Witajcie,
dzięki za miłe komentarze... jak zwykle mogę liczyć na Wasze dobre słowo..
My już po weekendzie, a ja po dniu w pracy.. Pan I. ma urlop..
nawet nie wiem kiedy ten czas przeleciał..
byłam u rodziców już ok 14 w sobotę, potem poszłam z Mikim na festyn..
i jakoś popołudnie zleciało.. Pan I. dojechał na rowerze,
ale był ze znajomymi to pojechali sobie na zielone piwko..
ja podjechałam do nich z Miko, ale byłam tam chyba z 20 min. bo się nie dało.. uciekał do piaskownicy, wyrywał dzieciom zabawki, były piski i krzyki.. masakra..
jak Miki poszedł spać to poszłam potem do mężowej ekipy na festyn,
ale tylko na godzinkę.. nie chciałam mamy za długo zostawiać z Mikim..
A w niedziele po kawie babciowo-urodzinowej
poszliśmy z Miko, moją Bratową i małą Zuzią znów na festyn...
Chłopaki korzystali z pogody i walczyli na polu - kosili zboże..
a wieczorem urodzinowy grill... po 21 Pan I. pojechał na rowerze do domu,
a my zostaliśmy u dziadków jeszcze bo ja dziś w pracy byłam,
a nie chciało mi się jeździć w te i z powrotem..
dziś w pracy nie wiem kiedy dzień przeleciał... jest tyle roboty, że nie dobrze,
że mam kiedy zjeść i kiedy zerknąć na zegarek by wyjść do domu..
Moja Maminka dziś chwaliła Mikosia,
że miło dzień spędzili, że on grzeczny i fajnie się bawił..
ale chwalenie się skończyło jak tylko ja próg mieszkania przekroczyłam..
wtedy w moje dziecko diabeł wchodzi i zaczyna się sajgon...
biega, wyciąga wszystko z szafek, ściąga wszystko co mu wejdzie w zasięg, piski, krzyki i ogólne szaleństwo.. popisuje się mały Wariat..
ale to zaraz po tym jak się na mnie uwiesi, doszuka się pod koszulką tego co go interesuje i pociumka... może moje mleko tak na niego działa?
jak jakiś redbull czy coś... hi hi....
dobra kończę - czytam co u Was i idę w bety... zmęczona już jestem...
dobrej nocy...