Opisać wszystkiego się nie da. Można streścić, że codziennie życie mija mi tak:
- kurs do miasta do szkoły muzycznej, po drodze szkoła starszego syna i przedszkole młodszego;
- w drodze powrotnej zakupy, załatwienia itp.,
- gotowanie obiadu w ilościach jak dla wojska,
- bieg z psem w ramach spaceru (kto miałby czas spacerować?),
- kurs do przedszkola,
- ekspresowe ogarnięcie stajni Augiasza i wyrzucenie partii prania na strych, zrzucenie suchych ciuchów z dnia poprzedniego do garderoby,
- kurs do szkoły muzycznej po córę i powrót w gigantycznych korkach (kto zna Kraków, ten wie :-)),
- po powrocie kawa z termosu na przywrócenie życia, nakarmienie stada, dopilnowanie odrabiania lekcji, dzienniczków, ćwiczeń itd. itp.,
- nakarmienie stada przed nocą, zaganianie do łazienki i łóżek,
- przygotowanie ciuchów na dzień następny,
- prysznic, łóżko, pół strony książki i zaśnięcie przy czytaniu....
Jeszcze ekstra raz w tygodniu mam 2 godziny na basenie (plus dojazd) jako obsługa zmokłych dziewcząt - koleżanek mojej córy.
Przychodzi sobota, mam nadzieję nadrobić zaległości, a tu: najmłodsze wymiotuje, średnie gorączkuje, najstarsze pyskuje, mąż imprezuje, a ja.... zaciskam zęby.
Przyjechał na kilka dni do nas mój tato. Patrzy na mnie i mówi, że on w moim wieku też miał kołowrót i nie miał kiedy się wyspać. Marzył sobie, że jak dzieci pójdą w świat, to on zwolni tempo i sobie wreszcie odpocznie. A teraz siły ma coraz mniej, zdrowie kiepskie i bezsenność. I cokolwiek robi, zajmuje mu to więcej czasu, więc nie ma kiedy odpocząć. A sen, o którym marzył, nie chce przyjść. Pocieszył mnie, nie ma co :-) Ten kołowrót nigdy się nie skończy, tylko się będą zmieniać atrakcje :-)
Wracam do "Biegnącej z wilkami" Jesień to czas wchodzenia w głąb siebie, a tam zawsze można znaleźć coś nowego. To nic, że czytam po dwa zdania (stojąc w korkach). Mam czas porządnie je sobie przemyśleć :-) Do wiosny będę mądrzejsza :-D
P.S. Chudsza też będę, bo nie mam czasu jeść.... A jak gotuję, to tak się nawącham, że mam dość....