Słowo się rzekło, kobyłka u płotu - właśnie skończyłam ćwiczyć. A to tylko dlatego, że wysłałam męża z domu do knajpy, żebym mogła potrenować i głupio by mi było, gdybym tę okazję zmarnowała Ale naprawdę nie chciało mi się okrutnie. Jak pisałam wczoraj, dziś sprzątałam i zabrać się do ćwiczeń na wieczór (po walce z Szymonem o spanie i gotowaniu obiadu) było cokolwiek trudne. Ale udało mi się i zasłużyłam na , najlepiej pełen piwa ....a nie... nie mogę, bo karmię
Dietę nadal trzymam, choć już parę razy ręka bezwiednie sięgała po smakołyki w lodówce. Ciężko...
Za każdym razem, gdy siadam do kolejnego wpisu, mam milion rzeczy do powiedzenia, ale jak przyjdzie co, do czego, to nic z tego nie pamiętam. Też tak macie? Pocieszam się, że to nie skleroza, ale niezwykły dar umiarkowania w używaniu słów. Ponoć niezwykle rzadki u kobiet
Jutro jedziemy rodzinnie do Krasiejowa, do tamtejszego parku rozrywki i nauki. Mam nadzieję, że Szymon będzie się dobrze bawił. Dinusie przecież tam będą! A dzisiaj robiony obiad będę miała na poniedziałek lub sobie zamrożę Jutro jemy poza domem i muszę się pilnować. Jakoś dam radę