Pamiętnik odchudzania użytkownika:
evelevee

kobieta, 40 lat, Gdańsk

163 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku- 70 !!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 marca 2011 , Skomentuj

Wróciłam. Wróciłam znów do pisania w tym miejscu. Cóż to oznacza? Że znów przytyłam i znów zrzucam :)No bo cóż, wiosna znów idzie, jak co roku, i znów przyglądam się sobie baczniejszym wzrokiem.

Ogólnie to u mnie wszystko dobrze, grzechem byłoby narzekać, choć jak wiadomo możnaby kilka rzeczy poprawić :) Ach, natura ludzka jest jednak paskudna, zawsze chce się więcej...

Nie powiem, ze nie dostałam znów pare razy po glowie w ostatnim czasie, nie powiem, ze kilka razy byłam pewna, ze moje włosy staną się siwe w ciągu jednej nocy, ale jest ok :)

Oddałam ostatnio większość swoich ubrań w które się nie mieszczę, a które trzymałam z nadzieją, ze może kiedyś... Po co mam sobie zawalać szafy. Szafy opustoszały, teraz wyboru nie mam zbyt wielkiego. Mam nadzieję, ze jednak wiosną coś zrzucę i wtedy może zaopatrzę się w jakieś nowe ubranka. Cały czas mam tą nadzieję, ze coś w sobie zmienię. Wiosna, znów postanowienia, znów zaczynam od początku, znów staram się jakoś wrócić do życia. Z tym naprawdę jest mi czasem ciężko, chętnie kopnęłabym się w d... za ten brak silnej woli, ze nie umiem realizować swoich postanowień. Nie, nie chodzi o to, bym iała rozmiary idealne, chodzi mi tylko o to bym dobrze czuła się we własnym ciele, bym miała chęć do wszystkiego, by nie dopadało mnie tak szybko zmęczenie, chce się tylko lepiej czuć. W zdrowym ciele zdrowy duch podobno. A nie umiem, nie umiem przebrnąć przez to, nie znosze swojej niecierpliwości, jestem zła na siebie, ze nzów zaczynam, ze znów mam postanowienia...

Zobaczymy jak tym razem pójdzie, może choć trochę się uda...

8 grudnia 2010 , Skomentuj

Nic. Absolutnie nic. Waga nie spada. Totalnie nic a nic.  Widocznie moje ciało usilnie broni się przd oddaniem części siebie, a walka jest dość nierówna. Bo przecież nie wyjdę z siebie i nie kopne się w tyłek za to , ze tak mi opornie to wszystko idzie. A niedługo święta. Wczoraj zeżarłam Mikołaja. Była taki piękny w tym swoim czerwonym kubraczku, ale miał jedną wadę- był z czekolady, co momentalnie skazywało go na niepowodzenie w dalszym zamieszkiwaniu mojego pokoju. Cóż stało się. Mam prawo, a cooo!

Prawda jest taka, ze jak mi się już trochę lepiej powodzi, to mam gdzieś te wszystkie wyrzekania i zasady. A no boo... Mam pracę i na razie zapowiada się fajno. Po mojej poprzedniej pracy naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, ze nawet fajnie jest przebywać w pracy, że można się śmiać i nikt nie robi awantury o byle co. no, nie chcę też być taka halo do przodu, bo pracuję tak naprawdę dopiero tydzień :)

o 22 godzinie padam jak kawka. i fajno. W końcu czuję że sen naprawde regeneruje moje siły, że jest prawdziwym ukojeniem. Nie, nie- nie chce mówić, że już jestem zmęczona:) Tylko codzienne ranne wstawanie powoduje, że oglądanie nocnych filmów wykluczam:)

kurcze, no ale schudnąć muszę jakoś. Ja nie wiem naprawdę co się stało. Może waga się zepsuła:)Bo nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć.

