Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pani Architekt od 2 lat próbująca wdrożyć aktywny tryb życia z mniejszym lub większym skutkiem :). Tym razem jest wsparcie i już na pewno się uda zmienić styl życia w 100 %, a nie tylko na pół gwizdka ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9352
Komentarzy: 106
Założony: 30 września 2014
Ostatni wpis: 24 kwietnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
waena

kobieta, 37 lat, Kraków

157 cm, 66.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 listopada 2014 , Komentarze (68)

Dziś smutno, ciemno, zimno i mokro. Oczy same się zamykają, całe ciało mówi "Nie idź na trening". Próbując jakoś wytrzymać do 19.00 i trochę się zmobilizować, zestawiłam zdjęcia od początku diety. Efekt niby jest, ale patrząc na nie zastanawiam się tylko czy niska seksowna kobieta to nie jest czasem oksymoron.. Bad day.



Z pozytywów - wczorajszy pump zaliczony, było naprawdę bosko. Kocham te zajęcia! :) Mam nadzieję, że dzisiejszy dół prędko minie, a kolejne spalone kilogramy pozwolą uwierzyć w siebie. Pod koniec roku chcę mieć wreszcie tą skórzaną spódnicę ;)

23 listopada 2014 , Komentarze (2)

Długo mnie nie było, tyle też trwała moja przerwa w porządnym podejściu do diety. Rozłożona chorobą zatok, górą pracy i ogólnie złym samopoczuciem nie byłam w stanie ćwiczyć, a po odstawieniu antybiotyku byłam ciągle głodna. Na szczęście udało mi się przetrwać kryzys względnie bezboleśnie - nie schudłam, ale też nie przytyłam, co już jest całkiem sporym sukcesem. W międzyczasie zamieszkałam ze swoim facetem, więc zaczęłam znów o siebie dbać :)

Do gry wróciłam początkiem zeszłego tygodnia. Jestem już zdrowa, wróciłam na treningi. Wprawdzie poniedziałkowy pump trochę dał mi w kość.. Prawie dwa miesiące przerwy zrobiły swoje, ale dały też perspektywiczne spojrzenie na siebie. Wydawało mi się, że niewiele osiągnęłam, ale dopiero teraz, kiedy muszę wrócić do najmniejszego obciążenia sztangi widzę, że we wrześniu było naprawdę nieźle! Dało mi to motywacyjnego kopa, żeby regularnie uczęszczać na zajęcia i wrócić do poprzedniej formy. Marzę o pięknie wyrzeźbionych rękach i plecach!

We wtorek i czwartek wróciłam na Krav Magę. Było jak zawsze bosko! Na zajęciach pojawiły się nowe maty do kopania, można się wyżyć za wszystkie czasy. Trochę ociągałam się w pójściem na trening, nie powiem. Wieczorami po pracy jestem już śpiąca i zmęczona, jednak M. ochoczo popędził na swoje zajęcia, więc i ja po półgodzinnej drzemce pojechałam na swoje. Po drodze wpadłam do sklepu z pięknymi sukienkami i kupiłam sobie jedną w nagrodę za pierwsze pięć kilo. I niby ją zmierzyłam, niby ok.. dopiero w domu okazało się, że jest całkiem sporo za duża! Ponoć grubi ludzie mają w głowie zniekształcony obraz siebie i po prostu nie dopuszczają do siebie myśli, że coś mogłoby być bardziej dopasowane. Cóż, przed piątkową imprezą podpięłam ją tu i ówdzie, ale M. nie mógł uwierzyć, że mogłam kupić ją taką wielką :P No fakt, dziś się zmierzyłam -7 cm w biodrach, -6 cm w talii...:) !!!! Sukienkę trzeba będzie chyba sprzedać, a na zakupy chodzić z doradcą :D Zwłaszcza, że wróciłam do restrykcyjnej diety i sportu. W tym tygodniu udało mi się ćwiczyć 4x: poniedziałek pump, wtorek i czwartek krav maga, niedziela basen. Docelowo mam karnet na kravkę 2x w tygodniu, na fitness mam też 2x, więc na pewno pump i może TRX i przydałby się basen raz w tygodniu, ze względu na siedzącą pracę. Z czasem może jakaś Chodakowska i ćwiczenia w domu, w końcu mam worek, drążek, piłkę, ławeczkę - nic tylko walczyć :) Tu odsyłam do świetnego bloga prowadzoną przez piękną i wysportowaną parę - http://fitcouple.pl. Fajnie piszą, jeszcze lepiej wyglądają, motywacja jest!

