Pamiętnik odchudzania użytkownika:
evelevee

kobieta, 40 lat, Gdańsk

163 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku- 70 !!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 lutego 2015 , Komentarze (5)

W ostatnim czasie naprawdę starałam się uważać na to co jem. Conajmniej 3 h  w tygodniu przeznaczałam na sport. "Wydawało" mi się, że nawet wygladam całkiem, całkiem... I w "nagrodę" kupiłam w końcu tę nieszczęsną wagę... Boże, uchowaj nas wszyskich od takich nagród. Z nabożeństwem ustawiłam ją w łazience w honorowym miejscu. Uznałam, że zważę się nastepnego dnia rano. Zasypiałam z myślą- "ciekawe ile schudłam, z dwa, trzy kilo...". Obudziłam sie radosna, zrzuciłam koszulę nocną w biegu (bo pewnie i ona coś waży :P), lekkim krokiem wstąpiłam na moje nowe cacko i.... ta nędzna kreatura wskazała ... 85,4! Najpierw zrobiłam się czerwona na twarzy, ze wstydu, ze w ogóle śmiałam marzyć, że schudłam cokolwiek... Później lekko zaszkliły mi się oczy... Przytyłam? I to tyle? Aż naprawę ciężko mi uwierzyć. Po chwili uznałam, że waga jest zepsuta i że powinnam ją wymienić... Wyobrażacie sobie grubasa, który zwraca wagę do sklepu uważając, że ta jest zepsuta, bo dodaje kilogramy? :D Pewnie wówczas monitoring nagrałby tą scenkę i puściliby ten filmik na YT...Śmiech na sali...

A jednak coś w tym jest, że ciakawość to pierwszy stopień do piekła. W czasach "przedwagowych" było mi naprawdę dobrze i żyło mi się lepiej i radośniej. Teraz to już tylko wnerw i rozpacz.

Nienawidzę tej wagi  całego serca i najchętniej potłukłabym to gówno. Ale ona wciąż kusi, mówi do mnie "zważ się jutro, i pojutrze, i popojutrze..."-znacie to? Ten chory nawyk codziennego ważenia? A ja będę się ważyć- wierząć, ze może w końcu ona uzna swój błąd i wskaże niższy wynik... Ech...

W ramach protestu wyciągnełam juz rower i w dniu dzisiejszym  zainaugurowałam sezon rowerowy 2015. Nie ma co rozpaczać, trzeba działać. Ja jej jeszcze pokaże!!!

9 lutego 2015 , Skomentuj

Mam tak mało czasu, że nawet nie mam kiedy tu zajrzeć :/

Walka trwa nadal, co prawda lepiej wychodzi mi aktywność fizyczna, a nie dieta, ale plus jest taki, że coraz wcześniej kończe jesć- to znaczy, że rzadko zagladam do lodówki po godzinie 19.00... Więc jestem na dobrej drodze.

Oprócz tego, ze zmieniam sie wagowo to również powoli wymieniam garderobę w dalszym ciągu. Tym razem do szafy wpadła piękna tunika i nowa sportowa kurtka :) Kurtka nie była wcześniej zamierzona, ale jakoś dziwnie było mi wędrować z kijkami po lesie ubrana w płaszcz :/ Więc teraz mogę bez problemu stawiać czoła zimie i jak tylko skończy wiać ten przeklęty wiatr od morza- wyciągam rower! Mam w co się ubrać więc nie ma już żadnych przeciwskazać aby uprawiać aktywnosć na dworze :)

Ponadto za tydzień Walentynki. I... partner proponuje krótki, czterodniowy wypad do Karpacza- nauczyć się jeździć na nartach... Uwielbiam góry i chętnie przystałabym na tą propozycję, ale przede wszystkim słabo u nas z kasą ostatnio, mam pełno pracy (jak zawsze zresztą), a poza tym mam tygodniowy urlop w maju i dwutygodniowy we wrzesniu i wtedy też planujemy jakis wyjazd.... A, ze niestety ktoś wygrał zamiast mnie w lotto to chyba muszę zweryfikować swoje plany...

A tu na dodatek musze kupić jeszczę ta okropna wagę, bo juz ciekawość zjada mnie od środka :)

22 stycznia 2015 , Komentarze (1)

W teorii- jestem najlepsza! Wiem dokładnie co mogę jeść, a czego nie. Tylko dlaczego nie postępuję zgodnie ze zdobytą wiedzą i z rozsądkiem... Oczywiście nie jest źle- zdarzają się słodyczowe wpadki, ale coraz mniej i coraz rzadziej :)

Aktywność fizyczna- dobrze, a nawet bardzo :) Ćwiczę, oczyma wyobraźni widze siebie zdrową, szczupłą i roześmianą :) Robiąc kolejne brzuszki czy przysiady wizualizują sobie siebie w sukni slubnej i daję radę!

