Nie pisalam parę dni, bo dopadla mnie DEPRESJA WAGOWA) .
Bo jak to jest ? Trzymam dietę , jeżdzę na rowerze 25 km , w porywach 70 km dziennie i macham 1000 brzuszków.I do wymarzonej ósemeczki brakuje tylko pół kilo i co? Staje na wadze i ta franca pokazuje 4kilo wiecej.Załamka!!!!!!!!!!!!
Ale walczę dalej .Motywuje mnie przyjaciółka , ta którą ja niedawno próbowałam wyciągnąć na jakieś ćwiczonka.Ona nie tylko jeździ na rowerze , ale i biega.I chudnie , Więc ja nie mogę być gorsza.
A jeszcze wkurzyłam się , bo przyjrzałam się co jedzą moje koleżanki z pracy na pierwsze i drugie śniadanie.Podczas gdy ja zjadlam do godziny 13 serek ziarnisty i wypiłam mały jogurt naturalny , to każda z nich zjadla ze 3 , 4 kołaczyki, słodki jogurt 400 ml, sałatkę warzywną z majonezem. Kawę oczywiście słodzą i piją ze śmietanką.
I kto jest najgrubszy ? JA.
One jedzą WSZYSTKO NA CO MAJĄ OCHOTĘ i ich waga stoi w miejscu .
A ja nawet oglądając książkę kucharską -tyję
Oczywiście żadna z nich nie ćwiczy systematycznie, a niektóre z nich wcale.Nawet do pracy przyjeżdżją autem.A ja rowerkiem do pracy.
ALE KTO POWIEDZIAŁ , ZE BEDZIE SPRAWIEDLIWIE.
WIĘC KONIEC MARUDZENIA.
CHCIEĆ TO MÓC.WALCZĘ DALEJ