Drugi tydzień za mną.
Ten należał do wyjątkowo trudnych. W czwartek dowiedziałam się, że to co sobie zaplanowałam zawodowo jest trudne do zrealizowania i chętnych do kibicowania jest niewiele. Takie życie. Biorąc pod uwagę, że marzy mi się ten cel już wiele lat .. dostałam w kość od życia. Piątek należał do tych dni, kiedy masz ochotę zakopać się pod kołdrę i udawać, że Cię nie ma. Niestety, tak się w życiu nie da.
Moją receptą okazała się Chodakowska. Może to zabawne, ale gdy człowiek należy do tych, którzy siedzą cicho i się uśmiechają, próbując pokazać, że nic się nie stało, to taka dawka wysiłku fajnie spuszcza ciśnienie.
Poza tym, weszłam na wagę, już przynajmniej milion razy, ale to właśnie dzisiaj, pokazała ona minus dwa kilogramy!!!
Może nie jadłam, jak na fit życie powinno się, ale miałam taką kluchę w gardle, że nawet kawa mi nie chciała przepłynąć przez nie.
Dodatkowo, w dalszym ciągu regularnie randkuję z Chodakowską, głeboko wierzę, że to właśnie ona się do tego przyczyniła :)
Dziś jest już lepiej.. zamknęłam się przed światem na kilka godzin, odpoczęłam, zadbałam o siebie, tak jak polecałyście :), nawet porzucałam się śnieżkami :)
Przemyślałam również swoje posiłki, które do tej pory, myślałam, że są superowo zdrowe ... a jednak nie do końca były :)
Śniadanko : jajecznica z dwóch jajek na maśle, dwa chrupkie pieczywa z Twoim smakiem, kiełkami, wędlinką, serkiem żółtym i szczypiorkiem.
Obiad: Ziemniaczki, schabik mojego <3 - pyszotka, marchewka z groszkiem.
Kolacja: Orzechy pistacjowe i miód pitny tak dla rozgrzania ;)
Dziękuję, za miłe dla duszy komentarze oraz wasze wsparcie. Bardzo dziękuję.
Oto, co ja dziś wyprawiałam: