Lato juz lada moment, a ja zalatana, zagoniona i na nic czasu brak... Jutro mam obrone pracy na studiach podyplomowych, ani razu nie zajrzałam jeszcze do notatek :) Pracę poprzednią rzuciłam, mój styrany umysł zaczyna jakoś dochodzic do siebie. Zabrałam sie za swoją działalność, jest ok, tylko biegania baaardzo dużo, a tu jakiś urząd, a tu jakaś inna instytucja, a tu jeszcze wyboru za pare dni , a ja jeszcze nie odebrałam tej karteczki by móc głosować gdzie indziej, niż w swoim miejscu zamieszkania, a że wybory to dla mnie rzecz bardzo ważna więc trzeba bedzie w końcu udać się do UM na drugim końcu miasta... A im wiecej aktywności tym mniej czasu dla siebie, a obiad i kolacje jem za jednym zamachem dość późno. Wściekam się na siebie, bo waga znów w górę idzie, a jakbym miała przejść teraz na jakąś dietę, to albo nabawiłabym sie siwych włosów, albo bym zwariowała, albo stała sie najbardziej złosliwą osobą :P Tyle, że tak naprawdę... lubie siebie. Wkurza mnie, że nie mogę osiągnąć swych wymiarowych celów, że niektóre ubrania pozostana w sferze marzeń...ale jestem jaka jestem. śmieję sie czesto, że moja zaletą jest wspaniała znajomość własnyxh wad, że nie jestem z tych, że widzę u kogoś źdżbło na ramieniu a u siebie belki w oku nie :P Ach, nigdy niemou niczego nie zazdrościłam, pieniędzy, sukcesów, auta, mieszkania, wiedzy... ale tylko tej szczupłej figury. Może się kiedyś uda. No to kończe na razie. Przede mna cały dzień i cała noc przed książką i przygotowywanie sie do egzaminu dyplomowego. przede mna stoi napój energetyczny, nawet nie chcę mysleć ile w nim cukru...
Ale damy radę, jest dobrze. Jutro tylko plecy wyprostować, głowa do góry, usmiech na twarzy i nie ma mocnych :)