I na koniec - kulinarny składnik tygodnia: BURAK.
Tani, pyszny, o wielu właściwościach zdrowotnych, o których możecie poczytać tu: http://www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/co-jesz/bur... W tym tygodniu zrobiliśmy sobie przedtreningowy koktajl z surowego buraka: http://bonaapetita.blogspot.com/2014/02/koktajl-z-... oraz sałatkę

Składniki:
1 opakowanie jarmużu
3 duże gotowane buraki
garść pestek dyni
2 kwaśne jabłka
ocet balsamiczny
oliwa
przyprawy i sok z cytryny

Sałatka typu "superfood", dostarcza energii i wielu cennych składników. Przygotowanie wymaga trochę czasu, ze względu na gotowanie buraków, ale jest tego warta! Świetnie nadaje się na napady głodu, zwłaszcza, kiedy wracam z treningu, a w pakiecie została mi już tylko lekka kolacja ;)

26 października 2014 , Skomentuj

A więc wolne! Udało mi się wysępić całe 3 dni chorobowego po 3 tygodniach leczenia antybiotykiem, szaleństwo :P Dziś leniwie, ciągle czuję się słaba, ale za to bez stresu, że jutro znów ćwierć przytomna będę musiała dowlec się do pracy. Dietetyczne jedzenie mam, przeżyję.. Gdyby nie to mleko z miodem, już patrzeć nie mogę!

Na obiad dziś, w ramach niskokalorycznego rozgrzewającego dodatku - orientalna zupa z dyni. Udało mi się zdobyć chyba ostatnią dynię na osiedlu, bagatelka pięciokilogramową. Zamroziłam z niej dodatkowe 4 porcje zupy, będzie na zimę :D Dla zainteresowanych przepis tutaj http://www.zajadam.pl/przepisy-zupy/zupa-krem-z-dyni. Jak dla mnie najlepsza zupa krem na świecie! A te zapachy rozchodzące się po mieszkaniu w trakcie gotowania.. pychota. M. za nią przepada, niestety dziś zalega w pracy więc dostanie ją późnym wieczorem albo jutro. Chociaż nie powiem, taka przeżarta jest chyba jeszcze lepsza :) Waga niestety stoi, ale żeby chociaż w górę nie szła na czas powrotu do zdrowia..


