Kilka dni temu mój pracodawca w ramach prezentu załatwiał wizyty u wybranych lekarzy. W zwiazku z tym, że jestem po badaniach okresowych, czuję się świetnie postanowiłam, że nie intresują mnie kardiolodzy, pulmunolodzy etc tylko wybrałam sobie wizytę u dietetyka... Usłyszałam ile mam w sobie wody (za mało) , ile tłuszczu (za dużo) i co mogę jeść. Troszke jednak zamyśliłam sie nad sobą i postanowiłam kilka rad, które zresztą dobrze znam (ale oczywiście w teorii) wcielić w życie. Otóż postanowiłam, że zacznę jeść. I nie tylko sniadanie, obiad i kolację, ale pięć posiłków dziennie i przede wszystkim regularnie! I nie, że zjem coś o 18, a potem do 24.00 narzekam, ze głodno, że ssie. Mogę jeść do 3 godzin przed snem :) Ba! Moge nawet wcinć 1700-1800 kcal dziennie!
Zero rezygnowania z kolacji, bo na dłuższą metę nie dam rady (a wiem o tym z autopsji dobrze :)) Rozsądny wybór, zdrowe zamienniki, 1,5 l płynów i ruch :) Jak t ładnie i prosto brzmi :P Cóż trzeci dzień idzie mi wzorowo, ale wiem dobrze, że to dopiero początek długiej i żmudnej pracy nad sobą. Cel pierwszy- 30 urodziny, cel drugi- Sylwester, cel trzeci- reszta mojego życia (zdrowego i świadomego). I ta oto kije do nordic walking poszły w ruch ( a mam nowiutkie cudeńka- równiez prezent od pracodawcy), rower, basen, spacery, badminton i aerobic. Zresztą- na aktywność nie narzekam, bo chociaż w tej dziedzinie idzie mi dobrze...
Jest tylko jedno "ale"- otóz brakuje mi motywacji, takiej prawdziwej. Takiego konkretnego kopa. Może jakbym sobie zajrzala do wnętrza i zobaczyła otłuszczone serce i wątrobę to to by dało rezultat. Pewnie tak. Należę do tego grona osób, które muszą sie naprawdę czymś przerazić, aby zacząc działać! Może gdyby mi ktoś powiedzial, ze w taki stanie dożyję najwyżej do pięćdziesiątki, to by tez pomogło?
A jakie są wasze motywacje? Podzielcie się, może i dla mnie okażą się przydatne :)