Pamiętnik odchudzania użytkownika:
evelevee

kobieta, 40 lat, Gdańsk

163 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku- 70 !!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 października 2014 , Komentarze (3)

Uznałam, ze nie zmienianie paska wagi, czekając aż powrócę do tej zapisanej nie ma sensu. Muszę widzieć przecież to, że jest jak jest. Lustro mnie nie ołamuje. Dlatego pasek też nie powinien.

Jest mi przykro, jestem zła na siebie.

Minął tydzień od kiedy wróciłam z urlopu. Urlop udany i wędrując po górach zdałam sobie sprawę jaką mam dobrą kondycję mimo iż znów kilka kilogramów przybrałam. Aktualnie w pracy sie trochę uspokoiło, nie jestem już taka zdenerwowana to może i wkrótce przestane zażerać troski i siedzień na tyłku podczas 12 godzinnego dnia pracy.

Za miesiąc mam imprezę integracyjną. Jest motywacja. Czas na działanie :)

12 września 2014 , Skomentuj

Od mojego ostatniego wpisu tutaj wzięłam sie w garść. Praca doprowadziła mnie do takiego stanu, że musiałam w koncu się wypłakać, ponarzekać i upić ;) Od tego czasu mimo iż nadal całe dnie spędzam przed komputerem postanowiłam, że nie dam się złamać. Za tydzień rozpoczynam "wywalczony" urlop, jadę jak zawsze w góry i liczę, ze wymęczę i wypocę całą złość, smutek i melancholię, które nadal tkwią w mojej duszy... Na aerobic chodzę i jeżdżę na rowerze, nie podjadam wieczorami i nie ruszam słodyczy... 

W dniu trzydziestych urodzin  zdałam sobie sprawę, że zawsze planuję, wizualizuję sobie cele, ale po chwili to mija. Ok, nie chce być szczupła (tzn chce, ale wiem, że to nierealne)- chcę wyglądać ok - po prostu. I tak powoli mam w planie zmieniac swoje życie. Tenisówki i baleriny porzuciłam na rzecz obcasów, kurtki sportowe- na rzecz płaszczyków, zamiast plecaka- fajną torebkę. Zmieniłam troche ubiór na bardziej dopasowany i mniej "na luzie" i... wygladam fajnie :) Z godnością przyjmuje wcześniej już wspomniane słowa Gombrowicza "Trzydzieści lat to końcówka. Od tej pory zaczyna sie umieranie po kawałku". .. Jak umierać- to chociaż - elegancko ;)

Obiecuje także, ze będe częściej tu zaglądać :)

PS. Jednym z urodzinowych prezentów było zaproszenie na czekoladowy zabieg nawilżająco relaksujący- już się niemoge doczekać :)

1 września 2014 , Komentarze (2)

W skrócie- wszystko do d... Waga nie spada, diety nie mogę utrzymać, praca i 3 miesiące nadgodzin  mnie wykańcza. Humoru brak, łzy się same do oczu cisną, deprecha sie jakaś przypałętała i nie chce odpuścić... Nie poznaję siebie w ogóle, nigdy nie miałam tak długiego okresu przygnębienia w sobie... Horror i masakra jakaś. Lato minęło jak pstryknięcie palcammi. Cóż 12 godzinny dzień pracy- od pon. do pt. odebrał mi całą radość życia. Taa... Nadgodziny- za free :(

Jak wrócić do życia? Jak nabrać chęci, aby robić coś?

30 lipca 2014 , Komentarze (2)

i

Maraton w pracy trwa nadal... Jeśli chodzi o aktywnośc- głównie rower i nordic walking. Na razie wszelkie zajecia aerobikowe sobie odpuszczam, bo pracuje tak długo, że nie dam rady wyrobić sie na jakies konkretne zajęcia.Piję w jak słoń, wlewam w siebie wszystko co ma płynną postać, ale głównie wodę (no teraz akurat białe wino z domieszką soku brzoskwiniowego :P)

Stres w pracy powoduje we mnie czasem wzmożony apetyt, któremu niestety od czasu do czasu ulegam (dziś nadprogramowe 2 kawałki babki plus cztery cukierki, ech...), ale staram się. Bo przecież chcę schudnąć, prawda? Ach, chcę schudnąć, chcę, a jakoś dupki spiąć nie mogę, apetytu pohamować nie mogę... najgorsze jest to, że po pracy czuję sie tak wypompowana, że już nic mi sie nie chce, ba! nawet myśleć! a o tym, aby jakoś mobilizować sie do działania to już nawet nie mowię...