A zresztą co tu do tlumaczenia. Wczoraj o 21.00 zjadłam cheeseburgera z mc donaldsa i poczułam się szczęśliwa:) A coo!!

A poza tym zima. i święta niedługo. Bajka:) Ozdoby już wyciągnęłam. A nich się oko cieszy i dusza śpiewa!

Pozdrawiam serdecznie:)

14 listopada 2010 , Skomentuj

Coraz częściej notuję w swoim pamiętniku. Chyba jest to spowodowane tym, że ostatnio nie wiem co z sobą zrobić, czuję, że jakoś wszystko mnie przygniata, po prostu mi smutno.

Szukam pracy, moja poprzednia tak dała mi w kość, że do tej pory gdy ją wspominam to ściska mnie w żołądku. Teraz znów szukam pracy. Na wiele rozesłanych CV tylko na jedno dostałam odpowiedź, byłam na rozmowie, i w przyszłym tygodniu mam dostać odpowiedź. Ale znów się boję, boję się, że będzie podobnie jak w poprzedniej, gdzie tak naprawdę nie było sie  pracownikiem tylko numerem wewnętrznym dużej korporacji, gdzie nigdy nie słychać było żadnej pochwały, gdzie praca pochłaniała dosłownie 100% Ciebie. Nie jadłam śniadań, bo żołądek miałam ściśnięty, nie smiałam się, nie miałam humoru, nie miałam chęci spotykać sie z kimkolwiek. Jak wracałam do domu, to myślałam tylko o tym, że jutro też tam idę... Boję sie szukać pracy, nigdy nie miałam kłopotów  z komunikacją, zawsze robiłam wszystko ponad normę, patrzałam optymistycznie w przyszłość, uwielbiałam ludzi. A teraz paraliżuje mnie strach. Cały czas się boję, że nie dam rady, boję się opinii innych, brak odpowiedzi na moje aplikacji powoduje, ze spadła moja samoocena, boje się, wciąż się boje, ze nie dam rady. A przeciez skończyłam studia, a w między czasie jeszcze dwie dodatkowe szkoły. A wciąz sie boję, że gdzieś utknę, że nie dam rady sobie w przyszłości. Kurcze, przecież, to nie jestem ja, ja tak nigdy nie myślałam. Gdzie zatraciłam siebie? Gdzie sie podziała moja odwaga?

PS Zapisałam sie na basen. W końcu jakaś aktywność :)

PS2 Jak pozbyć sie tego wewnętrznego niepokoju? 

11 listopada 2010 , Skomentuj

W sumie jest ok. Nie ma co narzekać. 2 tygodnie jedzenia tych chrupiących dykt zamiast chleba i płatków na śniadania. I magiczny kilogram ubył. Wk...w mam niesamowity :) Jak tak dalej pójdzie to za kilka lat będę szczupła. Choć tak naprawdę nie chodzi mi o to by być szczupła, tak jak nigdy nie byłam. Wystarczy mi zrzucić te kilka kilo by sie lepiej czuć, a przede wszystkim- by łatwiej było mi chodzic po górach. Kocham góry, mogę po nich chodzić, wspinać się. Tylko nie zawsze moja budowa mi na to pozwala. Dla jednych zdobycie Kasprowego zajmuje 3 godziny, dla mnie- 4. Nie zniechęca mnie to, wręcz odwrotnie, idę, idę, idę, jak już nie daję rady to przystanę i potem dalej do góry. W sumie rzadko kiedy na szlaku widziałam jakiegoś grubasa, więc jest mi lepiej, że ja chcę, że daje radę. Grubasów widzę w kolejkach, dorożkach, w kawiarenkach. Dla niektórych jednak góry nie są męczące  Ja chciałabym schudnąć na tyle, by dobrze sie czuć, by bez problemu wciągnąć super fajne spodnie, które kupiłam za czasów jak byłam w miarę szczuplejsza, choć nigdy szczupła nie byłam, ale nie było tak źle jak teraz. Tylko kurcze, to tak wszystko długo trwa. Tylko skoro ja tak czesto na chwile stosowałam diety to się pewno już na nie uodporniłam :) No ale nie ma nic od razu.

