Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W sierpniu zdiagnozowano u mnie nowotrów. Wylosowałam nieźle, bo taki przewlekły (mieloproliferacyjny), a nie złośliwe i zabijające ustrojstwo. Po pierwszym szoku postanowiłam, że to właściwie jest niezły pretekst do tego, żeby zacząć żyć tak jak zawsze chciałam. Bez wymówek. Nie marnując czasu. Z pasją i radością. Odzyskanie sprawności i sylwetki jest częścią tego planu;). To ustrojstwo w mojej krwi trochę mnie ogranicza - przekonałam się już, że bardzo lubi suplementy, więc sobie nie pomogę w ten sposób;), ale postaram się podejść do sprawy mądrze i z cierpliwością.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4774
Komentarzy: 626
Założony: 2 stycznia 2025
Ostatni wpis: 28 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sophia1729

kobieta, 42 lat, Złotów

165 cm, 76.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lutego 2025 , Komentarze (6)

Kroki zrobione. Joga zrobiona. Pączek zjedzony:D. Zważyłam go i zrezygnowałam z koktajlu na kolację 😇. 

Śniadanie: Jajko sadzone, haloumi, warzywka, szparagi marynowane, parmezan, orzechy, pesto


II śniadanie: pączek z kremem pistacjowym

Obiado-kolacja: krupnik na żołądkach (moje comfort food )

Dobrze, że dziś było dużo pracy i nie miałam kiedy być głodna :D. Miłej nocki. 

27 lutego 2025 , Komentarze (18)

U mnie takie:

Dla mnie ten z przodu po lewej:D. Smacznego.

27 lutego 2025 , Komentarze (8)

Wczoraj byłam grzeczna. Kroki zrobione (prawie biegłam wkoło bloku przed północą żeby zdążyć 🤣). Jedzonko:

Śniadanie: Takie jak wczoraj, bardzo mi zasmakowało.

Obiad: Rustykalnie upieczony kurczak z warzywami a'la Nigella

Kolacja: jogurt z owocami, orzechami, odżywką białkową, kremem pistacjowym.

Ciekawa jestem, czy uda się jutro zanotować jakikolwiek spadek - ten weekend z graniem i świętowaniem nie nastraja optymistycznie. Trzymajcie kciuki. 

25 lutego 2025 , Komentarze (13)

Gubię się trochę w liczeniu tych dni. Za każdym razem muszę sprawdzać:D. Bardzo bym chciała, żeby przy setnym dniu zobaczyć te - 7 kg - po pół na tydzień raptem. Niby nie jestem przywiązana do tych cyferek, ale jednak 😁. Dziś czuję się o krok bliżej. Choć jakoś tak zmęczona. Dietka pyszna i w założonych ramach (tylko odrobinę za mało białka, ale tak mini mini). Kroki prawie - zaraz idę wyrzucić śmieci, to będą zrobione:D. Joga dziś też na dobranoc.

Śniadanie białkowo-tłuszczowe: plasterek haloumi, jajko sadzone, parówki wiedeńskie, warzywka z pesto i patisony konserwowe

II Śniadanie: bułka proteinowa z lidla, pasta z jajka i awokado, ogórek kiszony i cebulka czerwona.

Przekąska: Koktajl wiśniowo-bananowy bez odżywki białkowej, bo zapomniałam:D, ale za to z chia i skyrem

Obiado-kolacja: Ryż i curry z warzywami i kurczakiem i wakame (baaaaardzo ostre). 

Ten ostatni kryzys to z pewnością była kwestia zmęczenia. Dziś już wypoczęta, po powrocie do codziennego, dobrego i niestresującego, rytmu, w ogóle nie mam żadnych złych myśli na swój temat.  

24 lutego 2025 , Komentarze (13)

Powoli dochodzę do siebie. Dietka się trzyma. Nic nie podjadałam. Kroki zrobione. Joga zaraz będzie na dobranoc. Jakoś tak czuję się niepewnie dziś. Myśli które mam o sobie nie są zbyt miłe. I dotyczą głównie wagi i wyglądu. Nie zdarza mi się to chyba często, ale jakoś nie mogę się ich dziś pozbyć. To chyba ze zmęczenia. No nic. Tłumaczę sobie, że po pierwsze nie jestem obiektywna w tej ocenie, a po drugie, że to jest chwilowe. Powolutku pozbywam się tych kilogramów i już niedługo nawet nie będę o nich pamiętać. Tylko trochę konsekwencji. To tylko kwestia zaopiekowania się sobą. Odróżniania potrzeb od zachcianek. I zmiany perspektywy przy codziennych wyborach. Ech...

