Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szczęśliwa żona i mama. Ciut za duża kobietka ;) Tortująca Mama z wypiekami :) https://www.facebook.c
om/mamazwypiekami/

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 71900
Komentarzy: 932
Założony: 9 marca 2010
Ostatni wpis: 1 lipca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angie65

kobieta, 44 lat, Tarnowskie Góry

160 cm, 66.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 września 2014 , Komentarze (3)

Waga mniejsza, nadal opieram się dzielnie ukochanym słodyczom i nawet dziś u teściowej nie uległam jej roladkom, kluskom i kapuście (puchar) A do kawy był biszkopt z owocami i galaretką, kremówki i mufinki. I też wygrałam!(puchar) 

Te niespełna 3 kilogramy mniej zaowocowały łatwiejszym zdejmowaniem obrączki, więc mam drugi dowód, po wadze, że chudnę :) Żeby tylko nie za szybko... Bo teraz za każdym razem, gdy Ola płacze, martwię się, że to moja wina, bo toksyny ze spalanego tłuszczu dostały się do mleka i jej zaszkodziły. Wiem, trochę nieracjonalne, ale jednak silniejsze ode mnie. Przecież kobiety i  bez diety po porodzie chudną karmiąc piersią i nic ich dzieciom się nie dzieje. Oli wręcz powinno moje zmienione jedzenie służyć :) Nie głodzę się, a jem zdrowiej na pewno. Dobrze, że (odpukać w niemalowane) póki co, nie ma żadnych objawów alergii bądź nietolerancji pokarmowej. Zdrowa jest :)

Zmieniając nieco temat...zastanawiam się, czy w ramach dodatkowej motywacji, nie  wrzucić do pamiętnika moich zdjęć nieanonimowych. Bo na razie jestem sobie tylko angie65 i nikt mnie zna. A jeśli ujawnię swoją twarz, to głupio by mi było przegrać w walce z własną słabością. Boję się tylko, że świat jest mały i kiedyś to może się na mnie zemścić. Ludzie potrafią być przecież potwornie i bezinteresownie wredni. Zwłaszcza, gdy zazdroszczą komuś sukcesu (który zamierzam odnieść:p). No ale cóż, nie mam już 15 lat, żeby przejmować się głupimi ludźmi. Zastanowię się...

Dostałam wczoraj plan diety na następny tydzień i gdy go przejrzałam, to buźka mi się uśmiechnęła :D Posiłki, które lubię, ładnie poplanowane, żeby składniki się nie marnowały i co najważniejsze: już wiem, że w tym tygodniu też nie będę głodna!(smiech) No super po prostu! Ciągle jeszcze muszę wszystko ważyć, ale zauważyłam, że coraz częściej idealnie potrafię odmierzyć potrzebna porcję. Jeszcze trochę i "waga  w oku", he he he.

A żeby nie było tak słodko, to znowu nie poćwiczyłam. No chyba, że sprzątanie mieszkania wczoraj i długi spacer rodzinny można podciągnąć pod ćwiczenia;)

Szkoda, że ciągle nie można dodać bilansu dnia, do pamiętnika. Zgłaszałam to już dwa razy i ciągle nic :(

19 września 2014 , Komentarze (4)

Bez ćwiczeń się nie obejdzie. Ja MUSZĘ znaleźć dla nich czas. Co mi po diecie, jak tłuszczyk mi pozostanie, a mięśnie całkiem znikną? Same zdrowe nawyki żywieniowe mi nie wystarczą :( Jutro ważenie i już mam pietra.

19 września 2014 , Komentarze (1)

W jednym z komentarzy (autorstwa megan292) trafiłam na link do ciekawego artykułu: MATEMATYKA ODCHUDZANIA

Ciekawe i mądre, trzeba to sobie wziąć do serca :)


18 września 2014 , Skomentuj

To dopiero siódmy dzień diety, a mnie już  dopadł kryzys. Ssie mnie w brzuchu dużo bardziej niż wcześniej i mam napady dzikiej ochoty na podjadanie. Póki co, oparłam się tej pokusie (wyjątkiem jest wchłonięcie ogórka kiszonego i dojedzenie po Szymonie kilku kawałków papryki i ogórka zielonego z obiadu, ale uznaję, zgodnie z moją nową filozofią patrzenia na siebie i swoje słabości z mniejszą surowością ;), że to nie są grzechy ciężkie :D). Cóż, właśnie skończyłam kolację (kuskus z orzechami, rodzynkami i winogronami) i mogę być z siebie dumna,chyba:) Nie poniosłam porażki! W porę trafiłam na poradę psychologa, żeby w przypadku wielkiej ochoty na COŚ spróbować odłożyć zjedzenie na pół godziny, i tak powtarzać do skutku. Nawet jeśli nam nie przejdzie, to zjemy dużo mniej :)

Po tych paru dniach i przyjrzeniu się temu, co mi dietetyk proponuje i zmianach jakie wprowadzam do mojego planu, mam jeden wniosek: o ile stosunkowo łatwo przyszło mi zrezygnować ze słodyczy (na razie ;)), to cholernie ciężko jest mi utrzymać odpowiedni poziom ilości tłuszczu w posiłkach. To parametr, który najczęściej przekraczam :( I to nie to, że mam dziką ochotę na coś tłustego.Nie. To po prostu jest okropnie zdradliwy składnik w jedzeniu. Wszędzie go pełno i łatwo się zagapić. Dlatego, gdy widzę w podsumowaniu, że o ileś tam mam przekroczony tłuszcz, to staram się już nie kombinować z zamianą potrawy, lecz tam gdzie się da, ograniczam ilość masła, oleju, oliwy lub wręcz ich nie dodaję.