To na tyle :) Wpis dodany, czas na sprzatanie, bo niestety ta moja aktywność trochę zaniedbała porządki  w moim domu :)

PS. Wagi nie mam dalej. Ciekawość zżera mnie okrutnie!!!

18 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Dziś króciutko- jestem, trwam, ćwiczę, ograniczam jedzenie  :) zaliczam wpadki (oczywiście wieczorami), ale nie poddaje się ! Czuję, że troszkę się "wstąpiłam", czuję sie lepiej i czuję, że musi mi sie udać!!!!

Wagi nadal nie mam - pomyślałam, ze może kupię sobie dopiero na Wielkanoc :/  Oczywiście oczyma wyobraźni widzę już jakiś mega wielki szok jak wejdę na wagę w kwietniu, tak, ta, widzę już ten spektakularny spadek :P Pozyjemy zobaczymy. Wcześniej byłam wręcz uzależniona od wagi i stawałam na niej codziennie, raz oczywiście skutkowało to uśmiechem, raz zaciskałam zęby ze zdenerwowania, bo oczywiście ważąc sie codziennie każda wieksza kolacja już się odbijała na wskaźniku...

Czyli podsumowując- nie jest źle, powróciwszy do ćwiczeń czuję kaaaażdy mięsień mojego ciała :) Będzie dobrze, musi być :)

PS. w przyszłym tygodniu są u mnnie w mieście targi ślubne :) Może zakup sukienki  dwa rozmiary mniejszej będzie dobrą motywacją???  hehehe :)

9 stycznia 2015 , Komentarze (2)

I tak mi się nie chciało, nie chciało, a tu czwarty dzień zleciał :) Na razie nie jest źle. Aktualnie moim głównym problemem są dość spore kolacje  mniej więcej o godzinie 19... Plus jest taki, że nie mam wówczas chęci na podjadanie przekąsek typu chipsy czy coś słodkiego. Więc z dwojga złego wybieram sutą kolację niż przegryzki, które w konsekwencji przyniosłyby mi więcej kalorii... Oczywiście postaram się ograniczać kolację, ale wszystko w swoim czasie.

Wracając z pracy zmokłam dziś okrutnie. Deszcz lał  niemiłosiernie, a musiałam jeszcze zrobić zakupy, dotrzeć jakoś na tramwaj, a później jeszcze jak taka zmokła kura doczłapać się do domu. Zresztą cały czas słyszę jak krople deszczu uderzaja w prarapet za oknem... Jutro miałam w planach nordic walking po przepięknych lasach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego więc liczę, że deszcz "wypada" się w nocy, a rano będzie OK :)

Ciekawość co do tego ile mogę ważyc (wiem, że i tak więcej niż poprzednio) zżera mnie wściekle, no ale cóż, na wadze kuchennej się nie zważe :/ W sumie rozglądałam się za steperem i w sumie lepiej chyba w to zainwestować niż w wagę. Od samego ważenia nie schudnę. Ale czy rzeczywiście steper daje rezultaty???

Jutro mam zamiar na obiad przygotować filety z pstrąga w sosoe koperkowym, zobaczymy jak wydzie, jeszcze nie robiłam... Dzsiejsze zakupy dokonałam na hali targowej i zdałam sobię sprawę jak bardzo żałuję, że w pobliżu mojego domu, nie ma żadnego targu czy hali... Warzywa, mięso i ryby z hipermarketu jakoś mnie nie kręcą... A świadomość, ze setki ludzkich rąk omacywały pomidory czy jabłka, które chce tam kupić jest przerażająca :/  na ryneczku wszystko wydaje się takie świeższe, lepsze ( i dwa razy droższe)... A może w sumie to też ściema?

Ok, rozpoczał sie weekend więc czas na wypoczynek. Herbata czeka,zaraz zmykam pod koc i poczytam coś odprężającego (obecnie czytam "Żołnierzy wykletych" a to napewno nie jest odprężające, więc chyba zdam się na czasopisma :P)

6 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Wczoraj się poużalałam, dziś koniec.

Na śnidanie wciągnęłam płatki z mlekiem i coś mnie tknęło, ze to dziś. Że to wlasnie teraz nastał czas aby zabrać się za siebie. Dodatkowo jestem przed okresem i nie dość, że i tak przytyłam to jeszcze jestem cała spuchnieta. Czyli moje odbicie w lustrze w tym momencie rowniez jest mnie w stanie jakoś zmotywować :)

Kłopot w tym, ze rozwaliła mi sie waga. Najpierw ją przekinałam, że podaje dwa kg więcej niż poprzednia (i zapewne nie myli się :/), ale była taka ładniutka :/  Zmieniłam baterię, ale mimo to waga szaleje- raz wskazuje 49 kg (hihihi), a raz 115 :( A że nie mam zbyt wiele kasy w tym miesiącu więc niestety nie kupię sobie nowej. Niestety ja należę do osób, które odchudzając się ważą się co drugi dzień - jakoś większego kopa mi to daje.

