Upiekłam murzynka... i przede mną mega wyzwanie. Nie zjeść, albo zjeść z umiarem. i jedno i drugie będzie mega trudne, bo dawno nie jadłam ciasta. A wrzuciłam i orzechy i mieszankę bakaliową. Upiekłam bo mąż smęcił, a poza tym musze zużyć kupione dawno temu kostki margaryny do pieczenia. Jeszcze jedna przed świętami musi być spożytkowana, więc w perspektywie jeszcze jedno margarynowe ciasto.
Wczoraj piekłam też na obiad lasanię. Zjadłam słuszną porcję, a poza tym w ciągu dnia tylko 3 proteinowe jogurty i banan. Aż się zdziwiłam, że wieczorem czymś nie dopchałam, bo mało tego było jak na całodniowe menu. Waga nie zareagowała:)
W piątek robiłam proteinową pizzę, ale nie zrobię więcej bo kalorii 700, a wcale mi specjalnie nie smakowało. Po niej, jak to mam w zwyczaju, po obiedzie drzemnąć, poszłam na spacer, żeby spalić co zjadłam. Miałam iść tylko do apteki, ale jak się ruszyłam z domu to nogi poniosły :)
Spacerowałabym dłużej, ale natura domagała się wc, więc wróciłam. Wkurzam się zawsze na to, bo pić trzeba, sikać też, a nie bardzo jest gdzie opróżnić pęcherz.