Czytałam gdzieś kiedyś, że współczesnym ludziom poprawia się nastrój, kiedy oglądają swój własny profil na facebooku :D Brzmi durnie, ale tłumaczono to tym, że tak naprawdę nasze strony wyglądają tak, jakbyśmy chcieli być postrzegani, prezentujemy w nich siebie z najlepszych stron i przyglądanie się temu napawa nas radością. Ok, może nie tyle mój prywatny profil, co moja skromna stronka "podróżnicza" chyba faktycznie wprowadza mnie w taki stan. Czasem też przytłacza, kiedy widzę, że od dłuższego czasu nie mam co na niej dodać, bo czasu mało albo, jak teraz, zdrowia nie starcza. Martwi mnie np. to, że w Tatrach w tym roku byłam tylko raz! W zeszłym - co weekend! Seria cudownych wypadów, setki przepięknych zdjęć. Próbując patrzeć pozytywnie - ten jeden raz w Tatrach to było późnozimowe wyjście na Kozi Wierch.. :) Pierwszy wypad z rakami i czekanem. Potem obiecałam sobie całe lato i jesień wzmacniać kondycję i na nadchodzącą zimę być w formie, żeby próbować swoich sił. No niestety, plany odroczone, jest mi tego straszliwie szkoda. Drugim świetnym wyjazdem była majówka w Andaluzji, gdzie wynajętym jachcikiem płynęliśmy przez 9 dni od miasta do miasta. Magia. To również spełnianie moich marzeń. Żeglarstwem zajawiłam się na 1 roku studiów, zaczęło się od rejsów studentów architektury. Potem była przerwa, aż zdecydowałam się na kurs na żeglarza. Udało mi się już dwa razy być na morzu i mam chrapkę na sternika morskiego. Wprawdzie brakuje mi jeszcze wypływanych godzin (cholerny brak urlopu!), ale po kolejnym rejsie morskim będę mogła przystąpić do kursu. Jest plan :) Wrzucam kilka zdjęć z wyjścia na Kozi i rejsu po wodach pd Hiszpanii, tak żeby nie odpuszczać i iść dalej. W końcu na rejsie było bosko.. ale jednak nie ubrałam dwuczęściowego stroju ha!

Kozi Wierch:

Rejs wodami Andaluzji:

25 października 2014 , Komentarze (1)

Potworna chandra mnie dopadła, choróbsko nie chce przejść. Trzyma i trzyma, brałam antybiotyk ponad 3 tygodnie i mimo, że jest poprawa, to jednak nie jestem zdrowa. Zatoki już zeszły, ale trzyma gardło, ucho, dziąsła.. Boli głowa i żołądek. A ja powoli tracę chęć na cokolwiek. W pracy ledwo siedzę, po pracy chce mi się tylko spać, a tu ciągle coś trzeba robić dla zleceń pozabiurowych. Koszmar. Antybiotyk się już skończył i niestety okazało się, że brak apetytu, to wcale nie efekt zdrowo zbilansowanej diety, tylko leków właśnie. Teraz jestem zdołowana, obolała.. i ciągle głodna! Próbuję się ratować naturalnymi metodami, w ruch poszło mleko z miodem, czosnkiem i masłem, zioła - mieszanka Bronchial i mam zamiar zrobić syrop z cebuli. Tylko czy to coś da? Poza tym od kilku dni na mleku z miodem waga ani drgnie, a nawet mam wrażenie, że podniosła się trochę powyżej 61.0 znowu :( Bez sensu. 

Kiepska kondycja fizyczna przekłada się na kiepską kondycję psychiczną. Nie robię nic, w gardle gula, ciągły kaszel, problemy z oddychaniem, jak to się stało, że to tyle trwa?! Straszny dołek mnie dopadł.. Pola zdechła po dwóch dniach od operacji, co nie poprawiło mi nastroju.. 

Próbuję się jakoś motywować, żeby nie spieprzyć. Żeby nie rzucić się na żarcie i zostawić wszystkiego w cholerę. 