PS Szukam pracy, masakra jakaś:) Jutro mam jakąś rozmowę. Zobaczymy co to będzie. 

31 października 2010 , Komentarze (1)

Jesień idzie przez park... Za oknem jest pieknie, słonko świeci, liście szeleszczą, ja siędze przed komputerem i szukam pracy :) Postanowiłam z CV wyciąć zdanie odnośnie dążeniu do celu, bo to akurat mija się z prawdą. Jak ja mogę wytrwale dążyć do celu, jak przegrywam bitwę z truskawkową czekolada? Wiem, że to smieszne lub\i żałkosne, ale znów walczę z sobą, znów mam tysiące postanowień, że to jem, tamtego zaś nie.Znów przezuwając sałatę wmawiam sobie jaka jest pyszna i odwracam wzrok od leżących na półmisku ciastek. Czasem trwa to już tak długo, że sama zaczynam wierzyć w to, że te wszystkie surówki, twarożki są takie mniam, mniam, ale tak naprawdę jak już przerwę dietę, to wcale się ochoczo na warzywa nie rzucam. Mówi się, ze trzeba zmienić nawyki żywieniowe. Ale jak? Coś się albo lubi, albo nie. Trudno uznać nagle, ze jest sie smakoszem zieleniny czy potraw gotowanych. I nie wiem, co już powoduje, ze nie daję rady, moje umysłowe lenistwo,bezdenny żołądek czy głupota i brak świadomości. Trudno, będąc wychowanym w domu, gdzie je się syte jedzenie, smażone i uzupełniane kalorycznymi dodatkami nagle zmienić sposób żywienia i przeżuwając sałatę mówić "to jest to!"  Pierwszy raz przeszłam na dietę mając 16 lat. I może gdyby to była dieta świadoma, uzyskałabym efekt i teraz nie musiałabym dźwigać tego nadprogramowego ciężaru. Ale z domu, gdzie rodzice non stop mi dogryzali, a mimo to serwowali bombę kaloryczną- trudno jest wynieść jakiekolwiek zdrowe nawyki. Gdy patrzę jak teraz rodzice tuczą swoje dzieci to jest mi przykro, bo kiedyś to dziecko w wieku 15 lat będzie sie ogromnie wstydzić tego jak wygląda. A otoczenie nie zawsze jest przyjazne, głupie docinki, mogą naprawde uprzykrzyć życie.  I w tym poczuciu bezsilności sięga sie po czekoladę, bo wiadomo, że nawet jakbym chciala bardzo mocno- to nikt nie schudnie w tydzień, niestety trwa to miesiące, a mało kto da radę wytrzymać tyle. Tymbardziej, ze chce sie żyć normalnie. Wciagnać jakąś drożdżówkę ze swoja megaszczupłą koleżanką, bo głupio wyglada, żeby wywijać sie jakimiś dietami. Lepiej być wyluzowanym i spokojnie pałaszować swoje. Tyle, ze problem non stop jest, non stop w nas tkwi, przygnębia, czasem wylewa łzy, czasem powoduje złość i niechęć do samej siebie.

Cóż ja od 5 dni znów walczę. Zobaczymy. Brakuje motywacji, brakuje chęci. Ale może sie uda- choć trochę ...

