Mimo diety nie mogę wrócić do wagi sprzed urlopu. Tzn przez pierwsze dni spadała, a potem jak się zawzięła to ani grama w dół. Oczywiście odebrało mi to całą motywacje i dzisiejszy dzień, czuję, że będzie dniem straconym. Zjadłam do godziny 13 wszystko co miałam zaplanowane w diecie na cały dzień... więc aż się boję pomyśleć co będzie dalej.
Najgorsze jest to, że zbliża się okres krytyczny, tzn
a) trzeba dobrze wyglądać bo mój chłop planuje dużą imprezę, potem sylwester i też trzeba się w kieckę wcisnąć
b) na każdym kroku mnóstwo jedzenia, w tym słodkości, które ja uwielbiam - a to wszystko sprawia, że puchnę w oczach.
Dodatkowo mam kiepski okres w swoim życiu zawodowym, co potęguje mój brak chęci i mobilizacji.
Czuję się niespełniona zawodowo i boję się, że już się to nie zmieni. Nie tak łatwo w wieku 30 lat zaczynać wszystko od nowa, i nie łatwo dowiedzieć się co to "od nowa" oznacza...
Kurcze... to nawet gorsze od tej mojej wiecznej, nierównej walki z kilogramami.