I tak oto lato, a i całe życie przelatuje mi między palcami... Jeszcze nikt na łożu śmierci, nie powiedział, ze żałuje, że więcej czasu w pracy nie spędził...

26 lipca 2014 , Komentarze (3)

Praca mnie wykańcza. 0d 10-13 h dziennie. Masakra jakaś.

Cały tydzień marzyłam o sobocie. Obiecałam sobie, ze całą sobotę przeleżę na plaży. No niestety pada caaaały czas i pada. Czekam,aż choć na chwilę przestanie to na rowerek sobie pójdę, podjadę na sopocką cepeliadę.

W skrocie- zażeram nerwy i zmęczenie. Pustoszę szafki i lodowkę. 

Trzydziestka się zbliża wielkimi krokami. Odchudzanie mi nie idzie. Plus jest takim że jeszcze te 2-3 h aktywności tygodniowo zachowuję, ale to w sumie nic.... 

KOniec marudzenia. Idę zerknąć czy deszcz przestał padać.

Gdzie to słońce? Cały tydzień beszczelnie świeciło, a teraz?

9 lipca 2014 , Komentarze (3)

Cały ten tydzień i następny siedzę jak głupia po godzinach w pracy. Nie cieszę się pogodą, bo nie mam kiedy :( Wczoraj późno wieczorem wskoczyłam na rower i wróciłam jeszcze bardziej zirytowana niż na początku. Sopot w sezonie letnim to jakiś horror. Pełno ludzi na drogach rowerowych, którzy uważają, ze skoro są na urlopie to mogą spacerować wszędzie... Pełno riksz, które zajmują całą drogę... Co rusz jakieś dziecko wbiegające pod koła (dobrze, że mam sprawne hamulce, bo już miałabym conajmniej kilka ofiar na koncie)... Zero relaksu, sam stres... Nie zmienia to faktu, że i pewnie dziś wybiorę się na rower... Ciężko jest mi zmobilizować się do cwiczeń na salce, bo jednak trzeba korzystać ze świeżego powietrza... Plusem upału jest to, ze pije naprawdę duuużo wody, a zwykle mam z tym problem. Zakupiłam dzis truskawki, malinki i arbuza, a no i bób i teraz brzuch mam jak balon. Wszystko to popiłam wodą i wygladam naprawdę jakbym była w zaawansowanej ciąży...

Jutro liczę, że uda mi się pospacerowac z kijkami  po pięknych gdańskich lasach. W weekend wypad nad jezioro- żaglówka, pływanie i totalny luz. Ech, może mój styrany pracą i innymi kwestiami w życiu osobistym trochę odsapnie...

A teraz najsmieszniejsze- kupiłam sobie dwuczęściowy strój kąpielowy! I tak, tak! Mam zamiar chodzić w nim na plażę! I w d... mam czy ktoś się będzie gapił na moje brzuszysko- mam prawo bosko się opalać? Mam! Mam prawo wypoczywać na nadmorskim piasku? Mam!

Oby nie było tylko jak w tym kawale:

Trzech facetów rozmawia o swoich żonach:
Pierwszy mówi:- Moja żona jest tak gruba, że jak jedziemy samochodem to muszę tylne siedzenia rozkładać, a i tak się ledwo mieści
Na to drugi:- To jescze nic! Moja jest taka gruba, że musiałem kupiś pick-up'a żeby ją gdzieś zawieść.
Trzeci mówi po chwili:- A ja już nie mam żony...
- Jak to?? - pytają obaj pozostali jednocześnie
- Jak byliśmy na wakacjach nad morzem - opowiadał trzeci mężczyzna - to opalała się na plaży, gdy nagle przybiegli kolesie z Greenpeace i zepchneli ją do wody, bo mysleli,że to wieloryb...