24 lutego 2025 , Komentarze (4)

Jakby co to nawet żyję po wczorajszym świętowaniu. Ale czuję się niesamowicie zmęczona. Tak się wydaje, że sport intelektualny to nie do końca sport, ale zmęczenie jest jak najbardziej fizyczne. Najchętniej zrobiłabym sobie dziś wolne, ale nie mogę. Przeciągam więc na maksa poranek i delektuję się zimną już kawką nadrabiając zaległości w czytaniu waszych pamiętników:). To strasznie fajnie, że jesteście i ile ciepła, wsparcia i zrozumienia od was płynie. Czuję, że z takim supportem zrzucenie kilogramów będzie jak pstryknięcie palcami:D. Może nie jakoś super szybko, ale na pewno łatwiej niż jak sobie coś tam sama próbuję. To dziwne jest, bo tak poza tym to ja nie jestem chyba jakąś bardzo społeczną istotą. Choć może tego nie widać, bo robię bardzo dużo rzeczy, które wymagają kontaktu z człowiekiem jednak. 

Trochę mi się chce płakać. Tak trochę z ulgi i wdzięczności. Ostatnie kilka lat to była prawdziwa rewolucja w moim życiu. Zmiana miejsca zamieszkania na zupełnie obce i prawie na drugim końcu polski, ciężka walka o swoje miejsce w nowej rzeczywistości, finalizacja spisanego na straty doktoratu, nowa praca, o którą też musiałam walczyć, bo zaczęłam od paru godzin na umowę zlecenie, tworzenie swojego świata od początku. A wszystko w takim stanie... jakbym poruszała się w smole. Coraz ciężej, coraz trudniej, jakby moje ciało i umysł w ogóle nie chciały współpracować. Potem ta choroba... przyznam się szczerze, że ta diagnoza mnie ucieszyła. Tzn nie to, że jestem chora, tylko to, że wreszcie wiem na co. Że może nie jestem głupia, stara, leniwa i nie robię po prostu źle i za mało, że to wszystko nie działa tak jak powinno, tylko są jakieś obiektywne przyczyny i mogę jednak o siebie zawalczyć. Że tak nie będzie już do końca życia. Co prawda teraz czeka mnie dużo pracy, jeszcze większa rewolucja w stylu życia i myśleniu o sobie, ale znowu coś zależy ode mnie. Teraz to się naprawdę popłakałam 😂. Trochę wydaje mi się, że i tak za dużo bym chciała robić już, teraz, zaraz. Że może powinnam sobie dać więcej luzu i czasu na odpoczynek. Ale trochę się boję, że się za bardzo przyzwyczaję do tego odpoczywania:D. Więc robię te wszystkie rzeczy, które bym chciała robić. Zupełnie nieidealnie, czasem coś zaniedbam, czasem czegoś nie dowiozę, czasem muszę prosić o więcej czasu. Ale robię. Mój organizm wraca do normalnego stanu, zaczyna współpracować, mogę coraz więcej i coraz lepiej. Bez płakania po kątach, myślenia o sobie źle i wyrzutów sumienia. Wiem, że jeszcze mega dużo pracy przede mną, ale już czuję taką ogromną wdzięczność. I za was też. Za wszystkie dobre rzeczy, cudownych ludzi, za to, że wszystko wraca powoli na swoje miejsce💓💓💓💓💓💓💓. Powrót teraz do pierwszej ligi jest dla mnie taki symptomatyczny. Pamiętam jak te 3 lata temu mówiłam, że nie ma opcji, żebym grała w drugiej. Ale dopiero jak przestałam się spinać, jak wyluzowałam, odzyskałam radość z gry, pomimo niedoskonałej formy... dopiero jak powiedzieliśmy sobie, że nie potrzebujemy żadnych wzmocnień, że zawalczymy bez spiny w takim składzie jaki mamy, kiedy znalazłam w sobie dystans i odwagę... Ja wiem, że to nie miejsce na takie rozkminy, bo to pamiętnik odchudzania:D, ale czuję, że mogę i chcę się z wami tym podzielić  💗. Miłego dnia. Walczcie o siebie. Naprawdę warto.

23 lutego 2025 , Komentarze (12)

AWANSOWALIŚMY!!!! Trzy dni naprawdę intensywnego grania. Piątek od 19:30 do 23:00, cała sobota i niedziela od rana do 17:00 - z przerwą na zajęcia na uczelni. Jestem taka szczęśliwa 🥰. Nie wiem jak dieta, bo nie liczyłam. Śniadania ok, obiady z drużyną w knajpach a poza tym to nawet nie pamiętam. No i dziś tylko śniadanie (pyszna sałatka z jajkiem i tuńczykiem) i na kolację pizza, bo nie miałam kiedy zjeść obiadu. Kroki... wokoło stolika :D. Jogę dziś tylko pominęłam. No ale dziś wieczór nie jestem grzeczna 🥂. Wczoraj, kiedy przegrywaliśmy wysoko, to powiedziałam mężowi, że jak wygramy ten mecz to jednak się upiję - kompletnie nie wierząc że mamy szanse 😂. Chyba za dużo adrenaliny żebym mogła się upić. Ale próbuję dzielnie:D. Dziękuję, że trzymałyście kciuki. Miłego wieczorku.