3 października 2010 , Skomentuj

Jutro jadę na zasłużony wypoczynek- Bieszczady. Jeszcze nigdy tam nie byłam! Listę tras już zrobiłam (nie ma jak to rzetelne przygotowanie). POtem natomiast Tatry. Czekają mnie całodzienne wędrówki, wspinaczki. Ach, taka aktywność jak najbardziej mi odpowiada. Dziwne, że po dwóch godzinach na siłowni nie mam na nic siły, a przejście 40 km nie stanowi dla mnie problemu :) Więc czeka mnie dwutygodniowy urlop oczyszczająco-usprawniająco-wypoczynkowy. Wzmocnie swoją kondycje, co sie bardzo przyda. Odpowiednie buty przygotowane, kije do nordic walking gotowe do spakowania, kostuium kąpielowy na wypady do Bukowiny- gotowy (trochę przyciasnawy, mam go od czasu liceum- ale jest ok, widać, że moja sylwetka sie nie zmienia:) Mega aktywne dwa tygodnie przede mną, a w zamierzeniach- kupić obraz, miód i szachy ręcznie robione. A tak naprawdę- oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba :) POzdrawiam!

PS Oby tylko nie natknąć sie na wilka w Bieszczadach i na śnieg w Tatrach :)

23 września 2010 , Skomentuj
Ach, razem z pierwszym dnniem jesieni dopadła mnie jakaś chandra... Doszło do tego, między innymi, bo w najbliższą sobotę idę na wesele :) Otóż, całe wakacje miałam zabiegane, nic- tylko praca, praca, praca...A że w miarę lubię siebie, i że letnie sukienki i letnie ubrania są luźne, to nie zauważyłam, że pod tymi luźnymi ubraniami powoli znów przybieram... No i dziś- przymierzam moje w miare eleganckie ubrania, a tu- coś ciśnie, coś uwiera, tu na brzuchu się coś opina- masakra. Nic tylko załadowałam portfel i wyruszyłam na zakupy:P I kolejna nie miła niespodzianka :) Chyba nie mieszczę sie już w sklepowe ubrania!Jedyne sukienki w jakie się mieściłam to takie babcine kreacje! W końcu zakupiłam sobie klasyczną "małą czarna", wydałam jak na nią full kasy- ale co miałam innego zrobić? Nie mam totalnie nic do ubrania, a tu już sobota tuż tuż.. Mimo to wyglądam całkiem, całkiem, jeszcze plus szpilki i jest ok... No w sumie wszystko jest w miarę w porządku, ale mam już dość patrzenia na siebie. Naprawdę.  Cały czas moja waga była ponad normę, ale jak od roku biorę durne tabletki hormonalne, to skoczyła mega w górę! Nie zmieniałam sposobu odżywiania, non stop coś robię, a ja już chyba nie tyję tylko puchnę ! I dziś mam dzień załamki, i znów kolejne postanowienia, a że ja człowiek niecierpliwy jestem, to chciałabym wszystko teraz, od razu... Hihi, kolezanka podsunęła mi pomysł o tych wielkich gaciach obciskających :) Szkoda tylko, że to rozwiązania na chwilę, że nie schudnę, jak to ona powiedziała "od razu 3 kg|", tylko po prostu te 3 kg spłaszczę :) Ach, załamka... Są dni kiedy sobie mówię- super, nie ma się co przejmować, wszystko jest ok, fajna jestem i w ogóle... ale są także takie dni jak dziś... Rozpisałam sie troszkę, ale jakoś ciężko mi dzisiaj, ludzie mają gorsze problemy,a ja tu tak marudzę, ale widocznie czasem tak musi być...