Byle do przodu...

16 września 2014 , Komentarze (2)

Moje poprzednie podejście do odchudzania z Vitalią miało miejsce przed pojawieniem się na świecie Szymona i Oli. Byłam wtedy wolną jak ptak szczęśliwą przyszłą panną młodą. Miałam mnóstwo czasu na gotowanie, ćwiczenia i zajmowanie się wyłącznie sobą. Teraz to widzę, Dopiero teraz :p 

Z tamtego odchudzania pamiętam, że non stop myślałam o jedzeniu - co, jak i kiedy mam przygotowywać i jeść. Co, gdzie, kiedy i ile kupić. Non stop. Upierdliwe to było i męczące. 

A teraz, gdy mam na głowie dom i bachorki <3, gdy każdy dzień mam niemal co do minuty zaplanowany i wypełniony obowiązkami,odkryłam, że o tym wszystkim związanym z odchudzaniem myślę zdecydowanie rzadziej. I jest mi o wiele łatwiej, bo zwyczajnie nie mam czasu na roztrząsanie bzdur. I nie patrzę już na siebie tak surowo. Nareszcie :)

I ta oto dzień piąty diety mija :)

15 września 2014 , Komentarze (3)

Gdy przed pierwszą ciążą rzucałam palenie, po paru dniach po odstawieniu nałogu, zaczynało mi się śnić, że zapalam papierosa. Czułam smak i zapach dymu jak na jawie. To były sny z gatunku koszmarów, bo choć nic potwornego mnie nie goniło ani nie kłapało na mnie zębami, to pamiętam to silne uczucie smutku i zawodu :( Nawet we śnie czułam się zdołowana sobą, bo wiedziałam, że palić mi nie wolno, a jednak ZNOWU to zrobiłam. Okropne uczucie! I co za ulga, gdy po przebudzeniu uświadamiałam sobie, że to był tylko sen...

Dziś historia się powtórzyła. Zmienił się tylko obiekt mojego snu. Śniłam mianowicie, że idę ulicą Piwną w Gliwicach w stronę Placu Piastów (tam się wychowałam) i z daleka widzę coraz więcej kolorowych straganów, budek, baloników i wstążek. Czułam też cudowny zapach karmelu i wanilii. To był festyn z okazji Dnia Cukierka (cóż sny mają swoje prawa i nie muszą być sensowne (smiech)) Na straganach pełno było ciasteczek, tortów, cukierków i takich wściekle kolorowych babeczek w stylu amerykańskim - wiecie, takich co to wyglądają jakby były z plastiku, takie kolorowe są;). Wszystko tak cudnie pachniało!  No i skusiłam się na taką babeczkę i poprawiłam lodami włoskimi. Pamiętam ich aksamitną gładkość i uczucie zimna na języku (lody). No i znowu zaraz po skonsumowaniu byłam tak strasznie smutna (szloch)

A potem się obudziłam. I podobnie jak przy papierosach poczułam radość i dumę z siebie, że na jawie potrafię jednak wytrwać :) A lekko nie jest, bo mój mąż pali i lubi słodycze. 

Zdaje się, że moja podświadomość musi jakoś odreagowywać stres związany z odmawianiem sobie tego wszystkiego, co tak lubię. Oby tylko w snach ;)

13 września 2014 , Komentarze (1)

Jeden dzień i już 2 kilo mniej? Faaajnie :) Jeśli w następną sobotę będzie gorzej, to spróbuję się nie załamywać. Ale za szybko też nie chcę chudnąć, żeby Oli nie zaszkodzić :)

12 września 2014 , Komentarze (3)

Pierwszy dzień nie był taki zły. Najtrudniejsze jest pilnowanie się, żeby nie podjadać przypadkiem: a to po Szymonie, a to przy gotowaniu. Magiczna szafka ze słodyczami jeszcze nie kusi, ale jak znam siebie, zacznie do mnie mówić najpóźniej za kilka dni;)

Martwi mnie jednak kompletny brak czasu na ćwiczenia. To wręcz nierealne, żeby znaleźć dla siebie godzinę czasu bez przerw na zajmowanie się dziećmi:( Bez pomocy przy maluchach nie dam rady ćwiczyć. Pocieszam się, że i tak jestem non stop w ruchu. Pobudka o 6 pozwoliła mi posprzątać w mieszkaniu - do 10 miałam to opanowane, ale za to padłam z dziećmi jak kawka :( Mogłabym poćwiczyć jak spały, ale zwyczajnie nie miałam sił... Może jak przyzwyczaję się do diety i schudnę trochę, to jakoś mi sił przybędzie?

11 września 2014 , Komentarze (2)

Dziś przyszedł plan diety. No i po przejrzeniu jadłospisu okazało się, że właściwie muszę gotować osobno dla Szymona i Pawła i osobno dla siebie. Będę się starała proponować im moje posiłki, ale obaj są strasznie  wybredni i najchętniej jedliby smażone panierowane mięsko, a to już nie dla mnie. Czy znajdę tyle samozaparcia, żeby wytrwać?

10 września 2014 , Komentarze (1)

Wczoraj przy okazji zakupu diety i planu treningowego zrobiłam wymagany test wytrzymałościowy. Pompek zrobiłam 6 (SZEŚĆ) (smiech), przysiadów 40, a brzuszków.....000000! Z czym do ludzi, ja się pytam!? A zakwasy mam prawie jak po maratonie (szloch)

Jeśli chodzi o mniej-jedzenie, to póki co pozostaje ono w sferze myśli ;)

Ja MUSZĘ się za siebie wziąć, bo to aż przykro się robi na samą myśl, żem tak słaba na woli (smiech)

A zdjęcia nadal nie zrobione, he he he

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.