Najpierw myślę o tym, że będę mieszkać z M. i chciałabym dobrze wyglądać. Nago też. Zależy mi na nim strasznie i naprawdę chciałabym mu się podobać. Tak, żeby kochał się ze mną nie tylko dlatego, że ma ochotę na seks, ale chciałabym, żeby prawdziwie i mocno mnie pożądał. Fizycznie też. Czasem trochę się boję, że się nie uda, że może i mogę być szczupła, ale nigdy nie będę ładna. Nie mam długich nóg, nie mam ładnej twarzy, brakuje mi pewności siebie. Czasem zastanawiam się jak zmienić postrzeganie siebie i skąd się to w ogóle wzięło. Mam wrażenie, że być może z nadmiernej krytyki w dzieciństwie. Nikt mi nie mówił, że jestem ładną dziewczynką, raczej słuchałam, że ten nosi taki duży, że grubasek się zrobiłam (to już trochę później), że inne dziewczynki wyglądają tak i tak, a ja jakoś nie mogę. I choć nie mogę powiedzieć, że mam złą rodzinę, wręcz przeciwnie kocham ich najbardziej na świecie, to mam jednak wrażenie, że nieświadomie zrobiono mi trochę krzywdę. Jestem najstarsza, najstarszego dziecka się nie przytula, musi sobie radzić, młodsze w końcu potrzebują więcej zainteresowania. Niby nic, ale teraz widzę jak bardzo staram się przywiązać do ludzi, jak bardzo brakuje mi takiej bezwarunkowej akceptacji. Przez to nie raz pakowałam się w nieodpowiednie związki, nie umiałam sobie z nimi poradzić, nie umiałam poradzić sobie z zazdrością. Do tej pory jest mi strasznie ciężko. Kilka lat temu, w luźnej rozmowie, jeszcze nie byliśmy parą, M. opowiadał mi o koleżance, która wg niego jest "najładniejszą laską ever". No fakt, długonoga, subtelna, jasnowłosa do tego pewna siebie, wysportowana, ogólnie bajka. I choć minęło tyle czasu, wciąż nie umiem myśleć o tym bez emocji. Że o mnie nikt nigdy tak nie pomyśli.On też nie. Pewnie teraz by się ze mnie śmiał, myślę, że jednak mu na mnie zależy. Ale ciągle jest z tyłu głowy ta myśl,  że jednak wyglądam jak wyglądam i nie wszystkiemu zaradzę. Stąd chyba takie lekkie paranoiczne podejście do odchudzania. Bo potrzebuję akceptacji.

Kolejnym motywatorem są rodzice. Rodzice bez wiary , że mi się uda schudnąć. Mają wpaść 10.11, jakby nie patrzeć trochę mi już ubyło, mam nadzieję, że docenią. Czyżby znów wołanie o akceptację? Potem będzie Bożę Narodzenie i ten sam motyw w wydaniu szerszego grona rodzinnego.

Po Świętach - Nowy Rok - marzę o fajnej kiecce na Sylwestra, bez względu na cenę!

I kolejny motyw, urodziny. Marzę o tatuażu. Jeszcze nie wiem gdzie i pewnie będę mieć problem z wyborem, ale zaczynam już szukać. I do tego.. chcę skórzaną rozkloszowaną spódnicę z wysoką talią i seksowny gorset. Bo tak.

Czas na mleko z miodem.

21 października 2014 , Komentarze (2)


Kolejny cel - osiągnięty. Dziś rano waga pokazała 61.0 !!
Tak więc 1 osiągnięta, do wielkiego oczekiwania na 5 z przodu zostało coś około tygodnia, jest bosko :)

Analizując poprzednie dni - sobota była poniekąd wyzwaniem. Jak już pisałam, rano miałam spotkanie służbowe, udało mi się zjeść przepisowe śniadanie i przygotować kanapkę na odpowiedni czas, tuż po spotkaniu. Następnie udałam się do kuzyna, gdzie ciotka przywiozła mi wałówkę z domu :D Tato kochany uwędził mi z pół kilo łososia, o co za dzień piękny! W związku z tym, że biurowy obiad czwartkowy obył się bez odstępstw, cheat meal został przełożony na sobotę. Zrobiłam obłędne spaghetti z łososiem, pietruszką i .. śmietaną. Proporcje te co zawsze, śmietana w ramach kontrolowanego grzeszku raz w tygodniu. No pychota. Obawiałam się trochę wieczoru i imprezy u A. Ale wiecie co? Dobrze zbilansowana dieta chroni przed napadami głodu i ochotą na słodkie. Jest to dla mnie tak nieprawdopodobne, że aż samej ciężko mi uwierzyć. Wieczorem piłam herbatę zamiast wina (choć tu większy wpływ miał antybiotyk) i zjadłam przepisową porcję bagietki, pasty z cieciorki i do tego sałatka. W sobotę odkryłam jarmuż. Nie miałam pojęcia co to, ani że to teraz super modne dietetyczne zielsko. Ok, modne, nie modne, nie obchodzi mnie to zbytnio, ale kiedy poczytałam o jego właściwościach, to zwariowałam. Nie miałam pojęcia, że to takie cudowne liście! Jak jeszcze ktoś jest niemodny odsyłam do poczytania tu: https://sites.google.com/site/zdrowiewnaturze/pros.... W niedzielę od razu pobiegłam do Biedronki kupić paczkę, zrobiłam również pyszną sałatkę z pomidorem, jarmużem, rukolą, pestkami słonecznika, odrobiną oliwy i octem balsamicznym. Rewelacja.



