miało być bardzo ciepło, a jest ledwo 13 st.
i tak od wczoraj.. wczoraj przynajmniej nie padało.. a dziś od rana już pada...
nawet zaliczyliśmy pierwszą wiosenną burzę o 5 rano.. no, ale co poradzić.. że jak Mążul w domu my zamiast na romantyczny spacerek
lub wypad nad wodę pracujemy...
wczoraj walczyłam w domku.. sprzątanie, pieczenie i gotowanie.. jednak zaprosiliśmy na grilla tylko wujka z rodzinką..
bo w sumie rodzice i rodzeństwo mogą zawsze do nas wpadać..
a I. obiecał wujkowi, że umówimy się na grilla..
a ja wolałam teraz mieć to z głowy niż potem jak już będę na końcówce
lub gdy będzie Maluszek.. pogoda nie dopisała, ale po kawie
i ciastku chłopaki zrobili mięsko i kiełbaskę na grillu na podwórku,
a my w tym czasie babskie pogaduchy o wszystkim i o dzieciach z dziewczynami..
wieczór minął sympatycznie.. pojechali ok. 21.30..
szybko ogarnęliśmy i schwałam jedzonko do lodówki.. a potem kąpiel i wyrko..
i zaczął się sajgon..
bo mimo, że byłam zmęczona całym dniem to za cholerę spać nie mogłam...
każda pozycja zła... a to mnie nie wygodnie, a to znów Cocolino nie zadowolony
i się rozpychał.. no masakra wam powiem..
ok. 5 do snu w końcu ululała mnie burza...
ale przed 9 już koniec spania, bo znów Wiercik się domagał śniadanka..
po śniadanku poszliśmy do sklepu po chlebek, a potem praca w ogródku..
przygotowaliśmy grządki pod warzywka.. chce zrobić akcję siania w sobotę..
po obiadku ja zasiadłam pracy papierkowej
i szperania po allegro (robię listę wyprawkową)
a Mężul sprząta w garażu...
wczoraj mnie oświeciło, że przede mną dwa miesiące ciąży,
a potem same nowości i świat do góry nogami stanie..
wow.. fakt trzeba się liczyć również z tym, że Młody zechce poznać świat wcześniej..
Miłego weekendu Kochani...