STYCZEŃ 2011
No i mamy NOWY ROK.
Długo mnie tu nie było tzn. byłam, ale tylko czytałam, bo pisać nie było o czym i paska też mi się zmieniać nie chciało. Wolałam trwać w przekonaniu, że nie jest źle, że to tylko 2-3 dodatkowe kilogramy i zaraz sie z nimi rozprawię.
Nie było źle. Ciągle w ryzach trzymała mnie wizaja dostania ukochanej pracy, którą bzdurnie kojarzyłam z koniecznością bycia zgrabną babka (całe moje szczęscie bo chyba teraz wyglądałabym jeszcze gorzej)
Ci , co tu zaglądali wiedzą, że pracę dostałam w sierpniu czyli jakieś 5 miesięcy temu. Ważyłam wtedy jakieś 72kg i już nie czułam się komfortowo, bo od moich wyśrubowanych 65kg dzieliło mnie sporo.
Praca wymagała ode mnie przystosowania się do nowych warunków, co mnie trochę stresowało i powodowało, że na początku w godzinach pracy nic nie jadłam za to po 16ej wpadałam głodna i pochłaniałam obiad z deserem, a za jakieś 2 godzinki kolację.
To nie mogło się dobrze skończyć.
Tyłam...
Ciągle mysłałam, że dam radę zawrócić i że w każdej chwili mogę znów zejśc poniżej 70kg. Niestety sama siebie oszukiwałam.
Pod koniec wakacji ważyłam już 75kg potem zaraz 80.
Koło 83kg trochę się zatrzymałam (dzięki Pani dietetyk) - założyłam nową akcję zeszłam do 79kg, ale to był początek konca. Przestałam się ważyć, gdy waga przekroczyła 85kg i w Sylwestra zobaczyłam na wadze 89,6kg!!!! pomysłałam - osiągnęłam DNO!
Tak, to prawda. Smutna prawda. Znów jestem tłusta, i choć mam wymarzoną pracę nie jestem do końca szczęsliwa.
Z nastaniem nowego roku postanowiłam schudnąć
- daję sobie 6 miesięcy na 20kg.
Bedzie trudniej niż 2 lata temu gdy zostałam członkiem Klubu Zwycięzców Vitalii, ale DAM RADĘ!!!!!
OD 1go stycznia do jutra zaplanowałam sobie poszczenie - jem płatki owsiane warzywa owoce i kaszę jaglaną.
Ogólnie jem połowę (ba! nawet 2/3) mniej i skaczę na skakance.
Czuję, że jest dobrze jutro się zważę i dam Wam znać jak poszło :)))
A od następnego tygodnia smacznie dopasowana - tak sądzę, no i kolejna szóstkowa akcja :))))