14 czerwca 2010 , Skomentuj

Lato juz lada moment, a ja zalatana, zagoniona i na nic czasu brak... Jutro mam obrone pracy na studiach podyplomowych, ani razu nie zajrzałam jeszcze do notatek :) Pracę poprzednią rzuciłam, mój styrany umysł zaczyna jakoś dochodzic do siebie. Zabrałam sie za swoją działalność, jest ok, tylko biegania baaardzo dużo, a tu jakiś urząd, a tu jakaś inna instytucja, a tu jeszcze wyboru za pare dni , a ja jeszcze nie odebrałam tej karteczki by móc głosować gdzie indziej, niż w swoim miejscu zamieszkania, a że wybory to dla mnie rzecz bardzo ważna więc trzeba bedzie w końcu udać się do UM na drugim końcu miasta... A im wiecej aktywności tym mniej czasu dla siebie, a obiad i kolacje jem za jednym zamachem dość późno. Wściekam się na siebie, bo waga znów w górę idzie, a jakbym miała przejść teraz na jakąś dietę, to albo nabawiłabym sie siwych włosów, albo bym zwariowała, albo stała sie najbardziej złosliwą osobą :P Tyle, że tak naprawdę... lubie siebie. Wkurza mnie, że nie mogę osiągnąć swych wymiarowych celów, że niektóre ubrania pozostana  w sferze marzeń...ale jestem jaka jestem.  śmieję sie czesto, że moja zaletą jest wspaniała znajomość własnyxh wad, że nie jestem z tych, że widzę u kogoś źdżbło na ramieniu a u siebie belki w oku nie :P Ach, nigdy niemou niczego nie zazdrościłam, pieniędzy, sukcesów, auta, mieszkania, wiedzy... ale tylko tej szczupłej figury. Może się kiedyś uda. No to kończe na razie. Przede mna cały dzień i cała noc przed książką i przygotowywanie sie do egzaminu dyplomowego. przede mna stoi napój energetyczny, nawet nie chcę mysleć ile w nim cukru...

Ale damy radę, jest dobrze. Jutro tylko plecy wyprostować, głowa do góry, usmiech na twarzy i nie ma mocnych :)  

30 marca 2010 , Skomentuj

Na stoliku siedzi czekoladowy zajac i perfidnie sie do mnie usmiecha... Jest zapowiedzią zbliżajacych sie Świat... Ciesze sie na Świeta, lubię je bardziej od Bożego |Narodzenia. Tylko jakoś tak nie mam już sił... Jakies takie chyba wiosenne przesilenie. Mam dość swojej pracy, stoje w miejscu i nie wiem za co mam się wziąć. Chetnie rzuciłabym to wszystko, ale jakoś daje radę. Po pracy nie chce mi sie naprawdę nic. NIe mogę sie wyspać.Padam ze zmęczenia, a w nocy budze sie co chwilę, w weekendy wstaję o 7, bo nie mogę dłużej wyleżeć w łóżku. Nawet śmiać mi się nie chce. Waga jak na złość stanęła w miejscu :)

No ok, biore sie w garść. Tak tylko chciałam sobie ponarzekać. jest ok.

22 marca 2010 , Skomentuj

I tak pojawiła sie kalendarzowa wiosna... Na stoliku bukiet tulipanów :) Wiosna, wiosna wkoło :)

Nie jest źle, dlaej walczę, zima sie skończyła i nie da sie ukrywać wszelkich grzechów zimy w ubraniach zimowych :) Dalej jakos brnę do przodu. Momenty kryzysu są, mam wrażenie, że jedyna radość w mojej okropnej pracy jest tylko czekolada. Ale cóz trwa post, a post jest zwykle okresem kiedy wydzielam sobie postanowienia i zwykle bez trudu do Świat udaje mi sie w 100% je spełniac. Tylko te świeta, ach, a ja tak uwielbiam mazurek i babke gotowaną... Nie powiem- skutkiem postu oprócz jakiegoś zejścia z wagi, jest też cześc zaoszczędzonych pieniędzy, bo na cóż wydawać, jesli sobie odmówiłam wszelkich przyjemności. Niedługo wakacje, znów spotkam starych znajomych, mam nadzieję, że ich mile zaskoczę swoim wygladem :) W pogodne wiczory wprowadzam w ruch kijki trekkingowe. Ostatnio w tv jakiś facet mówił, że uprawiajac nordic walking schudł przez pół roku 30 kg. Nie powiem- zmotywowało mnie :) Oby było dobrze i oby zapał mnie nie opuścił :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.