Kolejny raz się zawzięłam. Dieta idzie w miarę, ale muszę liczyć kalorie. To dla mnie największa motywacja, żeby nie przekroczyć zanadto limitu, ładując do paszczy za dużo. A zdrowe żarcie, nie równa się mało kalorii. Coś wreszcie kliknęło i jem mniej. Dziś wybitnie mniej, bo na śniadanie miałam czas dopiero po 14stej, więc jeden posiłek przepadł.
Trafiłam w biedronce na rewelacyjny dżem, który ma w 100g, tylko 28kcal :) i to akurat w chwili, kiedy mi faza na dżem przeszła. No ale mam i jak mnie dopadnie na słodkie, to jest się czym poratować. Sytuacja słodyczowa stabilna. od świąt nie tykam ich i już. nie ciągnie mnie najnormalniej do słodyczy. Nawet banany poszły w odstawkę, szok.
Niestety z ruchem kiszka, bo mnie dopadła niemoc i nawet spacer do biedry/1,5km/ jest wyzwaniem.
Jakieś dwa tygodnie temu zaczęła mnie pobolewać lewa stopa,/ta poduszka poniżej palców/ ból się nasilał z każdym dniem, aż zaczęłam kuleć z bólu. Maść przeciwzapalna guzik dała, więc poszłam do ortopedy po pomoc. Prywatnie oczywiście i na szczęście mam blisko jego gabinet.
Diagnoza wstępna- płaskostopie powstałe przez haluksa, w perspektywie operacja na tegoż, a póki co rtg i wkładki ortopedyczne. Do tego lek przeciwzapalny i moczenie stopy w soli boheńskiej.
Mam nadzieję, że te wkładki ortopedyczne pomogą, bo jestem praktycznie uziemiona w domu.
I jak tu się ruszać, jak nie ma jak.