2 lipca 2014 , Komentarze (1)

Kilka dni temu mój pracodawca w ramach prezentu załatwiał wizyty u wybranych lekarzy. W zwiazku z tym, że jestem po badaniach okresowych, czuję się świetnie postanowiłam, że nie intresują mnie kardiolodzy, pulmunolodzy etc tylko wybrałam sobie wizytę u dietetyka...  Usłyszałam ile mam w sobie wody (za mało) , ile tłuszczu (za dużo) i co mogę jeść. Troszke jednak zamyśliłam sie nad sobą i postanowiłam kilka rad, które zresztą dobrze znam (ale oczywiście w teorii) wcielić w życie. Otóż postanowiłam, że zacznę jeść. I nie tylko sniadanie, obiad i kolację, ale pięć posiłków dziennie i przede wszystkim regularnie! I nie, że zjem coś o 18, a potem do 24.00 narzekam, ze głodno, że ssie.  Mogę jeść do 3 godzin przed snem :) Ba! Moge nawet wcinć 1700-1800 kcal dziennie!

Zero rezygnowania z kolacji, bo na dłuższą metę nie dam rady (a wiem o tym z autopsji dobrze :)) Rozsądny wybór, zdrowe zamienniki, 1,5 l płynów i ruch :) Jak t ładnie i prosto brzmi :P Cóż trzeci dzień idzie mi wzorowo, ale wiem dobrze, że to dopiero początek długiej i żmudnej pracy nad sobą. Cel pierwszy- 30 urodziny, cel drugi- Sylwester, cel trzeci- reszta mojego życia (zdrowego i świadomego). I ta oto kije do nordic walking poszły w ruch ( a mam nowiutkie cudeńka- równiez prezent od pracodawcy), rower, basen, spacery, badminton i aerobic. Zresztą- na aktywność nie narzekam, bo chociaż w tej dziedzinie idzie mi dobrze...

Jest tylko jedno "ale"- otóz brakuje mi motywacji, takiej prawdziwej. Takiego konkretnego kopa. Może jakbym sobie zajrzala do wnętrza i zobaczyła otłuszczone serce i wątrobę to to by dało rezultat. Pewnie tak. Należę do tego grona osób, które  muszą sie naprawdę czymś przerazić, aby zacząc działać! Może gdyby mi ktoś powiedzial, ze w taki stanie dożyję najwyżej do pięćdziesiątki, to by tez pomogło?

A jakie są wasze motywacje? Podzielcie się, może i dla mnie okażą się przydatne :)

24 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Piszę, bo mam taką cheć aby coś podjeść, ze muszę się czymś zajać :(

Akywna jestem nadal, głodna również nadal. Nie wiem skąd się wział u mnie ten wilczy apetyt. Ale trwa to już dłuższy czas.I naprawdę... czuję się głodna! :(

Ok, kończę ten temat, bo tylko się podkręcam. Rower, basen, spacery i w dniu dzisiejszym zumba- oto moja aktywność w ostatnich dniach. A więc pod tym kątem nie jest źle. Cieszę się z lata  i urodzaju truskawek :) takich pięknych truskawek jak w tym roku jeszcze nie widzałam :) Pochłaniam je w każdej ilości, pod każda postacią, truskawkowe koktajle pije dzień w dzień  (jak na tę chwilę to mam chęć na truskawkową czekoladę , no ale cóż....)...

