej) do tej pory nic mi nie jest.
Oczywiście nie rekomenduje nikomu ćwiczyć podczas tej diety - ja ćwiczyłam tylko dlatego, że czułam się na siłach.
Zaraz czas na kolację: kompot z owoców, który zastąpię po prostu jakimś owocem + 2/3 szklanki jogurtu naturalnego.
W ogóle zauważyłam pozytywną rzecz - w momentach głodu przestaję mieć ochotę na podjedzenie czegoś słodkiego/niezbyt zdrowego. Na blacie w kuchni stoi sobie pyszna babka, a ja, mimo chwili głodu wcale nie myślałam o tym, że chcę ją zeżreć, pochłonąć, "och, jak marzę o tej babce" - jak myślałam jeszcze do wczoraj. Pomyślałam o niej raczej w kategoriach pokarmu, który służyłby po prostu do zniwelowania tego uciążliwego ssania, ale tak samo zadowoliła mnie dietetyczna kolacja.
I kolejny dzień minie niemalże na luzie.