W niedzielę również mieliśmy jechać do Doliny Będkowskiej, pogoda była przepiękna. Niestety, w tym roku nawet najmniejsze wyjazdy nam się nie udają i uciekł nam autobus :D Trochę szkoda, ale no cóż, auta nie ma, trzeba pocierpieć. Postanowiliśmy zrobić coś pysznego na obiad. I tak na stole wylądowała.. dietetyczna pizza. Wprawdzie na gotowym cieście, ale niby razowe.. Dodałam krakowską z indyka, pomidorki, rukolę, oliwki, koncentrat pomidorowy i trochę mozzarelli. Wyszła bardzo dobra, lekka, waga nie odczuła ;) Wczoraj posiłki zgodne, dziś trochę mi się kolejność zachwieje, bo wczoraj zoperowałam szczurkę (ma się nieźle, choć jeszcze jest trochę lelawa), potem pracowałam do późna i nie zdążyłam z obiadem. Więc dziś kolejność posiłków do śniadanie I, śniadanie II, kolacja i obiad w domu. W planie spaghetti bolonese z mięsem mielonym z indyka. Byle do 59 ;)

Dolina Będkowska.. prawie się udało :D

18 października 2014 , Komentarze (2)

Na babskim wieczorze nie tknęłam nic zakazanego, nawet alkoholu! Zjadłam tylko 2 kromeczki upieczonego przez koleżankę chleba z odrobią różnych pysznych past zrobionych przez dziewczyny - z soczewicy, wątróbki, cieciorki.. czyli zgodnie z planem :) Silny antybiotyk pomógł oprzeć się pokusie wina. W pracy szefowa zaserwowała jajka sadzone z kaszą i surówką.. naprawdę bardzo miłe!

I dziś, ta-daaaaam 62.1!

Dwójka w weekend pójdzie w niepamięć, tak!

Dziś kolejne wyzwanie - parapetówka przyjaciółki w pakiecie z urodzinami i wyjściem do knajpy. Uhh to mnie stresuje o tyle, że Pani A. jest mistrzynią kuchenną i obawiam się, że już od rana pichci, żeby nas ugościć po królewsku. Na szczęście M. idzie ze mną, będę pod czujnym okiem strażnika diety :D

A tak wyglądał dom kumpla po moich 25 urodzinach :) Gdzie te czasy, ehh ;)

A póki co, projektuję, urządzam, czyli praca.. O 11.00 wyjazd w poszukiwaniu inspiracji płytkowych do łazienki, kanapka na drogę już gotowa! Kończę popijać bratka i czas zacząć dzień :) Miłego!

16 października 2014 , Komentarze (2)

Witam dwójeczkę, zabieramy się za jej spalanie. 62.8 !! 
Już nie pamiętam, kiedy tyle widziałam na wadze :)



Codziennie rano moje przygotowania do pracy wyglądają, jak to na zdjęciu poniżej. Czasami wkurzam się, że to zajmuje tyle czasu, że trochę mi się nie chce wstawać wcześniej i zalegać w kuchni. Ale dziś patrzę na wagę i w głowie mam ciągle "Poziom determinacji: wysoki."
Chciałabym, żeby ktoś docenił, czasem na drodze bardzo tego potrzebuję.. Cóż poradzić skoro na razie wszyscy traktują to trochę z pobłażaniem. "Jaka dieta, ta co zawsze?" Tak, właśnie ta.