18 czerwca 2014 , Komentarze (6)

Skoro pisanie tutaj mnie motywuje, więc cóz- piszę... Dzis znów dwie godziny dłużej w pracy, póżniej sprzatnie, później angielski, a później zakupy. Teraz zaś siedzę sobie z lampką czerwonego wina i wyrzucam tutaj z siebie swe żale... Dodatkowo z zaskoku mnie dziś @ przywitała (zapomniałam, ze to już m-c minął, Jezu, jak ten czas leci :(  ) Wczoraj zaszalałam na zumbie, dzis niestety w wyniku wzmożonej aktywności życiowej brak było aktywności sportowej. Zresztą- jesli chodzi o aktywność to nie narzekam. Ba! Nawet ostatniomiałam  badania okresowe to pani doktor podczas badań zapytała sie mnie jaki sport uprawiam, bo mam tak miarowe wyniki, jakie mają osoby uprawiajace regularnie aktywnosc fizyczną. Wow, poczułam sie jak Chodakowska przez chwilę :P  No ale cóż, moja największa zmorą jest wieczorny głód i pewnie jak niejedna osoba w ciąu dnia jem ledwo co, ale na wieczór mój aperyt wyskakuje nagle niczym guma z gaci i leci.... do gębuchy wszystko co pyszne, aczkolwiek kaloryczne i niekoniecznie zdrowe...

Dziś zakupiłam kiść bananów i maslankę i jutro sobie zrobię koktajl. Banany i maślanka pasują do siebie? Najwyżej mnie poskręca, ale chyba nie zabije, cooo?

Zatem 2 dzień uważam za spełniony. Chyba, ze jeszcze do wieczora rzucę się na coś z podgryzaczy- ale chyba wszystkiego sie pozbyłam...

16 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Czasu ostatnio brakuje mi dosłownie na wszystko. wczoraj zabrałam się z wielkie porządki, bo już nie mogłam patrzeć na to co się dookoła mnie dzieje. Nie, nie... To nie ćwiczenia zabrały mi czas ( a szkoda).... Co prawda conajmniej 2 h w tygodniu poświęcałam na aktywność, ale jeśli chodzi o mój plan żywieniowy to żal pupę ściska... A miało być tak pięknie... Miałam konsekwentnie dążyć do uzyskania szczuplejszej sylwetki, a tu jak na razie motywacyjne lenistwo i zapału brak... urodziny zbliżają sie wielkimi krokami, tak bardzo chciałabym czuć sie dobrze w swoim ciele wkraczając w kolejna dekadę życia, a najprawdopodobniej będzie jak zawsze.

MARNOSĆ NAD MARNOŚCIAMI I WSZYSTKO MARNOŚĆ.

Nie mogę wskrzesić w sobie zapału do działań. I nachodzi mnie taka myśl- a może to wszystko nie ma sensu i czas zaakceptować siebie taka jaka jestem? Z ciuchami w sklepach juz nie ma problemu, mogę sie ładnie ubrać i nie nosić "worków". Mozna wygladać ładnie mimo większego rozmairu. Z gęby też źle nie wyglądam, więc może w tę stronę warto uderzyć? Przynajmniej skończyłabym z wiecznymi wyrzutami sumienia, niezadowoleniem czy złością...Całe życie sie odchudzam bądż myślę o odchudzaniu, nigdy nie byłam szczupła ( w sumie nawet nie chce być szczupła, chcę wygladać w miarę normalnie) to może czas to  w końcu zaakceptować? Bo skończę jako wiecznie niezadowolona trzydziecha, potem czterdziecha itd, itp...

Nawet pisząc to co piszę zżarłam paczkę orzeszków w czekoladzie.... Ach,  a  przecież nie jestem głupia! Jestem wykształconą prawie 30 latka, która z premedytacja zażera stresy, smutki... W tym przypadku to już nie zwykłe argumenty, a argumenty sinej reki sa w stanie do mnie przemówić. Kilka kopów w tyłek na otrzeźwienie. I raz łbem o ścianę. Może pomoże.

A tak z innej bajki- kupiłam sobie blender i przygotowuję koktajle. Na razie takie łatwe typu truskawki plus kefir czy wszelkie inne owoce. Czy macie może jakieś fajne , ciekawe przepisy? Jak tak to proszę o jakies pomysły:)

PS. Ponarzekałam tak, że aż ogarnęła mnie chęć na przejażdżke rowerem :) A więc i narzekanie może być motywujące? W takim razie będę narzekać czesciej. Wybaczcie.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.