No ale liczę, że do momentu, aż kupie sobie nową to wrócę do wagi paskowej, aby jakiegoś szoku nie było, bo jestem pewna, że teraz jest grubo przekroczona wcześniej wskazana waga.

Ogłosiłam zatem wszem i wobec, że to dziś więc teraz biorę się do roboty.

5 stycznia 2015 , Skomentuj

W końcu mam konkretny jasny i przejrzysty cel- otóż od dwóch tygodni jestem szczęśliwą posiadaczką pierścionka zaręczynowego i oficjalnie jestem narzeczoną :) Zatem nic innego na myśl sie nie nasuwa, jak tylko spiąć dupsko i zabrać się za siebie, a jest zupełnie na odwrót!

Mam wrażenie, ze... Nie mam siły, aby podjąc walkę ze swoimi słabościami. mam wrażenie, że ... mi sie nie chce...

Uwierzcie- nawet sie nie hamuje jak mam na coś apetyt. Jedna wielka masakra. A to chipsy, a to czekolada, a to ciastko... i mimo poczucia winy wszystko laduje w mojej buzi, a nastepnie w żołądku, a nastepnie w dupsku i boczkach. Niestety dobrze nie jest.

Wdurzej mierze ma na to wpływ moja praca- znow 10-11 godzinny dzień pracy (taaa, nie, to nie sa platne nadgodziny, to jest "cichy nakaz" kierownictwa). Więc gdy o 18.00 lub 19.00 kończe pracę, to nawet nie zdąże na aerobic, ani nawet nie mam chęci na spacer, ani w ogóle na nic. Jem kolacje, kładę się pod koc, czytam książkę, słucham spokojnej muzyki, aby jakos sie odstresować i idę spać oczywiście w miedzyczasie podjadając WSZYSTKO co mi wpadnie w ręcę.

Ta nieszczęsna praca doprowadza mnie do szału, ale wiem, że ciężko bedzie znaleźć inną. Tym bardziej, że mając umowę na stałe moge bez problemu planować powiększenie rodziny juz od razu po slubie :)

Poza tym wszystko inne- ok, znalzłam w koncu biustonosz, ktore jest w stanie opanowac mój bujny biust i od razu kupilam sobie jeszcze dwie sztuki. I w końcu jakoś to całkiem fajnie wygląda.

No coż, wróciłam na vitalie, to i może znów zabiorę się za zdrowe i rozsądne odżywianie i zwiększona aktywność. 

24 listopada 2014 , Komentarze (2)

Z samego rana zgodnie ze swoim postanowieniem wybrałam się do przychodni na badanie krwi. Wracając kupiłam świeże bułki, pyszny ser i wraz z moim partnerem zjedlismy sobie pyszne śniadanie (ech, gdyby można było tak mieć świeże bułeczki na codzień...). Cóz, nastepnie zaczęla się mniej ciekawa częśc dnia, czyli praca.

Po południu odebrałam wyniki i okazały się całkiem zadowalajace, no oprócz lekko zawyżonego cholesterolu (ale wstyd- mieć zawyżony cholesterol w wieku 30 lat :/).

Dieta i aktywność powodują, ze uśmiech nie schodzi mi z twarzy, humor dopisuje i w ogole jest ok :) Ale... nie mam jakoś siły wejść na wagę. ..  Nie wiem ile waże.. po ubraniach czuję, ze są luźniejsze, ale boję sie tego, że... waga nic nie wskaże... Bo to takie demotywujące... Ile razy jest tak, z spodnie robią się luźnejsze, a waga ani drgnie, a ja jak głupia wpatrzona w nia jestem jak w jakaś wyrocznie...

Ok to na tyle. Dziś spedzam wieczór sama więc wykorzystam ten czas na domowe SPA :))

23 listopada 2014 , Komentarze (1)

Nie mam powodów do narzekań na razie. Trwam jakoś w postanowieniach (z przerwami :) )- no ale trwam!  Aktywność fizyczna też na zadowalającym poziomie, słodyczy nie jem (tydzień jak na razie, ale cel- 17.12.2014). W pracy trochę spokojniej, mam więcej czasu dla siebie, a więc nadrabiam zaległości książkowe, towarzyskie i zakpupowe.

