W poniedziałek mieliśmy dzień odpoczywania i lenia. Nic nam się nie chciało. Podjechalismy jedynie rowerami na chwilę nad morze a wieczorem obskoczylismy Ikeę i decathlon w poszukiwaniu bieżni i biurka dla brata.
po 4godzinach snu wypiłam kawę i wyjechałam o 4tej przed wschodem słońca w stronę Krakowa. To był dramat. Strasa pusta i monotonna. Głowa przeokrutnie mi leciała. Na szczęście mój tata mnie wyręczył i podjechał 150km aby odebrać ode mnie mamę którą zgarnialam po drodze z sanatorium. Przy okazji zobaczyli nasz remont piętra, pośmialiśmy się, pogadaliśmy. Mąż pojechał do pracy na noc a ja miałam sporo czasu dla siebie aby odpocząć ♡
Trip B (solo) w obie strony. Nie wliczone 80km . To mój drugi raz na przestrzeni miesiąca. Najbliższy za kilka miesięcy, nie wcześniej.