Po Intensywnym dniu fizycznie i emocjonalnie myślałam że zostaje mi tylko zakopać się w łóżku, ale zjadłam gorącą zupę teściowej i knedle, odpoczelam, ściągnęłam pranie i wyszłam na swoje 3km zobowiązanie.
bieganie pomaga odreagować, pomaga w odparowaniu myśli i zbędnych emocji.
kaolrii ani wody nie pilnowałam, totalnie nie miałam do tego głowy.
W sobotę zamówiłam 11m bieżących firany + 2zasłony. Cena mnie zwaliła pomimo promocji... 2600zł... to już na pewno będzie na lata.
W niedzielę brat męża z żoną ogłosili że są w 11tygodniu ciąży. Moje demony wrociły... ja nie mam potrzeby posiadania dzieci. Walcze z poczuciem bycia bezużyteczną oraz szukam odpowiedzi na tysiące pytań odnośnie swojego życia.
Ciężkie emocje doprowadziły mnie do tego że ubrałam strój biegowy i wyszłam na bieżnie lekkoatletyczną (pierwszą w życiu) i zrobiłam 3km po kilkumiesięcznej przerwie. Głowa chciała więcej ale chciałam trochę zapału zostawić na następny dzień.
Kalorii nie liczyłam. Przyznaje że ważenie się podkopało mnie trochę i odpuściłam ale nie przejadlam się.
Zaczęłam go od przeczytania kilku rozdziałów książki (odwaga bycia nielubianym) z kubiem kawy w łóżku. To był cudny poranek. Mając męża obok siebie.
Po 12tej pojechałam na zaplanowane 3 wizyty u lekarzy. Ze względu na to ile czasu spędzę w poczekalni to kupiłam książkę o której już dawno myślami. I cieszę się że ją mam bo jest genialna.
To był dobry dzień. Wodę grzecznie piłam. Jedzonko choć kupne to trzymałam się swoich wytycznych. Sprawdzian miałam największy po pracy.
Wyszłam o 16.30 pociąg spóźnił się 10min i zamknął mi możliwość szybkiej przesiadki co spowodowało że musiałam czekać godzinę na przyjazd kolejnego pociągu. Głodna, zziębnięta powtarzałam sobie że czeka na mnie w lodówce wczorajszy kotlet, który podgrzeje z ziemniakami. Wiec nie ma sensu kupować nawet zdrowej bułki którą się nie najem.
Przyjechałam po 19tej, zjadłam i zanurkowałam pod kocyk z dzbankiem herbaty
W poniedziałek mieliśmy dzień odpoczywania i lenia. Nic nam się nie chciało. Podjechalismy jedynie rowerami na chwilę nad morze a wieczorem obskoczylismy Ikeę i decathlon w poszukiwaniu bieżni i biurka dla brata.
po 4godzinach snu wypiłam kawę i wyjechałam o 4tej przed wschodem słońca w stronę Krakowa. To był dramat. Strasa pusta i monotonna. Głowa przeokrutnie mi leciała. Na szczęście mój tata mnie wyręczył i podjechał 150km aby odebrać ode mnie mamę którą zgarnialam po drodze z sanatorium. Przy okazji zobaczyli nasz remont piętra, pośmialiśmy się, pogadaliśmy. Mąż pojechał do pracy na noc a ja miałam sporo czasu dla siebie aby odpocząć ♡
Trip B (solo) w obie strony. Nie wliczone 80km . To mój drugi raz na przestrzeni miesiąca. Najbliższy za kilka miesięcy, nie wcześniej.
Dwie godziny snu. W środę wieczór wywaliło mi styki w emocjach. Przemęczenie. Okres. Stres. Brak czasu z mężem. Całą noc miałam tysiąc myśli. Kulinacja była gdy pojawiło się mocne pragnienie zniknięcia na conajmnien pół roku ze swojego życia oraz przekonanie że nie żyje swoim życiem. To była koszmarna noc i koszmarny dzień. Ale uratowała mnie myśl przyjaciółki którą nie jednokrotnie przypominam sobie jak mam okres : w tym czasie nie podejmuj żadnych decyzji (!). Tak też zrobiłam, przetrwałam, ale wyszłam totalnie obolala.
Dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Kupiłam sobie na szybko jedzonko w biedrze i ładnie zjadłam. Na obiad były ziemniaczki z kurczakiem i buraczkami. Banany zostawiłam na następny dzień.
wypiłam 2 litry wody - Pękam z dumy po trudnych początkach.