Freeganizm o którym ostatnio przeczytałam nawet mnie zainteresował. My też czasem jadamy odpadki. Krzysiek przynosi coś z pracy, a to banany a to warzywa. Szkoda tego wszystkiego wyrzucać. Gdy przyniósł mi reklamówkę bananów zrobiłam dżemy, ciasto. Resztę zjedliśmy. Banany były doskonałe tylko lekko plamiste na skórkach. Kiedyś przyniósł 2 ładne kapusty, były kalafiory i była reklamówka papryki. Trochę trzeba było poodcinać, ale na pewno to sie nadawało do jedzenia. Były batony. Krzyśkowi nie chce się przeglądać warzyw i owoców. Ponoć nie ma czasu. On schyla się tylko po pieniądze. Znalazł ich już trochę. Przyniósł też czajnik i dwa nowe garnki, małą patelkę na jajecznicę, komplet tortownic. Wszystko nowe. Są ludzie, którzy jedzą tylko lub prawie tylko to co znajdą. Ludzie patrzą na to różnie. Ja bym chyba miała jednak opory by grzebać w śmietniku pod sklepem, a może to jednak nie taka tragedia. Przecież nie tylko bezdomni grzebią. Dla niektórych to styl życia.
Zaczyna się ostatni tydzień urlopu Krzyśka. W przyszły poniedziałek juz praca. Nie wiem czy wypoczywa. Raz mówi, że tak, a raz narzeka.
Wczoraj gotowałam dla siebie zupę z kaszanki z pomidorami. Wyszła bardzo dobra. Smakuje mi bardziej niż zupa jasna. Krzysiek zjadł zupę pomidorową z makaronem. Dziś fasolowa i rosól na kurze dla Krzyśka. Waga nie spada. Straciłam apetyt...
Wczoraj zarejestrowałam się w kasynie. Grałam kilka godzin i przegrałam 20 zł plus bonus na start. Myślę, że czasem wejdę ale szału nie ma. Nie jestem typem hazardzisty.
Dziś bym chciała oprócz pracy zawodowej podziałać z cięciem drewna i może książkami od mamy.