Zrobiłam bogate zakupy w YR, gdyż ponownie maja świateczną kolekcję kosmetyków, zatem obłowiłam się  w żele pod prysznic o zapachu pomarańczy z czekoladą i gruszki w karmelu :)) itp. Ponadto zaopatrzyłam się w 3 pary spodni zakupionych w Camaieu (mój ulubiony sklep)- nie zamierzałam kupić aż 3, ale tak świetnie na mnie leżą, ze musiałam :) Naprawdę ciężko jest mi znaleźć dobre spodnie- jak są dobre w pasie to nogawki są za szerokie (i wylądaja jak męskie :/), jak nogawki sie dobrze układają to w pasie są ciasne, albo w pasie są za krótkie, albo coś odstaje na wysokości kiezeni....Ech, masakra.... Aż w końcu znalazłam spodnie, które są jakby specjalnie na mnie szyte! nic nie odstaje, nic nie obciska, nic się nie wylewa ;) Coś musi w nich być, bo ostatnio w pracy usłyszałam komplement, że mi nogi schudły :) Hehe, jednak to nie dieta, a  dobrze dopasowane spodnie czynią cuda :))  Odświeżyłam szafę, która wymagała odświeżenia dawno. Trochę kasy wydałam, nie planowałam tego, ale tyle oszczędzałam na sobie, że w końcu trzeba! A więc na liste zakupów nie wpadły tylko te nieszczęsne spodnie, ale też bluzki, legginsy,płaszczyk, żakiet, szpilki (moje pierwsze 30 letnim życiu- wstyd, co?), świetne wysokie kozaki na zimę (są wow!) i w końcu czuję się świetnie z samą sobą. Wiem, ze nie wyglądam perfekcyjnie, ale już kilka nowych i dopasowanych ciuchów sa w stanie poprawic mi humor i naprawdę nie chce mi sie już tylko użalać nad sobą, jak to tylko tyję i źle wygladam. Bo nie dość, ze gruba to jeszcze w ciuchach, które mają po 7 lat :/ A tak wczoraj robiłam zakupy i spojrzałam na swoje odbicie w oknie wystawowym i wiecie co? ładnie wygladałam! od momentu rzucenia palenia moja cera jest jednolita i ładna, regularnie uprawiając ćwiczenia moja sylwetka sie bardziej zbiła, nic mi nie faluje na brzuchu, włosy czeszę do góry lub upinam w koczek, moje ubranie nie wyglada jak zdjęte ze stracha na wróble... I co tam, że jestem na skraju nadwagi i otyłości- wygladam fajnie!!! Bardzo żałuję, że dopiero teraz do tego dojrzałam, że tu nie tylko chodzo o wagę, ale o całokształt. Ale lepiej późno niż wcale!

Mimo to w postanowieniach dalej chce trwać. Aby dopełnić całokształt swoich zmian- jutro idę na badanie krwi- cholesterol, trójglicerydy i hormony :) Zobczymy jak to wyglada po tej wewnętrznej stronie :)

Aaa! I ostatni zakup- koc z Home&You- jest taki piękny! I taki mily, ze normalnie moje ciało aż drży kiedy się nim przykrywam :) jest tak miękki i miły w dotyki, ze to się wydaje aż nie możliwe, że można cos takiego stworzyć :)

Ok, kończę swój dluuugi wywód i zmykam do kościła pomodlić się, aby jakoś wytrwac do kolejnej wypłaty :/

P.S. Do postanowień dietowo-sportowych dorzucam jeszcze jedno- co miesiąc coś nowego w mojej szafie, a co, nie należy mi się?:))

28 października 2014 , Komentarze (6)

Czasem, gdy znow zaczynam wszystko od poczatku, dopada mnie taka mysl, ze to juz kolejny raz, ze zaraz znow sie zapomne, i znow, i znow... Z drugiej strony ciezko mowic, ze zaczynam od poczatku, bo aktywna jestem juz od dluzszego czasu, tylko z ta dieta jakos mi tak nie wychodzi... Sport lubie, wydaje mi sie, ze mam dobra kondycje, ale moja silna wola, jesli chodzi o unikanie przekasek i przegryzaczy jest w fatalnym stanie... Zatem jak wspomnialam zaczynam od poczatku, dzis drugi dzien zdrowego odzywiania i braku slodyczy. Na mysl ile razy juz tak pisalam robi mi sie strasznie wstyd, doslownie nakopalabym sobie w dupke za ten moj slomiany zapal, za ten slogany, ze teraz bedzie inaczej, ze uda sie...

Ale z drugiej strony, a nuz moze teraz? Moze teraz sie uda?

Trzymam kciuki za wszystkie walczace dziewczyny i za siebie samą. Bo chyba kazda z nas wie jakie  to wyzwanie wytrwac w postanowieniach:-) 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.