Tak essowo dziś zaczynam, bo w dobrym nastroju jestem. Słońce się do mnie uśmiecha, jeszcze jeden ess.
Dziekuję, za komentarze. Ma racje ma Vitalijka, że częste pisanie tutaj w pamiętniku mobilizuje i pozwala chamować jakies niedozwolone obżarstwa. Powoli wracam do nawyku pisania w pamiętniku.
Właśnię wycisnęłam sobie soczek z warzyw. Moje marchewki już zaczęły rosnąc w lodówce, wiec wrzuciłam je w sokowirkówke razem z jednym jabłkiem, połową obranej ze skórki cytryny i szpinakiem. Zielono mi. To móje drugie śniadanie.
Jadłospis na dziś:
Ś1: 1x wasa z pomidorem, mozzarella i bazylia, jogurt, 3 mandarynki i jabłko, herbata i jeszcze dodatkowy węglowodan... a tyle jedzenia było.. oh
Ś2: miał być chlebek z twarogiem, ale zastapiłam go sobie zielonym soczkiem
Lunch: Rissotto z pieczarkami i groszkiem
Przekąska: jakieś musli
Obiadokolacja: Kurczak z ziołami albo krewetki z ziołami i troche jakieś sałaty
Zaraz biore sie za suszenie włosów, jakoś nie mam odwagi wyskoczyć w mokrych, a po za tym jakoś troche zawiewa. Potem wybieram sie na spacerek do sklepu, dokupić jeszczę trochę rzeczy na ten tydzien i będzie błogi spokój, bo nikogo w domu nie ma.
Dzielenie domu razem z ludzmi wcale nie jest takie super. Najbardziej mnie denerwuje, jak o 10 w nocy smażą kiełbasy i w chacie śmierdzi, bo sie nie chciało zamknąć drzwi od kuchni. To akurat chłopak smażył, nagle mu sie wzieło na gotowanie, bo tak zawsze to stołuje sie u McDonalda. Do tego jeszcze trzaska drzwiami, że mało co nie wylecą z zawiasów... takie to niewychowanie jakieś społeczeństwo. A najbardziej denerwuje mnie ta wegetariańska hipokrytka...co z tego, że nie je mięsa, ale jak robi pranie, to zużywa wody za 3 osoby...
Ahhhhh nie ważne... i tak już długo to nie potrwa. Zresztą, wszytko sie da wytrzymać jeśli oni płaca za rachunki.
Lęcę więc sie trochę poruszać. Pozdrawiam