Ps. Zobaczyłam się na zdjęciach z drużyną i od jutra chyba jednak mocniej zacisnę pasa 🤣.

21 lutego 2025 , Komentarze (2)

Wczoraj udało mi się wreszcie zrobić i jogę i kroki. Choć zerwałam się z łóżka przed północą przypominając sobie, że zostało ze 150 i chodziłam wkoło stołu 🤣. Dieta bez deficytu (zdjęcia+ orzechy i gorzka czekolada) - około 2000 kcal - to żebym nie spadła pod stół. Mózg na deficycie przy dłuższym graniu to mi odcina. Sprawdzone. No cóż, są rzeczy ważne i pilne oraz ważne i mniej pilne... Miłego dnia.

20 lutego 2025 , Komentarze (5)

Tak szybciutko, bo jak wypisałam sobie co mam dziś do zrobienia, to natychmiast przestałam pisać:D. W sensie, żeby nie tracić czasu. 

Jutro mega ważny dzień. I ważny weekend. Walczymy o awans do pierwszej ligi. Trzymajcie kciuki. 

Wczoraj prawie ok. Wody pilnowałam tylko do połowy dnia, kroków nie zrobiłam, bo w dzień nie było kiedy a wieczorem padłam. Ale joga zaliczona i dietka według planu (zdjęcia+ przekąska - orzechy i kostka gorzkiej czekolady). Miłego dnia. 

19 lutego 2025 , Komentarze (9)

No wreszcie czegoś nie skontrolowałam 😂. Właściwie to niczego. Nic z zaplanowanych rano rzeczy nie zjadłam, kompletny nieogar. Dobrze chociaż, że mało kalorii wyszło. Ale białka też mało - 57g. Nauki na przyszłość są dwie. 1. Zebranie w robocie nigdy nie trwa tyle, ile się wydaje, że będzie trwało. 2. Śniadania białkowo-tłuszczowe to coś co daje największy zwrot z inwestycji. 

No bo miałam o 9:00 zebranie, a o 11:30 zajęcia. No to myślę sobie, że godzinka, góra półtora, podskoczę do domu potem, zjem śniadanie i wrócę na zajęcia. Ta... Ostatecznie śniadanie jadłam około 14:00, tak głodna, że po drodze kupiłam bułeczki oczywiście, bo tak późno to już nie muszę się trzymać założeń 😣. Po śniadaniu, które wydawało się zdrowe, bo bułeczki zjadłam z pastą z halibuta i jajka i z warzywkami, przymuliło mnie tak, że położyłam się na 10 minut, które okazało się być prawie godziną, a potem już do końca dnia (dalej miałam zajęcia, wieczorem trening brydżowy) kompletnie nie panowałam nad niczym, ciągnęło mnie do słodkiego, do węgli w dowolnej postaci i do podjadania. Skończyło się na tym, że zamiast zaplanowanego shake'a proteinowego zjadłam tosty, zamiast flaczków na obiad kawałek pizzy od córki (jeden na szczęście!) a oprócz tego pomagałam sobie orzechami pecan i gorzką czekoladą (w liczbie dwóch kostek). Do dupy z taką robotą. Żadnych bułeczek więcej na śniadanie 🤣. Ale to może być też dlatego, że odstawiam strzały dopaminy w postaci mediów społecznościowych i bezmyślnego klikania w internet. No i fajki - przyznam się - czasem palę. Wiem, że to największy syf. Zawsze jak są egzaminy jakieś albo podobnego rodzaju stres, a potem tak od 1 do 3 tygodni po. Poza tym okazjonalnie. Jak wyjdę do ulubionego baru, a ostatnio nie wychodzę. No i jak gram w te karty (w domu czy ze znajomymi to nie, tylko jak jest liga albo jakiś turniej). Ale jak już kupię paczkę, a potem jeszcze kilka, to te pierwsze kilka dni jak nie kupuję to jest trudne. No i tak mam 3 ostatnie dni trudne. Ale dziś już czuję się normalnie. 

Kroków nie wyłaziłam, musiałabym po nocach po tej pizgawicy, a już nie miałam na tyle samozaparcia. Joga zrobiona. Miłego dnia. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.