Dziś obiad w pracy, ciekawe jak duży grzech mnie czeka.. Chociaż szefowa już podpytywała, co mogę jeść, żeby się trochę przystosować. Wow :)

14 października 2014 , Skomentuj

Dziś zły dzień. Dostałam kolejny antybiotyk na zatoki, co eliminuje treningi kolejne 10 dni :(

Na pocieszenie - koktajl owocowy z mrożonych owoców i kefiru 0%. Smutno. 

13 października 2014 , Komentarze (2)

.. i dziś mamy już 63.3 :)

Strasznie się cieszę od rana, motywacja się umacnia, jest super! Do pełni szczęścia brakuje tylko sportu, więc jutro mykam do laryngologa, żeby w końcu ktoś mi pomógł z tymi nieszczęsnymi zatokami, bo przecież zwariować idzie. A tu jeszcze taki zakręcony tydzień, łącznie z tym, że w środę operujemy szczurzycę.. Mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie. I że pogoda dopisze w weekend, bo marzy nam się wyjście w góry, choćby znowu na Turbacz..

Tutaj zdjęcie z samotnego wyjścia na Turbacz w grudniu, w zeszłym roku.. Jak będę lżejsza, to i wychodzić będzie lżej :D

Jadłospis na jutro taki sam jak dziś. Martwi mnie tylko, że nie mam nic przygotowane, ani przemyślane na środę, a po lekarzu jeszcze spotkanie służbowe.. Macie jakieś pomysły na szybki lekki obiados?

12 października 2014 , Komentarze (2)

Na weekend nie mieliśmy żadnych konkretnych planów, a w sumie okazał się ciepły, słoneczny interesujący i poza domem :)

W sobotę o 11.00 umówiłam się z klientką na projekt aranżacji wnętrz. Rano przygotowałam kanapkę i sałatkę i na piechotę udałam się do umówionej kawiarni, co zajęło mi ok. godziny i było cudnym rozpoczęciem dnia. Na spotkaniu zamówiłam sobie kawę z małym grzeszkiem w postaci syropu waniliowego, ach co to była za kawa! Po trzech godzinach konstruktywnej rozmowy zjadłam przygotowane drugie śniadanie na ławce w słońcu.. Potem umówiłam się z M. na dłuuuuuugi spacer nadwiślańskimi bulwarami. Łaziliśmy tak prawie 3h :)! Na obiad poszliśmy do .. Pizza Hut! I kolejny mały sukces - moje zamówienie składało się z sałatki z łososiem i warzywami w sosie musztardowo-miodowym z dwoma paluchami chlebowymi, a więc idealnie. Wieczorem kino.. i wino zamiast kolacji, ajajajaj. W niedziele na śniadanie mała jajecznica i znów wyjście na bulwary, tym razem ze znajomymi. Początek leniwy - na kawie na barce z widokiem na młodych żeglarzy na maleńkich żaglówkach. Czułam się jak na wakacjach. Zamówiłam kawę mrożoną, którą uwielbiam i okazało się, że jest z lodami i bitą śmietaną... Ale od czego mam M.! Zjadł za mnie górę, a ja mogłam rozkoszować się chłodną gorzką kawą bez tych wszystkich kalorii :D Dopiero u znajomych nastąpił cheat meal w postaci penne z cukinią, suszonymi pomidorami, salami i śmietaną. Udało mi się zjeść małą porcję, niemniej jednak zupełnie niedietetyczną. Kolacja już w normie, więc mam nadzieję, że jutro waga jednak troszkę pójdzie w dół, a przynajmniej nie skoczy do góry. Teraz powoli sączę napar z bratka i zabieram się za przygotowanie obiadu na jutro. Niestety bez szaleństw - warzywa na patelnię z pieczarkami i ziemniakami z kurczakiem.

A za żaglami tęskno.. Ciągnie na jeziora, ciągnie na morze..

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.